Recenzja filmu

Dziennik zapowiedzianej śmierci (2000)
Daniel Światły
Zdzisław Beksiński
Grzegorz Gajewski

Obojętny świat wampirów

Niezrozumiany, zafascynowany śmiercią, zamknięty w sobie, samobójca, taki obraz Tomasza Beksińskiego zna większość zainteresowanych. Filmy dokumentalne opowiadające o zmarłych zazwyczaj skupiają
Niezrozumiany, zafascynowany śmiercią, zamknięty w sobie, samobójca, taki obraz Tomasza Beksińskiego zna większość zainteresowanych. Filmy dokumentalne opowiadające o zmarłych zazwyczaj skupiają się na przekazaniu odbiorcy historii życia i dokonań bohatera, pokazują żal rodziny, współczucie bliskich i stratę dla świata. Jednak nie odnajdziemy takiego przekazu w "Dzienniku zapowiedzianej śmierci". Ten pośmiertny portret, zamiast mówić o tragedii samobójstwa, szuka raczej zrozumienia i stara się odkryć przed widzem motywy Tomasza.

Warto zwrócić uwagę na formę, jaką posługują się twórcy filmu, chcąc zbliżyć widzów do postaci Beksińskiego. Film składa się między innymi z materiałów archiwalnych, pochodzących w wielkiej części z kamery Zdzisława Beksińskiego – ojca, który znany był ze swojego upodobania do nagrywania codzienności. Oprócz tego widzimy również materiały kręcone za życia Tomasza na potrzeby pracy zaliczeniowej, którą to miała być ta produkcja w planach reżysera. Po tym jak "główny bohater" niedoszłej pracy pokrzyżował reżyserskie plany, powstał trzeci rodzaj materiałów – wywiady z bliskimi i wspomnienia.

Już w pierwszych sekundach filmu twórcy dają nam znać, że przez jakiś czas spróbują ukazać nam świat oczamiTomasza. Widok z okna mieszkania radiowca, na który składają się pierwsze ujęcia, jest pokazany w czarno-białych barwach symbolizując totalny brak kolorów, emocji i szczęścia odczuwany przez Beksińskiego w głębokiej depresji. Chwilę później możemy usłyszeć historię klepsydr, wydrukowanych i rozwieszonych przezTomaszaw mieście Sanok, która potwierdza jego fascynację śmiercią. Sekwencja ta została zmyślnie zmontowana, materiał z Beksińskim żartobliwie opowiadającym o swoim "kawale" został przeciwstawiony fragmentowi wiadomości telewizyjnych dotyczących jego prawdziwej śmierci. Zaraz później pojawia się znów postaćTomaszaw stroju Drakuli mówiącego o smutnym "nieżyciu" wampira, po czym wracamy do wiadomości i kolejnych archiwaliów tym razem z pogrzebu.

Wiadomo już, że głównym tematem realizacji jest bardziej śmierć niż życie dziennikarza. Po chwili widzimy pierwszy wywiad udzielany przez Katarzynę Rakowską, przyjaciółkęTomasza. Decyzja o dołączeniu tego wspomnienia do filmu pośmiertnego może wydawać się szokująca. W słowachKatarzynynie odnajdziemy tęsknoty czy smutku, a jedynie złość i brak jakiejkolwiek próby zrozumienia. Więcej ciepła jest w pokazanych później komentarzach anonimowych internautów, którzy dowiedzieli się o samobójstwie, niż w wypowiedzi bliskiej przyjaciółki. Ujęcie z radiowcem pogrążonym w ciemności i śpiewającym znamienne słowa "Can you hear me!" jeszcze bardziej pogłębia wrażenie samotności i braku zrozumienia.

Wspomnienie następnego przyjaciela – Grzegorza Gajewskiego – to kolejna pozbawiona uczuć wypowiedź. W tym momencie można dostrzec i zrozumieć motyw powtarzalny przez cały film. Wszystkie wywiady z najbliższymi, wypowiadającymi się po samobójstwie, są pokazane w czarno-białych kolorach, podczas gdy materiały z samymTomaszem- kolorowe. To kolejne odzwierciedlenie punktu widzenia redaktora, dla którego otaczający go ludzie byli jak martwi, czarno-biali. Nie rozumieli go i nie próbowali zrozumieć. Zdzisław Beksiński przyznaje w swoich wypowiedziach, że "wielokrotnie nie rozumiał jego motywacji", a nawet, że "odczuł coś w rodzaju ulgi, że w jakiś sposób to się rozwiązało". Wypowiedzi te często są w filmie przeplatane z ujęciami Tomasza siedzącego, na kanapie, pod ścianą w kącie i tak, jakby przysłuchującego się raniącym i pełnym obojętności słowom najbliższych.

"On na pewno nie kochał życia, on z dużym wysiłkiem woli je kontynuował" – Tak mówi ojciec o Tomku. Reżyser z tymi słowami pokazuje nam podróż Tomasza pociągiem do pracy i parzenie kawy. Normalne czynności wykonywane codziennie przez dziennikarza, które w przedłużonych spokojnych ujęciach wydają się nudne, wręcz męczące. Gdy patrzymy na radiowca jadącego w pociągu, słyszymy jego słowa "nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę!". Twórcy filmu robią wszystko, by widzowie również poczuli ten bezsens i zmęczenie rzeczywistością, towarzyszące co dzień Beksińskiemu. Potrzeba dużego wysiłku woli, by kontynuować oglądanie.

Intrygujący jest fragment dokumentu, w którym Beksiński pokazuje swój ząb, który trzyma w ścianie nawiązując do filmu Romana Polańskiego "Lokator". Tomasz porównuje się do głównego bohatera – Trelkowskiego, który w swoim mniemaniu był nękany przez wszystkich wokół i nakłaniany do samobójstwa. Beksiński wprost mówi, że czuje się tak samo. Ząb włożony w ścianę i jego słowa "Nie nazywam się Simon Choule" (osoba popełniająca samobójstwo w filmie Polańskiego) są jakby rozpaczliwym okrzykiem pomocy, wyraźnym znakiem, który Tomasz chce wysłać światu, jednak nikt tego znaku nie chce odebrać.

W jednym z wywiadów wspomniane jest, żeTomaszpotrafił być duszą towarzystwa i zależało mu na tym, by bawić ludzi wokół siebie. Potwierdzenie tego odnajdujemy w jednym z materiałów archiwalnych, w którym próbuje rozbawić znajomych i wzbudzić w nich radość. Wiadomo także, że prowadził tryb życia "w czterech ścianach" i często zamykał się w sobie. Jak sam wspominał, określano go żartobliwie mianem "wampira", choć przed kamerą starał się udowodnić, że to błędne miano. Można nawet powiedzieć, że to on postrzegał ludzi jako wampiry, dawał im radość i angażował się, a nie otrzymywał w zamian żadnego zainteresowania. Czuł się, jakby wysysano z niego energię. W późniejszej scenie słyszymy, jakTomaszo swój stan oskarża właśnie otoczenie zewnętrzne, mówiąc, że ucieka od niego, bo uważa, że świat jest trochę winien. Przyrównuje się do domu pełnego sprzętu podłączonego i gotowego do działania, który jednak nie działa, bo nie płynie prąd. Właśnie tego prądu, czyli, jak to określił Beksiński, "szczęśliwej miłości", nie dostał od świata, dlatego czuł się wykorzystany i niezrozumiany.

Ostatnia scena filmu to Zdzisław Beksiński wchodzący do pustego mieszkania syna. Całość jest znów pokazana w czarno-białym kolorze. Kalendarz pokazujący wigilię 1999 roku ma sugerować, że tak mogło to wyglądać w dniu śmierci Tomasza.Jego ojciec beznamiętnie rozgląda się po mieszkaniu pełnym rzeczy i obecności syna. Po chwili dostrzega coś na podłodze, w tym momencie twórcy pokazują nam ujęcie odłączonego kabla wiszącego nad ziemią, nawiązując w ten sposób do jednej z wcześniejszych wypowiedzi. Kabel ten symbolizuje właśnie Tomasza, który wiedząc, że nigdy nie doczeka się na "prąd", postanowił się odłączyć i nie brać w tym już więcej udziału. Ojciec nie reaguje, spogląda tylko na podłogę po czym odchodzi i wygląda przez okno. Może spojrzenie to pierwsza próba zrozumienia syna, próba spojrzenia na świat jego oczami. Niestety nawet jeśli tak jest, to już jest za późno.

Twórcy bez wątpienia próbowali skłonić do zrozumienia Tomasza. Zamiast pokazać samobójstwo jako coś spowitego tajemnicą, zakrawającego o szaleństwo, chcą wytłumaczyć jego powody, dojść do źródła. Odkrywają brak miłości, szczęścia i zrozumienia, który doświadczał Tomasz. Oglądając "Dziennik zapowiedzianej śmierci" widz raczej nie dziwi się decyzji głównego bohatera. Fascynacja śmiercią staje się jasna, gdy odkryty zostaje jego perspektywa. Perspektywa, w której śmierć jest wyjściem łatwiejszym niż życie w obojętnym świecie wampirów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones