Recenzja filmu

Anatomia zła (2015)
Jacek Bromski
Krzysztof Stroiński
Marcin Kowalczyk

"Zabójca(y)" po polsku

Pan Jacek Bromski zaserwował widzom całkiem przyjemne kuriozum, oto bowiem na nasze ekrany wchodzi film utrzymany w stylistyce jankeskiej o szkielecie fabularnym niczym z francuskiej produkcji
Tak się ostatnimi czasy złożyło, iż co rusz trafiam na co najmniej porządne filmy pochodzące od naszych rodzimych twórców. Poza nielicznymi wyjątkami typu "Sąsiady" (konwencja i przesłanie produkcji mnie w ogóle nie kupiły), gro polskich pozycji kinowych to udane przedsięwzięcia robiące słuszny użytek z dofinansowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Nie inaczej ma się sprawa z "Anatomią zła", która może i jest przesiąknięta amerykańskim kinem sensacyjnym do cna, tym niemniej ma na siebie jakiś pomysł i koncepcję. Inna sprawa, że wspomniany zamysł jest równie oryginalny co i tajwańskie adidasy z czterema paskami, aczkolwiek dobra podróbka czasami dziwnym trafem może niemalże dorównać swą jakością oryginałowi... No właśnie, niemalże.



Były płatny cyngiel do wynajęcia, Karol Z., pseudonim "Lulek" (Krzysztof Stroiński), wychodzi po paru latach spędzonych za kratami więziennymi na wolność. Niestety, ledwie mężczyzna zdąży zaczerpnąć świeżego powietrza poza murami, a już z kolejną intratną propozycją "współpracy" zgłasza się doń prokurator Nowak (Piotr Głowacki). "Lulek" ma się podjąć zadania zlikwidowania komendanta Centralnego Biura Śledczego w tradycyjny sposób, tj. przy użyciu karabinu snajperskiego. Lata spędzone na odsiadce nie oszczędziły jednak Karola, w wyniku czego nie jest on już w szczytowej formie. Zabójca postanawia zatrudnić do pomocy młodego sierżanta Stanisława Waśko (Marcin Kowalczyk), który z powodu kontrowersji na polu bitwy został zdegradowany przez przełożonych. Jak się okaże, misja zabójstwa wpływowego komendanta będzie szalenie niebezpieczna, w dodatku pojętny uczeń w końcu nabierze podejrzeń co do motywacji stojących za udziałem "Lulka" w zleceniu...



Pan Jacek Bromski zaserwował widzom całkiem przyjemne kuriozum, oto bowiem na nasze ekrany wchodzi film utrzymany w stylistyce jankeskiej o szkielecie fabularnym niczym z francuskiej produkcji "Zabójca(y)". Podczas seansu z "Anatomią zła" nie mogłem się oprzeć wrażeniu obcowania z filmem bliźniaczo podobnym do dzieła Kassovitza, przynajmniej pod względem niektórych wątków fabularnych oraz samego klimatu. Zarówno w obrazie z 1997 r. jak i najnowszym hicie sensacyjnym odbiorca uraczony zostaje specyficzną relacją mistrz-uczeń na płaszczyźnie jednej z najstarszych profesji świata, czyli zabijania. Kłopoty zdrowotne profesjonalnego dotychczas płatnego mordercy popychają zawodowca do podjęcia desperackiego kroku, tj. przyuczenia do zawodu nieopierzonego/niezbyt doświadczonego młokosa. Nowy narybek w postaci obiecującego chłopaka okazuje się być pojętnym pupilem, szybko przyswajającym sobie prawidła rządzące kryminalnym światkiem "cyngli". Owszem, "Zabójca(y)" cechowali się znacznie bardziej pogłębioną psychologią postaci, świetnym twistem mającym miejsce w połowie (!) historii oraz niepowtarzalną maestrią Kassovitza, po przełożeniu duchowego poprzednika na polski grunt wspomniane zalety wyparowały zaś bezpowrotnie. Mimo wszystko Bromski udanie spiął klamrą filmową pozostałe punkty styczne łączące "Anatomię zła" i "Zabójcę(ów)", doprawiając recepturę własnej roboty solidnym montażem, niezłym scenariuszem i magnetyczną osobą "Julka" na pierwszym planie.



Z pozoru skrypt filmu jest prosty niczym miedziany drut; ot, kolejna wtórna opowiastka traktująca o przygotowywaniu zlecenia mającego na celu zlikwidowanie grubej ryby polityki. Na szczęście prowadzona w niepospieszny sposób narracja produkcji, ukazująca kolejne kroki podejmowane przez "Julka", z każdą minutą przykuwa widza coraz mocniej do ekranu. Trzon fabularny stanowi jednak rozwój prostej więzi łączącej starego wygę z byłym żołnierzem, która to relacja oparta jest na sprytnej manipulacji protegowanym. "Anatomia zła" nabiera rumieńców typowych dla kina akcji głównie pod koniec, kiedy dochodzi do realizacji misternie opracowywanego planu i różnych zawirowań mącących szyki dwójce zabójców. Całość trzyma się w ryzach aż do samego zwieńczenia, które wygląda niestety, jakby było dopisane na kolanie, tj. w pośpiechu. Owa niedoróbka tłumaczy się po części tym, iż podobno pan Bromski zmuszony był dokończyć recenzowany film w niesprzyjających warunkach związanych z kłopotami natury zdrowotnej. Ile w tym prawdy, pojęcia nie mam, tym niemniej skrótowa końcówka miałyby zdecydowanie większe uzasadnienie w świetle opisanych plotek...



Bez dwóch zdań pan Jacek Bromski popisał się pod względem technicznym, dopieszczając swoje dzieło ze względnym pietyzmem. Jeśli chodzi o pracę kamery sensu stricto, została ona zrealizowana tip-top, dobijając do wysokich standardów amerykańskich. Dobre ujęcia, klimatyczne kadry i brak chaosu to składowe, które winny być w metaforycznym repertuarze każdej produkcji z pogranicza kina akcji. Pomijając drobne mankamenty wizualne, reżyser doskonale zdawał sobie na planie sprawę z tego, w jaki sposób zrealizować kolejne sceny z korzyścią dla widza. Dzięki temu mimo swojskich widoków, obskurnych kamienic i wszechobecnego polskiego języka, odbiorca może się momentami dać ponieść wrażeniu, iż obcuje z produkcją amerykańską, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.



Początkowo nie mogłem przekonać się do muzyki towarzyszącej biegowi wydarzeń ukazanych na ekranie, z czasem jednak motyw przewodni przypominający mieszankę najpopularniejszych kompozycji z filmów rabunkowych począł dodawać pewnego uroku produkcji. Na szczęście darowano sobie patetyczny utwór, którym okraszono nieznośnie podniosły kinowy zwiastun "Anatomii zła". W wysokobudżetowych widowiskach taka oprawa muzyczna ma rację bytu, w skromnych obrazach zakrojonych na małą skalę sztuczne budowanie "epickości" daje jedynie komiczny efekt.



Po pokazie filmu spotkałem się z głosami, jakoby Krzysztof Stroiński był niezbyt trafnym wyborem do roli Karola Z. Cóż, może i pod względem czysto fizycznym aktor ni w ząb nie przypomina zahartowanego w bojach płatnego zabójcy, z drugiej strony najlepszy "cyngiel" zapewne nie wyróżniałby się z tłumu, dzięki czemu miałby szansę na tak długie wykonywanie "zawodu" (patrz: Matt Damon jako Bourne). Poza tym utalentowany artysta miał już okazję zagrać postać szemranego typa choćby w "PitBullu" (aspirant o wielce wymownej ksywce "Metyl"), zatem wcielenie się w "Lulka" nie stanowiło dla aktora wielkiego novum. Dość napisać, iż to właśnie kreacja Stroińskiego jest bardzo mocnym punktem filmu. Odtwórca ról różnej maści wypada niezwykle naturalnie w soczystych dialogach, podciągając nieco młodszego kolegę po fachu, Marcina Kowalczyka. Aktorstwo tego ostatniego z kolei momentami kuleje niczym pies z postrzeloną łapą, co przejawia się w sztucznie wypowiadanych zdaniach, mających zapewne w pierwotnym zamierzeniu podkreślać prostotę mniej doświadczonego bohatera. Nie powiem, z lunetą karabinu snajperskiego Kowalczyk prezentuje się zawodowo, gorzej jednak z kwestiami mówionymi. Dla przeciwwagi, warto podkreślić udany występ Piotra Głowackiego w roli prokuratora, który nie rozstaje się z papierosami nawet na krok. Fanów angielszczyzny (amerykańszczyzny?) ucieszy zaś obecność Andrzeja Seweryna odgrywającego szemranego businessmana co rusz mówiącego w obcym języku z przyjemnym dla ucha akcentem.



Kinowy mariaż spod ręki Jacka Bromskiego wyszedł w ogólnym rozrachunku na plus. Filmowy kolektyw oferuje widzom quasi-amerykańskie wykonanie (wyćwiczony zmysł reżysera robi swoje), sporą dawkę francuskiego posmaku (lekkie déjà vu z "Zabójcy(ów)") oraz polską posypkę, z damsko-męskimi relacjami a la "Psy" i kwiecistym językiem na czele. Nawet w obliczu słabszej końcowej części produkcji, w której absurd goni absurd (tak, stylowy garnitur z "bejsbolówką" na czerepie w ogóle nie zwraca na siebie uwagi...), całościowo "Anatomia zła" wypada zaskakująco znośnie. Do czynienia z wielkim kinem co prawda nie mamy, aczkolwiek dwugodzinny seans nie powinien znużyć żadnego widza lubującego się w jankeskim kinie sensacyjnym. Solidna, rzemieślnicza robota.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: amerykańskie kino sensacyjne + francuska produkcja "Zabójca(y)" + polskie wykonanie to szybki przepis na filmowe danie w wydaniu Jacka Bromskiego; sprawna reżyseria i porządny scenariusz z potknięciami odnotowane w kajeciku; wartość obrazu zdecydowanie podnosi aktorstwo Krzysztofa Stroińskiego, który daje z siebie wszystko nawet w roli niezbyt pasującej do jego wyglądu; niezła muzyka wpada w ucho po dłuższej chwili spędzonej w sali kinowej; tematyka "Anatomii zła" może i jest wyświechtana, tym niemniej nawet typowy schemat podany w wykwintny sposób ma prawo się spodobać.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino polskie ostatnio coraz chętniej sięga po filmowy gatunek. "Anatomia zła" nawet po dwa – mroczny,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones