Jest miłość – ta pierwsza, prawdziwa, która musi się zmierzyć z mnóstwem przeszkód. Są też chwile wzruszeń i cała masa mniej lub bardziej absurdalnych przygód. Ale najważniejsze jest to, że mamy
Kto ma większego pecha od chłopaka, który za kilka chwil ma przeżyć swój pierwszy raz, jego ukochana czeka na górze, jest piękna, zakochana i gotowa, a ten spada przez przypadek do piwnicy i na cztery lata traci przytomność? Kto jest lepszym przyjacielem, jeśli nie gość, który w przypływie geniuszu wali kumpla z całej siły bejsbolem, by ten wybudził się ze śpiączki, kiedy już wszyscy zwątpili, że jest to jeszcze możliwe? I w końcu, kto może się pochwalić większym szczęściem, jeśli nie chłopak, który w poszukiwaniu swojej dziewczyny z liceum przeżywa masę karkołomnych przygód, a na końcu poznaje samego Hugh Hefnera? Choć film chłopaków odgrywających główne role, Zacha Creggera i Trevora Moore'a, opiera się na ogranych schematach i sprawdzonym poczuciu humoru, to nie możemy mu mieć tego za złe, ponieważ reżyserzy mimo niewielkiego doświadczenia zadbali, by w "Miss Marca" znalazło się wszystko, co potrzeba do dobrej rozrywki. Jest przyjaźń dwóch kumpli, z których jeden jest porządny, stały w uczuciach i uczciwy, a drugi nie potrafi sklecić zdania, by nie zawierało choć jeden raz słowa seks, laska, balony, zajebiście. Jest miłość – ta pierwsza, prawdziwa, która musi się zmierzyć z mnóstwem przeszkód. Są też chwile wzruszeń i cała masa mniej lub bardziej absurdalnych przygód. Ale najważniejsze jest to, że mamy się z czego śmiać, a o to, szczególnie latem, gdy żadne poważne zajęcia nie pochłaniają najcenniejszych płatów mózgowych młodzieży świętującej każdego dnia wolny dzień od szkoły, właśnie chodzi. Przy okazji seansu widzowie mogą usłyszeć z ust maszyny do seksu, legendarnego za życia założyciela "Playboya", czyli samego Hugh Hefnera, kilka złotych zdań, o które trudno byłoby go podejrzewać. Być może niejeden niewyżyty samiec, który uważa, że w życiu najważniejsze są liczby, zamaluje skreślenia przy łóżku, zedrze ze ścian plakaty nagich bogiń, odda młodszemu bratu sterty stymulujących czasopism i zrozumie, że każda kobieta ma w sobie ukrytego "króliczka". Piękny to i naiwny morał, ale nie ma plejboja, któremu łezka w oku się nie zakręci. Na "Miss Marca" warto więc zabrać ze sobą kolegów.
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu