Recenzja wyd. DVD filmu

Ginger i Fred (1986)
Federico Fellini
Friedrich von Ledebur
Franco Fabrizi

Pożegnanie Mistrza

Choć "Ginger i Fred" nie jest ostatnim filmem Felliniego, bo później zrobi jeszcze "Wywiad" i "Głos z księżyca", to uznać go można za zwieńczenie jego reżyserskiej kariery. Grzegorz Królikiewicz
Choć "Ginger i Fred" nie jest ostatnim filmem Felliniego, bo później zrobi jeszcze "Wywiad" i "Głos z księżyca", to uznać go można za zwieńczenie jego reżyserskiej kariery. Grzegorz Królikiewicz (reżyser i autor wielu analiz filmowych) uważa, że Fellini nie musi robić dobrych filmów, bo robi filmy genialne. "Ginger i Fred" nie jest filmem genialnym, trudno go też zaliczyć do najlepszym obrazów włoskiego mistrza. Niewątpliwie jednak jest filmem pięknym. Złożyło się na to kilka czynników. To pierwszy film, w którym na planie spotkali się Giulietta Masina (odtwórczyni roli tytułowej Ginger) oraz Marcello Mastroianni (Fred). Obydwoje odgrywali wcześniej bardzo ważne role w najlepszych filmach Felliniego. Masina, prywatnie żona reżysera, wsławiła się rolą Gelsominy w pamiętnej "La Stradzie". Później zagrała w "Nocach Cabirii" i "Giulietcie i duchach". W każdym z tych filmów stworzyła niezapomniane kreacje zagubionych i bardzo wrażliwych kobiet, które napotykają na swej drodze życiowej poważne trudności. Łączy te wszystkie postaci odrealniony sposób gry o chaplinowskiej proweniencji. Mastroianni jako alter ego samego reżysera również wcześniej wystąpił w trzech filmach. W każdym z nich odzwierciedlał pewien etap w życiu Felliniego. W "Słodkim życiu" był młodym, choć już trochę zblazowanym dziennikarzem, zgubionym w świecie pozornie wielkich możliwości. W "Osiem i pół" reżyserem, który nie jest w stanie dokończyć swojego dzieła. Wreszcie w "Mieście kobiet" przeżywał kryzys wieku średniego, weryfikując swoje poglądy na kwestie damsko-męskie. Najważniejszy aktor, będący w pewnym sensie uosobieniem samego Felliniego i kobieta reprezentująca najbliższy mu rodzaj kobiecości - kobiecość zranioną, ale wciąż odradzającą się na nowo, spotkali się na planie filmu "Ginger i Fred". Film opowiada o parze podstarzałych tancerzy, którzy w latach czterdziestych święcili triumfy, występując pod pseudonimami amerykańskich gwiazd: Freda Astaire i Ginger Rogers. Rozstali się dawno temu i każde z nich poszło własną drogą. Amelia Bonetti (Ginger) założyła rodzinę i wiodło spokojny mieszczański żywot. Pippo Botticella (Fred) przeżył załamanie po rozstaniu i nie udało mu się ułożyć sobie życia. Teraz po latach spotykają się, by jeszcze raz wystąpić ze swoim tańcem w telewizji. Już nie jako gwiazdy, ale raczej pewnego rodzaju dziwolągi z "przedpotopowej" rzeczywistości. Poprzez fikcyjną materię filmu przebijają co jakiś czas odniesienia, aluzje do prawdziwego życia. Ten obraz jest w gruncie rzeczy metaforą wspólnych losów Masiny i Felliniego, choć pokazanych oczywiście w krzywym zwierciadle przy użyciu właściwej dla reżysera stylistyki. Przedstawiając siebie gorszym niż był w rzeczywistości, czyniąc życie Pippo nieudanym, dał wyraz swoim wątpliwościom, które towarzyszyły mu przez całe życie: co by było, gdyby w jakimś momencie podwinęła mu się noga, gdyby mu się nie udało. Składa też piękny hołd swojej żonie, która choć nie tak zjawiskowa jak Anita Ekberg czy Anouk Aimée, była miłością jego życia i najlepszą przyjaciółką do końca. Jeden z najpiękniejszych filmów o starości.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones