Recenzja filmu

Podaj dalej (2000)
Mimi Leder
Kevin Spacey
Helen Hunt

Piramida

Takiego Las Vegas jeszcze nie widzieliście. Niskie parterowe domki, charakterystyczne dla osiedli niezbyt zamożnych Amerykanów, prowizoryczne schronienia bezdomnych, puste piaszczyste drogi...
Takiego Las Vegas jeszcze nie widzieliście. Niskie parterowe domki, charakterystyczne dla osiedli niezbyt zamożnych Amerykanów, prowizoryczne schronienia bezdomnych, puste piaszczyste drogi... Gdzieś w oddali znajduje się centrum z neonami, milionami świateł oraz dziwaczną architekturą kasyn i centrów rozrywki, lecz to tutaj właśnie żyje większość prawdziwych mieszkańców miasta: kelnerki, kierowcy, pracownicy hoteli. Oryginalny, odmienny od dotychczasowych obrazów, wizerunek Las Vegas to jeden z atutów filmu Mimi Leder "Podaj dalej". Arlene McKinley (Helen Hunt) jest matką dwunastoletniego Trevora (Haley Joel Osment). Jej życiowy partner (grany przez Johna Bon Jovi) pojawia się w domu co jakiś czas, lecz nie zamierza brać na siebie obowiązków ojca i męża. Arlene wychowuje więc syna samodzielnie, pracuje na dwóch etatach, zmaga się z problemem alkoholowym. Mimo najszczerszych chęci nie jest już w stanie odnaleźć wspólnego języka z Trevorem, który coraz bardziej się od niej oddala. Szansą na odbudowanie więzi z matką daje mu... praca domowa z nauk społecznych, które prowadzi nowy nauczyciel. Oszpecony bliznami po oparzeniach Eugene Simonet (Kevin Spacey) jest pedagogiem, który wkłada w pracę dużo serca i wykracza poza programy. Każdego roku stawia swym uczniom zadanie: rozejrzyjcie się dookoła i spróbujcie naprawić coś, co wam się nie podoba. Niestety, dawno stracił nadzieję, że dzieci naprawdę będą chciały zmieniać świat - wciąż jednak próbuje uczulać je, by nie przechodziły obojętnie nad złem i niesprawiedliwością. Trevor przedstawia najciekawszy pomysł - oparty na zasadach piramidy, czy też łańcuszka św. Antoniego, projekt, według którego można świat uczynić lepszym. Jeśli rozpocznie się od podania pomocnej dłoni trzem osobom i zobowiąże się każdą z nich do przekazania dobrego uczynku kolejnej trójce, to w drugim etapie już dziewięć osób skorzysta z takiej pomocy, w trzecim - dwadzieścia siedem i tak dalej. Idea opiera się na wierze naiwnego dzieciaka w bezinteresowność i ludzką dobroć, wydawałoby się więc, że nie ma szans powodzenia. Jednak Trevor sam postanawia wdrożyć ją w życie. Pierwszą "ofiarą" zostaje Jerry, bezdomny ćpun - przypadek beznadziejny (czy na pewno?). Następnie chłopak postanawia pomóc swemu nauczycielowi. Simonet jest bowiem życiowym asekurantem. Głosi szlachetne idee, lecz boi się wyściubić nos zza bezpiecznego muru, jaki zbudował dookoła siebie. Trevor ma w tym przypadku również drugi cel. Poznając nauczyciela ze swoją matką, pragnie nie tylko wyciągnąć go ze skorupy, ale - czy może przede wszystkim - zmienić własną sytuację. Nowy, wykształcony i odpowiedzialny tatuś - to cel, o jaki warto walczyć. Równocześnie z tym wątkiem film przedstawia nam historię, która dzieje się kilka miesięcy później. Pechowy dziennikarz (Jay Mohr), zaskoczony zachowaniem pewnego prawnika, który bezinteresownie oddaje mu przysługę, zaczyna tropić przypadki "podaj dalej" i postanawia dociec, kto wpadł na taki pomysł. Czy dotrze do Trevora? Po raz kolejny mamy w kinie przypadek odwróconych ról - kiedy nauczyciel sam staje się uczniem. Najwyraźniej hollywoodzcy filmowcy pokochali ostatnio ten motyw: w ciągu miesiąca to już czwarty film o podobnej treści (po "Świętym dymie", "Cudownych chłopcach" i "Szukając siebie"). Reżyserka filmu, Mimi Leder, twierdzi, że chodziło jej przede wszystkim o love story, o ukazanie rosnącej siły przyciągania między parą outsiderów. Jednak największa wartość jej filmu leży oczywiście w pozytywnym przykładzie. Siedząc w kinie, rzeczywiście zaczynamy się zastanawiać, czy nie jest to sposób na poprawienie świata. Paradoksalnie tym, co chyba najbardziej przeszkadza w zaakceptowaniu przesłania filmu, jest granie na uczuciach widzów. Tak, jakby twórcy założyli sobie, że chcą nakręcić największy wyciskacz łez i z żelazną konsekwencją realizowali ten program. Oczywiście, można się czasem powzruszać w kinie, lecz zakończenie jest już zupełnie nie do przyjęcia. Do "Podaj dalej" zaangażowano wspaniałych aktorów, obsadzając ich w rolach, które "przetestowali" wcześniej. Hunt, zdobywczyni Oscara za rolę kelnerki w "Lepiej być nie może", gra bardzo podobną postać: samotna matka, kelnerka, uparta i energiczna, jest zdecydowaną inicjatorką zbliżeń z Simonetem. Również Spacey - dwa Oscary: "Podejrzani" i "American Beauty" - przypomina bohatera z tego ostatniego obrazu, choć w jego wypadku chodzi raczej o sposób gry: nadzwyczaj spokojny i opanowany. Koncertowo odegrał swoją rolę Osment, który do tej pory zdobył "jedynie" nominację do Nagrody Akademii (za "Szósty zmysł"). Aż samo ciśnie się pytanie: dlaczego w polskich produkcjach nie ma tak naturalnych i przekonujących młodych aktorów? Mamy więc film zrobiony według sprawdzonego przepisu: weź kilka gwiazd, daj im do zagrania sympatyczne postacie, a wszystko dopraw humorem i wzruszeniem. Niestety, z przepisami kinowymi jest inaczej niż z kuchennymi - czy to płomień uczuć był zbyt duży, czy łzy przesolone? W efekcie coś tutaj nie wyszło i smakuje fałszywie. Ale nie od dziś wiadomo, że pomysły oparte na zasadach piramidy rzadko się sprawdzają. Chyba, że potraktuje się "Podaj dalej" jak pouczającą bajkę. Wtedy nie tylko miłośnicy kuchni latynoskiej powinni być usatysfakcjonowani.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po pierwsze - ma to być coś, co naprawdę komuś pomoże. Po drugie - coś, czego ktoś nie może zrobić... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones