Recenzja filmu

Air (2023)
Ben Affleck
Matt Damon
Jason Bateman

Buta buta

Cięte riposty wzbudzają aplauz godny rzutu za trzy, a drobne faule w biznesowych starciach są punktowane jako dowody przedsiębiorczości. Z kinowych trybun minuty mijają nie wiedzieć kiedy.
Buta buta
Młodzi nie pamiętają, a zapominalscy wśród starszych przetrą oczy ze zdumienia: w 1984 roku firma Nike kojarzyła się z butami do biegania, natomiast na koszykarskich stadionach przypominała kopciuszka goniącego za znacznie popularniejszymi markami Converse i Adidas. "Air" opowiada o burzliwych kuluarach kontraktu podpisanego ze wschodzącą gwiazdą NBA. Owa transakcja Michaela Jordana wyniosła na finansowy szczyt, Nike uczyniła korporacją, która dziś ubiera Ciebie i Twoich znajomych, i na zawsze zmieniła zasady rządzące sportem oraz reklamą. Przy okazji uratowała kilku zdesperowanych facetów w kryzysie wieku średniego przed bankructwem, dowodząc prawdziwości amerykańskiego snu: sumy pracy, upartości… i farta.


Bohaterem tego okołosportowego dramatu jest Sonny Vaccaro (Matt Damon), łowca koszykarskich talentów na usługach Nike. To nasz człowiek: z rosnącym brzuszkiem, słabością do hazardu i obsesją na punkcie basketu. Dostrzega w 21-letnim Jordanie coś, czego inni jeszcze nie widzą. Swoją nieustępliwością zarazi Phila Knighta (Ben Affleck), założyciela Nike, groteskowego aforystę ze słabością do purpurowego Porsche i zobowiązaniami wobec zarządu. Do przekonanych dołączy także marketingowiec Rob (Jason Bateman), rozwodnik i alimenciarz, który nie chce stracić kontaktu z córką. Wspólnie z kilkoma innymi pasjonatami, z których każdy kolejny jest sympatyczniejszy od poprzedniego, zawalczą o Jordana i stworzą linię dedykowanych mu produktów. Spotkają na swojej drodze agenta MJ, Davida Falka (Chris Messina). Ten strzeże swojego klienta niczym szczekający wulgaryzmami cerber, przeprawa nie będzie więc łatwa. Jest wreszcie Deloris (Viola Davis): niedźwiedzica-matka wyczulona na korporacyjne kłamstwa, pierwsza ambasadorka geniuszu syna oraz, jak się okaże, cicha bohaterka całego przedsięwzięcia.

Reżyserujący całość Ben Affleck oraz odpowiedzialny za scenariusz Alex Convery niemal całkiem wypchnęli z kadru przyszłą gwiazdę Chicago Bulls i skupili uwagę na grupie wyrzutków stawiających na szali swoją przyszłość. Historia biznesowych pertraktacji mogłaby zainteresować dosłownie nikogo, na ekranie przypomina jednak tętniącą energią sportową rozgrywkę. Cięte riposty wzbudzają aplauz godny rzutu za trzy, a drobne faule w biznesowych starciach są punktowane jako dowody przedsiębiorczości. Z kinowych trybun minuty mijają nie wiedzieć kiedy. Galeria bez pudła obsadzonych aktorów, kumpelstwo wygrane bez cienia fałszu, wysoka, choć różna dla różnych postaci stawka, wyczucie tempa i przejrzyste konflikty zapewniają odpowiedni emocjonalny ciężar. Garażowe początki wielkiego biznesu rodzą skojarzenia z "Social Network", międzymeczowe machinacje przypominają o "Moneyball" – a owe tytuły znajdują dodatkowy łącznik w napisanych z Sorkinowską werwą, błyskotliwie wystrzeliwanych dialogach. Affleck, z operatorską pomocą Roberta Richardsona, umiejętnie ożywia sceny gadane: zmienia ostrość w biurowych wnętrzach, macha kamerą na boki, lecz w granicach czytelności, a w decydujących momentach celebruje twarze swoich znakomitych aktorów. Nie ma w tym krztyny oryginalności, lecz co z tego. Działa!


Dynamika to zresztą naczelne przykazanie tego kina. Twórcom udało się uchwycić moment zmiany: pop eksploduje z głośników, kultura coraz bardziej przypomina rozrastającą się franczyzę, zewsząd świecą plakaty i reklamy. Przyspieszająca globalizacja sprzyja robieniu coraz większych pieniędzy. A ponieważ to czasy dziś wyjątkowo chętnie celebrowane przez popkulturę, scenografia w "Air" każe penetrować trzeci plan w poszukiwaniu niespodzianek, radiowa playlista z lat 80. zachęca do tupania nóżką, a VHS-owa ziarnistość prologu sprawia, że nostalgia pulsuje w żyłach. Działa to wszystko na poziomie doznania, ale i w warstwie tematycznej: kibicujemy przecież wielgachnej dziś korporacji, dostosowujemy się do zasad kapitalizmu, uśmiechamy na widok znajomych logotypów i nazwisk.

Choć film oddaje hołd tym, dla których pieniądz jest najważniejszy, robi to zgrabnie: z ogromnym ładunkiem humoru, bez romantyzowania przedsiębiorczości i moralizującej nagany. Decyzje scenariuszowe nieznacznie problematyzują zresztą mechanizmy kapitalizmu. Na ekranie kluczowa decyzja w biznesowym życiu jednego z największych sportowców XX wieku podjęta została za jego plecami – jak za plecami wielu innych gwiazd. Tutaj jednak na straży stały wartości rodzinne i uczciwość reprezentowane przez Doloris Jordan. Affleck nie pozostaje ślepy na dynamikę rasową tej transakcji: ujawnia, jak czarna matka w Ameryce lat 80. poradziła sobie z białymi facetami w garniturach – a jej syn naruszył zasady ich gry.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones