Recenzja filmu

28 pokoi hotelowych (2012)
Matt Ross
Marin Ireland
Chris Messina

28 tygodni później...

Każdemu, kto do seansu "28 pokoi hotelowych" przystępuje, by znaleźć odpowiedź na, skądinąd trywialne, co już nikogo chyba w dobie powierzchownie rozumianego marketingu filmowego nie dziwi,
Każdemu, kto do seansu "28 pokoi hotelowych" przystępuje, by znaleźć odpowiedź na, skądinąd trywialne, co już nikogo chyba w dobie powierzchownie rozumianego marketingu filmowego nie dziwi, pytanie – "Co nas kręci w seksie z nieznajomym?", wróżę głębokie rozczarowanie.  Nie o to bowiem, co nas kręci, a co nas podnieca, tutaj chodzi. Dlaczego więc nagie ciała, skąd wyeksploatowana nimi pościel, po co budząca aż nadto oczywiste oczekiwania fizyczność? Czy reżyserowi można zarzucić pretensjonalną prowokację i umyślne wykorzystywanie pierwotnych instynktów widza, który nastawia się na kino wizualne, a nie psychologiczne? Który oczekuje jednowymiarowego obrazu, a nie mozaikowej płaszczyzny? Odprężenia, a nie koncentracji? Który spodziewa się wytężać wzrok i słuch, ale nie umysł?

Intymna atmosfera sprzyja odczuwaniu moralnych rozterek, a nawet zakwasów, nietrudno jest bowiem zespolić się z hermetycznym światem dwojga ludzi, zacząć w nim bytować, bo o egzystencji, a tym bardziej o życiu, nie może być mowy. Nie, jeśli nad głowami, nawet okrytymi kołdrą, ciągle widmo osób trzecich, zdrady, obłudy, kłamstwa, grzechu. Jeśli czas spędzany razem wykradany, wyłuskiwany w sekrecie, nigdy niewystarczający, niesycący, niekompletny. Ograniczony.

Ograniczeń w życiu Kobiety (Marin Ireland) i Mężczyzny (Chris Messina) jest bardzo wiele. Bardzo różnych. Wszystkie jednak zdają się łączyć siły, tworząc kajdany, z których nie sposób się uwolnić, których zrzucić nie można, które zaczynają tłamsić, dusić, uwierać. I tak Ona i On nie mogą stać się Nimi. Nieuniknioną karą za winy jest wina sama w sobie, jej świadomość, nieustanna obecność, niezdolność do przerwania błędnego koła, marazm ugaszający wszelkie, pojedyncze, w porywach uczuć błyskające wybuchy entuzjazmu, optymizmu, rozmarzenia. Można się rozwieść, ale można też ożenić, można trzymać się za rękę podczas spaceru, lecz można także w windzie, dopóki równie jest odludna, co kolejne pokoje rezerwowane pospiesznie dla namiętności, czułości, tęsknoty.

On – zaszczuty przez bezlitosną krytykę pisarz, którego talent docenia tylko ona, jednocześnie deprecjonując wartość literatury. Choć samą siebie postrzega jako kalkulacyjnego wirtuoza, musi stawić czoła zarzutom o kierowanie się w życiu materializmem, a nawet prostytuowanie tak płową twórczo posadą. Nie chodzi jednak tylko o kontemplację obustronnego niedocenienia, chodzi raczej o pęknięcia, jakich przybywa, w miarę, jak pasowość obecnej sytuacji zaczyna przybierać realne kształty – klaustrofobia w związku nabiera w tym przypadku zupełnie nowego znaczenia.
Na wspólne jedzenie, oglądanie telewizji, kochanie się, rozmawianie, rozbawianie i wykłócanie, przysługuje określony limit godzin. Nieprzekraczalnych. Bezpieczny azyl staje się pozbawioną powietrza klatką, piwnicą, podziemiem, w którym brakuje światła. Nadziei na zmianę otoczenia, na życie w prawdziwym świecie. Fikcja musi wystarczyć, a kiedy wystarczać przestaje, zaczyna frustrować… 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W "Raz na milion lat" Grzegorz Ciechowski śpiewał właśnie o nich: "W hotelu w którym nie spał nikt od lat... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones