Recenzja filmu

Święty interes (2010)
Maciej Wojtyszko
Adam Woronowicz
Piotr Adamczyk

Nie taki święty

Jak rzadko kiedy, film będący w założeniach satyrą, okazuje się jednocześnie niezwykle empatyczny. Fajnie dla odmiany posłuchać w polskim kinie kogoś, kto nie czuje się lepszy od swoich
Maciej Wojtyszko dał się już poznać jako wnikliwy interpretator klasyków w Teatrze Telewizji, autor świetnej surrealistycznej literatury dla dzieci i solidny reżyser filmowy, ale przede wszystkim – twórca bezpretensjonalny, z otwartą głową i lekką ręką. I nawet jeśli w swoich filmach dość pobieżnie opisuje poważne w gruncie rzeczy problemy, wychodzą mu obrazy, które po prostu świetnie się ogląda. Z "Ogrodu Luizy" zapamiętamy fotogeniczny duet Marcin Dorociński-Patrycja Soliman oraz opowiedzianą z wyczuciem, lekko ironiczną love-story. Po "Świętym interesie" zostanie wspomnienie kilku niezłych żartów, ekranowej chemii między Piotrem Adamczykiem i Adamem Woronowiczem oraz jednego z najlepszych gangsterskich monologów w historii polskiego kina autorstwa Mariusza Bonaszewskiego.

Dobór aktorów, nawet w polskim kinie, zwykle nie jest przypadkowy, tutaj jednak obarczony został dodatkowym znaczeniem. Adamczyk grał "Człowieka, który został papieżem" i "Papieża, który pozostał człowiekiem", zaś Woronowicz – księdza Popiełuszkę. Rzecz z kolei nieprzypadkowo opowiada o nadwiślańskim afekcie do sakrokiczu. Ścieżki odgrywanych przez Adamczyka i Woronowicza braci krzyżują się w rodzinnej wsi, na pogrzebie ojca. W spadku po seniorze familii bohaterowie otrzymują jedynie starą szopę. Spoczywa w niej arcydzieło inżynierii motoryzacyjnej – cudowna Warszawa M-20. Tym cudowniejsza, że jak wieść gminna niesie, należąca w przeszłości do samego Karola Wojtyły. Choć dookoła roi się od intonującej kościelne pieśni i "łojezującej!" bez opamiętania starszyzny, bracia postanawiają wykorzystać swoją żyłkę do interesów. Gdy plan wynajmowania samochodu okazuje się finansowo niesatysfakcjonujący, decydują się na spieniężenie automobilu. Wkrótce jednak pojawiają się wątpliwości. Najróżniejszej natury.   

Wojtyszko miał ambicję uderzyć w kilka narodowych przywar. Nie wszystkie związane są bezpośrednio z religią. Chodziło mu raczej o zainicjowane zmianami, które dokonały się w naszej mentalności za sprawą kapitalizmu, merkantylne podejście do wszelkich obszarów życia społecznego. Wiejski ciemnogród nie ustaje w produkowaniu kolejnych świętych relikwii, a zaradne i obrotne cwaniaczki nie widzą nic zdrożnego w kupczeniu "świętością" i żerowaniu na użytkowym podejściu do Najwyższego. Autorski bacik nie sięga oczywiście zbyt daleko – chłoszcze lekko, nie zostawia śladów. Reżysera interesują gagi, slapstickowe sytuacje, komediowe spięcia między postaciami. Poza wymiernym efektem takiego podejścia w postaci przyzwoitej rozrywki, ma ono inną zaletę – jak rzadko kiedy, film będący w założeniach satyrą, okazuje się jednocześnie niezwykle empatyczny. Fajnie dla odmiany posłuchać w polskim kinie kogoś, kto nie czuje się lepszy od swoich bohaterów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones