Sukces "Faworyty"jest efektem swoistego kompromisu. Reżyser utrzymuje swoje artystyczne ambicje na wodzy, pozwalając w pełni zagrać historii i aktorom. Nie oznacza to jednak bynajmniej, iż film
Romanse, zdrady, intrygi. W swojej trzeciej hollywoodzkiej produkcji Jorgos Lantimos - grecki wirtuoz kina artystycznego - zabiera się za luźno inspirowaną wydarzeniami historycznymi kostiumową opowieść o królowej Annie. Jest to zarazem jego najbardziej przystępne dla masowej publiki dzieło. Efekt? 10 nominacji do Oscara, statuetka za najlepszą role kobiecą, garść innych nagród, i szereg pochwał, zarówno ze strony krytyki, jak i widowni. Sukces "Faworyty" jest efektem swoistego kompromisu. Reżyser utrzymuje swoje artystyczne ambicje na wodzy, pozwalając w pełni zagrać historii i aktorom. Nie oznacza to jednak bynajmniej, iż film pozbawiony jest charakterystycznego lantimosowskiego drygu do budowania napięcia. Dzięki znakomitej obsadzie i realizacji jest wprost przeciwnie.
Skoro już zacząłem od obsady, od niej, jako najbardziej rzucającego się w oczy elementu, powinien rozpocząć analizę. Jest ona, do czego Grek zdążył już nas przyzwyczaić, na najwyższym możliwym poziomie. Do Olivii Colman i Rachel Weisz, które współpracowały z reżyserem przy tworzeniu "Lobstera" trzy lata wcześniej, dołącza Emma Stone, zamykając tercet stanowiący o jakości filmu.
Nie dziwne, że Amerykańska Akademia Filmowa zdecydowała się nominować do nagrody wszystkie trzy z nich. Zwyciężczynią na dwie kategorie okazała się jednak tylko jedna aktorka.
Olivia Colman, można śmiało powiedzieć, wciela się tutaj w rolę życia. Jako królowa jest aż do bólu autentyczna i wyrazista, operuje skrajnymi emocjami, niczym wytrawny żongler, ani na chwilę nie tracąc uwagi widza. Przeciwny biegun stanowi tu Emma Stone. Jej postać - Abigail - jest zgodnie z fabułą zmuszona do tuszowania swoich uczuć. Aktorka przez cały film gra więc półśrodkami, insynuując jej prawdziwą twarz jedynie między wierszami. Całości dopełnia nam równie znakomita Rachel Weisz - Lady Marlborough - zupełny antagonizm poprzedniczki. Żywiołowa i charyzmatyczna - jej bohaterkę możemy uwielbiać lub nienawidzić. Pozostali aktorzy, głównie reprezentacja płci niepięknej na trzecim planie, również trzymają poziom, choć bez błysku, co jest też naturalnie wywołane ich stosunkowo niewielką rolą w fabule.
Jak na hollywoodzki film kostiumowy przystało, scenografia i charakteryzacja są dopracowane do perfekcji. Stroje i wnętrza do złudzenia przypominają te z epoki, oddając niezwykły klimat opowieści. Zdjęcia to także znakomita robota. Za pomocą szerokich planów i przestronnych, pełnych przepychu pałacowych sal, Lantimos buduje charakterystyczną dla swoich filmów atmosferę bezduszności i wyobcowania. Montaż zdecydowanie zasługuje tu na docenienie, tempo jest idealnie dostosowane do wydarzeń. Mamy czas na rozkoszowanie się statycznymi, szerokimi ujęciami uzyskanymi przy zastosowaniu "rybiego oka", a kiedy wymaga tego fabuła, film przyspiesza płynnie do niekiedy bardzo dynamicznych sekwencji.
Warto wspomnieć i o bardziej krytycznych głosach. Wielu widzów, często niezaznajomionych z filmografią Lantimosa, krytykuje film za przesadny patos i efekciarstwo, określając go jako "przerost formy nad treścią''. Aby obalić ów argument, należy dotrzeć do samego sedna dzieła. Jest nim styl reżysera, o którym wspomniałem już wyżej, eksponujący charakterystyczne, nieprzyjemne cechy filmowego świata, wywołując przez to u widza skrajne emocje, od śmiechu, przez refleksję, aż po przerażenie.
"Faworyta" to bowiem nie kolejna emocjonująca opowieść o dworskim romansie, a przynajmniej nie tylko. Z historii królowej Anny wynieść możemy wiele więcej. To film o ludzkiej słabości, ambicji, moralności oraz, przede wszystkim, miłości. Jeśli tylko przypatrzymy się bliżej, poza burżuazyjną scenografią, podniosłą muzyką, pięknymi ujęciami, oraz genialną grą aktorską, doświadczymy kilku zastanawiających lekcji.