Recenzja filmu

Neonowy byk (2015)
Gabriel Mascaro
Juliano Cazarré
Alyne Santana

Różowy kowboj

Sam film – nagrodzony m.in. w Warszawie i Wenecji – wymyka się prostym kategoryzacjom – niby to kolejne slow cinema o peryferiach cywilizacji, ale jednak z hojnym naddatkiem. Naturalizm gładko
Pustkowie. Szara, spękana ziemia usłana setkami skrawków materiału mieni się neonowymi kolorami. Pośród tego surrealistycznego krajobrazu mężczyzna – ubrany jak kowboj – zbiera fragmenty plastikowego manekina. Ma już nogi, pośladki – niedługo "uszyje" z tego całe ciało. 

Nie, to nie kadr z nowego filmu Alejandro Jodorowsky'ego. To Gabriel Mascaro, reżyser "Neonowego byka", wprowadza nas w swój wystylizowany świat: patchworkową Brazylię na granicy jawy i snu, modernizacji i zacofania, transgresji i normy. Sam film – nagrodzony m.in. w Warszawie i Wenecji – wymyka się prostym kategoryzacjom – niby to kolejne slow cinema o peryferiach cywilizacji, ale jednak z hojnym naddatkiem. Naturalizm gładko spaja się tutaj z mroczną liryką – bogatym w znaczenia, wizualnie wysmakowanym obrazem – jakby Mascaro chciał za wszelką cenę wydobyć ze swoich bohaterów ekscentryczne piękno. W "Neonowym byku" nie ma idyllicznych "bożych prostaczków", raczej obsesje i fetysze ludzi zawieszonych między surowymi realiami prowincji a fantazjami o nowoczesnym świecie. Symptomatyczne, że to właśnie w Brazylii powstają najciekawsze filmy o marzeniach i aspiracjach gwałtownie modernizującego się społeczeństwa.  



Mascaro bierze pod szkiełko określone mikro-środowisko – trupę objeżdżającą północną Brazylię z pokazami vaquejada. Cała zabawa polega z grubsza na tym, że dwóch konnych jeźdźców bierze między siebie byka, doprowadza go do specjalnej bramki, a następnie przewraca, ciągnąc zawierzę za ogon. Pokazy odbywają się w otoczce wczesnokapitalistycznego, festyniarskiego glamouru – nad prymitywnymi zagrodami dla zwierząt wiszą neony i bilbordy, tuż obok cyrkowych wozów dudni transowa muzyka z baru ze striptizem. Główny bohater – naganiacz byków Iremar – marzy, żeby wejść w ten "świat atrakcji" na równych zasadach: jako artysta. Po godzinach projektuje kostium dla Galegi, swojej kochanki i jednocześnie gwiazdy towarzyszącego vaquejadzie erotycznego show. Na tym opiera się pierwsze "przekroczenie" "Neonowego byka": misiowaty, potężnie zbudowany Iremar na co dzień nurza się w miękkich, kobiecych tkaninach. Kiedy nie dogląda zwierząt, tnie, wycina, szuka inspiracji w żurnalach modowych, zbiera manekiny z wysypiska śmieci.  

To taki "różowy kowboj", który z odpadów nowoczesności próbuje złożyć własną tożsamość. Wpuścić trochę wielkomiejskiej estetyki na brazylijską prowincję – w ten brak określonej formy, w ponure krajobrazy powstałe na przecięciu cywilizacji przemysłowej i agrarnej. W "Neonowym byku" zwierzęta z rodeo są fotografowane jak dzieła sztuki nowoczesnej: dziwne upozowane, podświetlone kolorami, gładkie i kształtne. Kiedy pojawiają się na ekranie, obraz pulsuje erotyczną energią. Jakby Iremar roztaczał przed nami swoje najskrytsze fantazje – te, które dają początek jego kreatywności. Nie ma w nich pretensjonalnego zachwytu "prostaczka" nad witalnością natury, raczej technologiczno-zwierzęce fetysze. Fascynujące jest dopiero zwierzę na tle skomercjalizowanego krajobrazu, odbijające światła neonów. Tajemnicza hybryda natury i cywilizacji. Może Iremar pragnie pozostać częścią obu i dlatego fantazjuje o istocie, która pomieści w sobie te dwa porządki? W końcu uszyty przez niego strój to także hybryda, tylko bardziej dosłowna – połączenie błyszczącej, erotycznej zabawki i kostiumu konia. 

   

Podobne emocje budzi jedna z ostatnich scen filmu, kiedy Iremar uprawia seks z ciężarną kobietą na zimnym, metalowym blacie maszyny do krojenia tkanin. W półmroku, dosłownie na naszych oczach, kochanka zamienia się w zwierzę – krowę albo byka. Czy bohaterowie Mascaro to bogowie, którzy zstąpili na chwilę z Olimpu? A może po prostu prymitywni fetyszyści? Właśnie ta niedookreśloność – i bogactwo wizualnych metafor – czyni z "Neonowego byka" fascynujące kino o doświadczeniu nowoczesności. Nic tu nie istnieje "na pewno", dominuje prowizoryczność parku rozrywki. Znamy to z polskich lat 90. – transformacyjnej degrengolady, czasu przejścia starego w nowe, wejścia na "rynek" nowych estetyk z kolorowego żurnala i serialowej "Dynastii". W filmie Mascaro doświadczamy właśnie takiej dynamicznej metamorfozy świata – od natury do cywilizacji. Pod neonowym światłem odkryjemy i mrok, i seksowne piękno. Lirykę, której warto dotknąć, nawet jeśli nie jesteśmy miłośnikami slow cinema. Bo po bardzo dobrze przyjętym debiucie, o hybrydach Mascaro na pewno jeszcze usłyszymy. Trzymam za Brazylijczyka kciuki.
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones