Recenzja filmu

Blade Runner 2049 (2017)
Denis Villeneuve
Ryan Gosling
Harrison Ford

Sequeli ciąg dalszy

Teraz, kiedy Fabryka Snów wykorzystała wszystkie pierwszoligowe tytuły, na wielki ekran wchodzi kontynuacja filmu, który dopiero po latach został należycie doceniony. "Łowca androidów" po 35
Żyjemy w czasach rozpamiętywania. Na widok starego garbusa otwierają nam się oczy. Targi oznaczone słowem "vintage" przyciągają setki klientów, już nie tylko hipsterów. Wspominamy muzyczne kawałki sprzed kilku dekad i artystów, którzy byli na topie dłużej niż rok. Nie trzeba było być wyrocznią, aby wiedzieć, że Hollywood dobrze wykorzysta tę modę, przynajmniej od strony komercyjnej. Za nami już nowa "Szklana pułapka", nowy "Terminator"czy też nowy "Obcy", które są jak reaktywacje legendarnych zespołów ze zmienionym składem.

Teraz, kiedyFabryka Snów wykorzystała wszystkie pierwszoligowe tytuły, na wielki ekran wchodzi kontynuacja filmu, który dopiero po latach został należycie doceniony. "Łowca androidów" po 35 latach powraca jako "BladeRunner2049". I mimo rozgoryczenia wielu fanów, którzy bali się, że ich kolejny ukochany film zostanie obdarty z godności, reżyser DenisVilleneuve(znany z nominowanego w tym roku do Oscara "Arrival”) podjął rękawicę i wykorzystał różnicę trzech dekad po mistrzowsku. Przynajmniej w kontekście wizualnym.


W nowym – starym świecie wiele się zmieniło, ale dalej łowcy androidów polują na replikanty, które, nie będąc już potrzebne ludzkości, ukrywają się na odludziach. Nie zmieniły się też przepiękne zdjęcia. Te zrobione w 1982 zachwycały, choć obecnie powoli już zaczynają trącić myszką. Dlatego w sequelu Denis Villeneuve postawił na wrażenia wizualne. Za nie odpowiada Roger Deakins, mistrz w swoim fachu, którego pojedyncze ujęcia mogłyby być wstawione w ramkę i powieszone na ścianie. Już w zapowiedziach widzowie dostali mroczne, tajemnicze miasto rozświetlone neonami czy pomarańczowe, brudne pustkowie.


Kino to jednak nie tylko obraz, ale również historia, gra aktorska, efekty specjalne oraz pieniądze. Pieniądze, które mają zarobić producenci, dystrybutorzy i wszyscy inni. Dlatego film musi być dostosowany do ogółu publiczności i ludzi, którzy chodzenie do kina traktują bardziej jak festyn i wyrwanie się codzienności. Reżyser, dbając o to, aby widz przy filmie za bardzo nie wytężał swoich szarych komórek, odkrył nowy sposób narracji polegający na napisie na czarnym tle. Natomiast scenarzyści, HamptonFancheriMichaelGreen, jakby wiedząc, że film odniesie kasowy sukces i będzie oblegany, postanowili powtarzać przynajmniej dwukrotnie dialogi poruszające ważną dla fabuły kwestię. W tym wypadku my, widzowie, możemy być spokojni, że jedząc popcorn, przypadkowo nie zgubimy się w fabule.

W pierwszej scenie tytułowy Blade Runner, OficerK, leci zlikwidować kolejnego replikanta, który postanowił ukryć się na pustkowiu. To właśnie tu reżyser po raz pierwszy zaznacza swoją obecność. Puste, odarte z życia stepy to ulubiona sceneria Villeneuve'a, którą rok temu mogliśmy zobaczyć w nominowanym do Oscara"Arrival". Dłużące się panoramy, choć cieszą oko, są jak opisy przyrody w "Nad Niemnem". Bardzospowalniająakcję i w pewnym momencie przytłaczają. Stąd wynika czas filmu, który niedzielnych kinomanów może przerazić, bo zbliża się do trzeciej godziny.Villeneuvechce pokazać proces dehumanizacji, jaki nastąpił od 2019. Jednak po kilku dłuższych ujęciach widz zdaje sobie sprawę z sytuacji i od teraz wystarczyłoby trwać w tym świecie.


Podkład muzyczny do łowcy androidów z 1982 roku był autorstwa Vangelisa, który swoimi delikatnymi utworami, świetnie pasującymi do obrazu, zawiesił bardzo wysoko poprzeczkę. Hans Zimmerwraz z BenjaminemWallfischemnie szczędzili w środkach i w przeciwieństwie do delikatnych brzmień Vangelisa dostajemy dudniące bębny i doniosłe chóry. To wszystko nadaje każdej scenie powagi. Z ekranu zaczyna wylewać się patos, a widz wpada w konsternację i zadaje sobie pytanie, dlaczego musiał skupiać się w tej scenie, choć w rzeczywistości nie była w ogóle ważna dla historii.

Historia nowego Łowcy Androidów staje się bardzo skomplikowana, dlatego widzowie na pewno będą zaskoczeni końcowym przebiegiem spraw. Oglądając film, możemy czuć się zagubieni w tym chaosie. Szkoda, że reżyser wraz ze swoimi scenarzystami postanowił napompować film wzniosłymi dialogami o niczym (podobnie jak w "Arrival"). Przeintelektualizowane rozmowy i pseudofilozoficzne monologi bohaterów to przerost formy nad treścią. Dostajemy również okienko na kolejną część, co nie wróży nic dobrego.

Wzniosłe, ale puste treści nosi za sobą główny antagonista, który został zagrany przezJaredaLeto. Przez niecałe trzy godziny nie zdążymy poznać jasnych motywów kierujących bohaterem. Można go określićTonymStarkiem o złej twarzy, knującym spisek za plecami wszystkich i wygłaszającym pompatyczne kwestie. Szkoda tylko samego aktora, który znany jest z bardzo dużego poświęcenia dla roli.

Rola Oficera K przypadła RyanowiGoslingowi, którego ostatnio widzieliśmy w "La LaLand". Aktor znalazł w postaci zimnego policjanta samego siebie i jest najlepszy na ekranie. Jego znana, pozbawiona emocji twarz tutaj pasuje idealnie. Można wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że jest to najlepsza rola tego aktora w karierze.

Występ Harrisona Forda był bardzo reklamowany w mediach, ale ten ewidentnie był zmęczony swoimi występami w "Gwiezdnych wojnach". Jego roli, choć dosyć ważnej dla przebiegu fabuły, nie można traktować serio, bo i chyba sam aktor nie przyszedł tu z czysto artystycznych pobudek.


"BladeRunner2049" to kontynuacja, która na rosnącej fali popularności wszelkich remake’ów i sequeli miał stać się łatwym zarobkiem dla producentów. Ci, jakby chcieli to zatuszować, poszukują pewnej artystycznej wizji. Idą wpatos, niespieszne tempo i filozoficzne przemyślenia, które jednak nie zaciekawią niewytrwałego, chcącego akcji widza. Nie zaciekawią też kinomana, który uzna starania reżysera za banał wymierzony w jego policzek. Ale jest to też przepiękne widowisko audiowizualne, a nowy "Łowca androidów" to jeden z tych filmów, które oglądane w kinie zyskują najwięcej. Jednak jak to powiedział Milos Forman,"to ciekawa historia przyciąga widzów do kin".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„All those moments will be lost in time, like tears in rain” - ten cytat doskonale znanego z "Łowcy... czytaj więcej
Jak powszechnie wiadomo, Hollywood to potężna machina produkcyjna, która nie uznaje świętości. Być może... czytaj więcej
Kiedy w 1982 roku na ekranach kino pojawił się "Łowca androidów" luźno oparty na twórczości poczytnego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones