Recenzja filmu

Świt żywych trupów (2004)
Zack Snyder
Sarah Polley
Ving Rhames

Świt żywych trupów ...

Zastanawiam się czasem czy robienie remaków ma sens. Zwłaszcza, jeśli pierwowzór jest filmowym klasykiem, który mimo upływu 25 lat nie zestarzał się jeszcze w ogóle. No cóż, w dzisiejszym
Zastanawiam się czasem czy robienie remaków ma sens. Zwłaszcza, jeśli pierwowzór jest filmowym klasykiem, który mimo upływu 25 lat nie zestarzał się jeszcze w ogóle. No cóż, w dzisiejszym świecie rządzą jednak pieniądze i właśnie możliwość ich zarobienia (dzięki popularności horroru w ostatnich latach), skłoniła Zacka Snydera do nakręcenia swojej wersji Świtu żywych trupów. Jak to czasami bywa, postanowiono uatrakcyjnić fabułę filmu. Scenarzyści posunęli się jednak w tym przypadku dalej. Otrzymujemy więc horror, którego akcja w minimalnym stopniu przypomina ''Poranek Żywych Trupów'' George A. Romero z 1978 roku. Niezmienione pozostaje właściwie jedynie miejsce, w którym chronią się ocalali ludzie, czyli wielkie centrum handlowe. Główną bohaterką filmu jest pielęgniarka Ana, w której rolę wcieliła się Sarah Polley. Budzi się ona pewnego ranka i spostrzega, że z jej córką stało się coś strasznego. Dziewczynka rzuca się na ojca i przegryza mu gardło. Przerażonej Anie udaje się uciec do samochodu i odjechać. W opanowanym przez zombie świecie nie ma jednak gdzie się schronić. Ana spotyka na szczęście policjanta Kennetha (w tej roli Ving Rhames) i razem z nim oraz trójką innych ocalałych postanawiają udać się do centrum handlowego, gdzie mogliby się zabarykadować i poczekać na pomoc. Okazuje się jednak, że centrum strzegą ochroniarze, którzy nie są zbyt gościnni... I w tym miejscu zaczyna się pierwszy problem. Zawsze podziwiałem trylogię Romero za to, że oprócz horrorów były to znakomite filmy psychologiczne, w których bardzo ważne stawały się relacje i konflikty między bohaterami, uwięzionymi na małej przestrzeni i otoczonymi przez hordy krwiożerczych bestii. W filmie Zacka Snydera konflikty te zostały spłycone, a szef ochroniarzy, którego obawiają się inni, okazuje się być człowiekiem w gruncie rzeczy dobrym i nie pozbawionym odwagi. Kolejnym minusem tego filmu są właśnie bezbarwne postacie. Uważam, że wprowadzono ich tu zbyt wiele. Szczególnie widoczne jest to, gdy do centrum handlowego przybywają kolejni ocaleni. W tłumie bohaterów nie możemy wybrać tego, z którym będziemy sympatyzować i śledzić uważnie jego losy. Nawet Ana, która wydawała się być główną postacią, jak Barbara z "Nocy Żywych Trupów", schodzi na dalszy plan. Jeśli nie mamy filmu głębokiego pod względem treści, oczekujemy chociaż wartkiej i wciągającej akcji. Właśnie uatrakcyjnieniu i przyśpieszeniu akcji miał, służyć zabieg polegający na tym, że powolne i niezgrabne zombie z filmów Romero zastąpiono niezwykle szybkimi i zwinnymi żywymi trupami, z którymi człowiek bez broni nie ma szans w bezpośrednim starciu. Według mnie nie wyszło to filmowi na dobre. Trochę kuriozalnie wyglądają zombie pędzący za samochodem z szybkością sprintera. Niestety innych pomysłów na zbudowanie wartkiej akcji scenarzystom zabrakło, tak więc 1,5 godzinny film jest miejscami nudny i mniej wciągający od swojego ponad 2 godzinnego pierwowzoru. Na produkcję "Świtu żywych trupów" producenci przeznaczyli budżet ok.75 mln dolarów. Widać, że przynajmniej, jeśli chodzi o efekty specjalne te pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto. Nie widujemy tu co prawda zombich zbyt często, jednak ich charakteryzacja jest naprawdę bardzo "ładna". To właśnie sceny z ich udziałem są największym plusem tego obrazu. Fani gore znajdą tu wiele scen, które mogą spokojnie kandydować do miana klasyków tego gatunku (np. scena porodu). Film ten wyróżnia się więc spośród tych wszystkich "ugrzecznionych" hollywoodzkich horrorów z ostatnich lat. Osobom o słabych nerwach odradzam oglądanie. Również muzyka w filmie jest dobra i oddaje jego atmosferę. Świetnym pomysłem jest wesoły i ironiczny utwór "Get ready to die", który słyszymy przed decydującą ucieczką bohaterów z centrum. Producenci postarali się zaangażować do ekipy jako scenarzystę również samego George A. Romero. W filmie odnajdziemy również nawiązania do pierwowzoru z 1978 roku. W telewizji bohaterowie oglądają np. fragment oryginalnego filmu, w którym jedna z postaci wypowiada słynne słowa: "When there's no more room in hell, the dead will walk the Earth". "Świt żywych trupów" jest więc produkcją nierówną. Ci, którzy spodziewali się, że ten film dorówna oryginałowi niestety zawiodą się. Jednak mimo wszystkich wad, dla miłośników tego rodzaju kina jest to pozycja obowiązkowa. Można śmiało powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat, co niestety świadczy jedynie o kiepskiej sytuacji tego gatunku...
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jestem miłośnikiem horrorów i przeważnie staram się zapoznawać z każdym ważniejszym tytułem, nieważne,... czytaj więcej
Ostano w świecie grozy ruszyło. Twórcy starają się wreszcie zainteresować widza tematem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones