Recenzja filmu

Niemożliwe (2012)
J.A. Bayona
Naomi Watts
Ewan McGregor

Pokonamy falę

Hiszpan jest jednak konsekwentny i ma pomysł na budowanie dramaturgii. Rozważnie korzysta z gatunkowych chwytów – wie, jak nas przestraszyć, obudzić w nas odrazę (fenomenalna charakteryzacja i
A jednak możliwe. Nakręcony za 50 milionów dolarów film Juana Antonio Bayony ("Sierociniec") jest na dzień dzisiejszy najbardziej dochodowym filmem hiszpańskim w historii i drugim przebojem wszech czasów w iberyjskim box offisie. Obraz wciąż musi zdetronizować "Avatara", ale uporał się już z "Titanikiem". Z tym ostatnim filmem łączy go zresztą sporo – "Niemożliwe" wydaje się fabularnym rewersem dzieła Camerona. Kanadyjczyk uczynił z filmowej katastrofy pean na część technologicznych możliwości kina. Dla Bayony rewia efektów specjalnych to jedynie punkt wyjścia – choć gigantyczna fala zbiera krwawe żniwo w wyjątkowo efektowny sposób, prawdziwy dramat rozpoczyna się dopiero po jej przejściu.

Twórcy stąpają po kruchym lodzie. Tsunami, które w 2004 roku zrównało z ziemią wybrzeże Azji Południowo-Wschodniej to wciąż rozjątrzona rana. Opowiadając o perypetiach rozdzielonej przez śmiercionośną falę rodziny, reżyser inspiruje się faktami. Rozgrzesza go to z przyjętej konwencji melodramatu, choć wśród amerykańskich dziennikarzy nie brakuje głosów krytyki, że "Niemożliwe" jest policzkiem wymierzonym ofiarom tragedii (zrobić feel good movie z horroru o duchach to jedno, ale szukać nadziei tam, gdzie życie straciło ponad dwieście tysięcy ludzi, to zupełnie co innego). Nie byłbym jednak tak ostry w sądach – gdyby ten film nakręcił w czasach swojej świetności Steven Spielberg, krytycy i oscarowa kapituła byliby w siódmym niebie. Nominacji za reżyserię życzę również Bayonie, który doskonale rozumie, czym jest rytualny wymiar kina gatunków. Ten fakt ponownie zbliża jego film do "Titanica", w którym wielką tragedię również przepracowano za pomocą klasycznej formy.

O tym, że utrzymanie napięcia po hitchcockowskim "trzęsieniu ziemi" nie jest łatwym zadaniem, przekonał się już niejeden wielki reżyser (ostatnio m.in. Clint Eastwood w "Medium", który także otworzył swój film uderzeniem tsunami). Hiszpan jest jednak konsekwentny i ma pomysł na budowanie dramaturgii. Rozważnie korzysta z gatunkowych chwytów – wie, jak nas przestraszyć, obudzić w nas odrazę (fenomenalna charakteryzacja i scenografia!) i wycisnąć łzy z naszych oczu. To ostatnie przychodzi mu najłatwiej, gdyż scenariusz Sergio G. Sancheza jest wielką pochwałą ludzkiej niezłomności, determinacji i hartu ducha. Skąpane w matowych brązach i żółciach kadry wydają się idealną przestrzenią dla wielkich dramatów i małych triumfów poturbowanych bohaterów. Łkające smyczki na ścieżce dźwiękowej są równie jasnym komunikatem: bez chusteczek się nie obejdzie.

Hiszpan nie rezygnuje w zupełności z elegijnej ornamentyki, lecz nawet plansze informacyjne oraz zdjęcia prawdziwych uczestników wydarzeń to w jego filmie fałszywe tropy. Reżyser ma na szczęście świadomość, że znaczenia i wagi pewnych obrazów nie zmieni żadna konwencja, żaden słoneczny filtr i żadna muzyka, choćby najwznioślejsza. Te obrazy również się w "Niemożliwym" pojawiają.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak drobną jednostką jest człowiek, dobitnie uświadamia nam sama natura. Drapacze chmur napawające... czytaj więcej
Obraz Juana Antonio Bayona(twórcy oryginalnego oraz zaskakującego "Sierocińca") pod tytułem "Niemożliwe"... czytaj więcej