Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście mogli narysować je na kartce? Film Bernarda Rose próbuje przybliżyć nam urok takiej możliwości i nawet jeśli jest to
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście mogli narysować je na kartce? Film Bernarda Rose próbuje przybliżyć nam urok takiej możliwości i nawet jeśli jest to jedna z tych pozycji, o których nikt już dziś nie pamięta, warto po nią sięgnąć.
"Dom na papierze" lub jak kto woli - "Papierowy dom", to historia 11-letniej Anny, która w swoich snach przenosi się do wymyślonego przez siebie świata. Na kartce papieru rysuje dom, a w nim chłopca. Kiedy okazuję się, że w budynku brakuje schodów, postanawia je dorysować. Choć za każdym razem może dokładać kolejne elementy, szybko okazuje się, że istniejących nie potrafi już zmienić. Wkrótce sytuacja wymyka się spod kontroli, a wyimaginowany świat zaczyna się urzeczywistniać...
"Dom na papierze" nie jest arcydziełem gatunku, ale umiejętnie łączy w sobie elementy fantasty, dramatu i kina grozy. Duża w tym zasługa ścieżki dźwiękowej. Stanley Myers i Hans Zimmer sprawnie żonglują emocjami. W scenach, które powinny wywoływać u widza napięcie i niepokój, muzyka jest mroczna i tajemnicza. Gdy akcja nabiera tempa, a na horyzoncie pojawia się niebezpieczeństwo, rozbrzmiewające w tle dźwięki stają się równie dynamiczne. Z kolei, gdy na ekranie gości wątek rodem z kina melodramatycznego, ścieżka dźwiękowa i tym razem nie zawodzi, przybierając odpowiednio wzniosły charakter.
Film Bernarda Rose nie jest raczej oazą innowacyjności i być może dlatego nigdy nie zapisał się wielkimi literami na kartach kinematografii. Pewne elementy czerpie z wcześniejszych produkcji. Przykładowo, scena, w której Anna podczas snu próbuje ingerować w świat wyobraźni za pomocą czynności wykonywanych w sferze realnej, przywodzi na myśl skojarzenia z "Koszmarem z ulicy Wiązów". Sam pomysł wyjściowy może nieco przypominać czołowe dzieło Wesa Cravena, ale nie oznacza, to, że "Dom na papierze" jest wtórny. Reżyser potrafić tchnąć w swoją historię nowe życie. O ile w obrazie Cravena świat snu postrzegany był jako zły i nieakceptowalny, gdzie spustoszenie siał osławiony Freddy Kruger, o tyle w filmie Rose'a (pomijając oczywiście zagrożenie, które również się tu jawi) wydaje się o wiele bardziej przyjazny. Baśniowy charakter opowieści trafia do świadomości odbiorcy jako pozytywna fantazja i sprawia, że mimo wszystko każdy z nas chciałby choć przez chwilę zamieszkać w swoim domku na papierze.
Film przez większość seansu jest w stanie zaoferować enigmatyczny nastrój z pogranicza jawy i snu. Pomimo że ostatecznie nie ucieka od groteskowego klimatu lat 80., nie jest to w tym przypadku aż tak znaczące. Dla fanów kina sprzed dwóch dekad będzie to przyjemna podróż do przeszłości, a widzowie, którzy nawet jeśli nie przepadają za specyfiką tamtych lat, z pewnością znajdą w tym filmie "to coś", czyli magię ludzkiej wyobraźni.