Recenzja filmu

Eagle Eye (2008)
D.J. Caruso
Shia LaBeouf
Michelle Monaghan

I ty zostaniesz terrorystą!

"Eagle Eye" to kolejna produkcja, którą spłodziły wydarzenia 11/9. Chyba nie trzeba mówić, jak ta data odbiła się na życiu w USA. I nie tylko na nim, skorzystała na tym także kinematografia, dla
"Eagle Eye" to kolejna produkcja, którą spłodziły wydarzenia 11/9. Chyba nie trzeba mówić, jak ta data odbiła się na życiu w USA. I nie tylko na nim, skorzystała na tym także kinematografia, dla której stała się ona ciekawą pożywką. Władze zaczęły wykorzystywać temat terroryzmu do kontrolowania społeczeństwa. Robią to na wszelakie możliwe sposoby: a to ogłosi się fałszywy alarm, a to da coś subtelnie do zrozumienia przez masowe środki przekazu. Wystraszone i zdezorientowane społeczeństwo potrafi strawić wszystko. Ale jak do tego ma się kino? Fabuła nie jest skomplikowana. Dwoje ludzi zostaje zmuszonych do współpracy przez zbuntowany rządowy superkomputer. Mają wykonywać polecenia albo ich bliscy zginą. Oczywiście nikt im nie wierzy przez 3/4 filmu. Z jednej strony ścigają ich organy władzy państwowej, z drugiej są prześladowani przez komputer. Iście klasyczny dramat. Buntownik, który złamał wszystkie prawa etyki sztucznej inteligencji, ma na celu zniszczenie obecnej elity rządzącej krajem, ponieważ uważa, że działa ona wbrew konstytucji. Czy może być gorzej? Okazuje się, że tak. I nie mam tu na myśli fabuły. Twórcy filmu spłodzili iście narodowy produkt. Mają widza za kretyna, który ma tępo wierzyć w to, co widzi przez niemal dwie godziny na ekranie. Uspokoję przy okazji widza nieamerykańskiego – ten film zdaje się nie być skierowany do niego. Otóż twórcy pokazują, jak bardzo społeczeństwo może być inwigilowane, jak cudowne zabawki posiada rząd Stanów Zjednoczonych, aby chronić własny naród przed terroryzmem. Wszystkie kamery są podłączone do sieci, komórki także potrafią być użyte i przeprogramowane dla odpowiednich potrzeb. Można z chirurgiczną precyzją pokierować ruchem ulicznym tak, aby pojazd dojechał bezpiecznie do celu, mijając każde zagrożenie. Nawet pociąg zdaje się być częścią wielkiej sieci. W porządku – pomyślałem – jeszcze z przymrużeniem oczu da się takie bajki łyknąć. Jednak kiedy ni stąd, ni zowąd komputer zabija jednego z bohaterów, modliłem się tylko, żeby komuś nie zdetonowała się w kieszeni paczka zapałek... Lepiej od fabuły wypadają efekty specjalne. Pościgi wręcz zapierają dech w piersiach, są bardzo dynamiczne i efektowne. Jednak i one potrafią przekroczyć momentami granicę przyzwoitości i zgubić widza w niekontrolowanym chaosie. To już wina montażu, widać, że chciano osiągnąć sporą dynamikę, która momentami zlewa się w jedno wielkie 'łubudu'. Średnio też wypada aktorstwo, jest wręcz typowe dla takich produkcji. Nie należy się więc spodziewać czegoś, co nam zapadnie na długo w pamięć. Zastanawiające, co D.J. Caruso chciał nam pokazać, kręcąc ten film. Czy chciał powiedzieć "ludu, strzeż się! mamy sposoby, aby cię pilnować"? Czy też może "terrorysto, strzeż się! mamy sposoby, aby cię pilnować" (czy inaczej – "ludu, obronimy cię!")? Tak czy siak, pokazuje wspaniałość amerykańskiego wywiadu, a awaria zbuntowanego komputera jest tylko pretekstem do powiedzenia "z wszystkim damy sobie radę". "Eagle Eye" nie jest udanym filmem. Zadowoli każdego fana akcji na ekranie, nieważne, że bez logicznych podstaw. Zwolennicy rządowych teorii spiskowych też powinni być zadowoleni. Kolejny film typu "obejrzyj, nie myśl, zapomnij". Jak się zamknie oczy to nawet fajny, tylko jaki jest wtedy sens oglądać?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones