Recenzja filmu

Eden (2024)
Ron Howard
Jude Law
Ana de Armas

Utopia, która zamieniła się w koszmar

Kiedy usłyszałem, że Ron Howard - reżyser znany głównie z klasycznych hollywoodzkich produkcji takich jak "Piękny umysł" czy "Apollo 13" - bierze się za film o niemieckich idealistach próbujących
Kiedy usłyszałem, że Ron Howard - reżyser znany głównie z klasycznych hollywoodzkich produkcji takich jak "Piękny umysł" czy "Apollo 13" - bierze się za film o niemieckich idealistach próbujących stworzyć raj na odizolowanej wyspie Galapagos, byłem zaintrygowany. "Eden" miał być czymś więcej niż kolejną opowieścią survivalową. Obiecywał spojrzenie na ludzką naturę, na nasze marzenia o wolności i samowystarczalności, ale też na ciemne strony psychiki, które ujawniają się w ekstremalnych warunkach.

Film wszedł na ekrany w 2024 roku i od razu wywołał burzę - jedni uznali go za odważny eksperyment reżyserski, inni skrytykowali za przesadę i chaotyczność. Po seansie mogę śmiało powiedzieć, że obie strony mają rację.

Akcja rozpoczyna się niemal sielankowo. Grupka idealistów, zmęczona cywilizacją i ograniczeniami Europy początku XX wieku, postanawia uciec od świata i stworzyć własne społeczeństwo na wyspie Floreana. Brzmi pięknie - wolność, natura, nowe zasady życia. Początkowo naprawdę można poczuć powiew świeżości: piękne zdjęcia, ocean, muzyka Hansa Zimmera, która subtelnie podkreśla atmosferę nowego początku.

Jednak szybko okazuje się, że najgroźniejszym przeciwnikiem nie jest natura, lecz człowiek. Zaczynają się spory o władzę, zasoby i relacje międzyludzkie. Wkracza postać baronowej (Ana de Armas), która wprowadza chaos, erotyzm i podziały. Raj zamienia się w pułapkę, a w izolacji rodzą się podejrzenia, zdrady i morderstwa. Film z każdą minutą staje się coraz mroczniejszy - od opowieści o marzeniu przechodzi do dusznego thrillera psychologicznego.

Obsada robi ogromne wrażenie na papierze: Jude Law, Vanessa Kirby, Daniel Brühl, Sydney Sweeney i wspomniana Ana de Armas. Jak to często bywa w produkcjach z tak mocnym nazwiskiem, efekt końcowy jest nierówny. 

Jude Law gra lekarza-filozofa - człowieka rozdartego między ideami a rzeczywistością. Bywa świetny, zwłaszcza w chwilach cichego konfliktu wewnętrznego, ale momentami popada w przesadny dramatyzm. 

Ana de Armas jako baronowa to zdecydowanie najbardziej wyrazista postać. Uwodzicielska, manipulacyjna, pełna sprzeczności - albo widza zachwyci, albo zirytuje. Ja należę do tej pierwszej grupy, bo jej obecność w filmie jest magnetyczna. 

Sydney Sweeney zaskakuje - mniej krzykliwa niż zwykle, wnosi w swoją postać naturalność i niewinność, która kontrastuje z brutalnością otoczenia. 

Daniel Brühl jak zawsze solidny - nie kradnie show, ale stanowi mocny fundament opowieści.

Howard zdecydował się na odważny ruch - zrezygnował z bezpiecznej, klasycznej narracji i sięgnął po coś znacznie bardziej mrocznego. Widać inspiracje zarówno thrillerem psychologicznym, jak i kinem satyrycznym, a momentami wręcz melodramatem. Problem w tym, że film chwilami nie wie, czym chce być - raz jest duszny i klaustrofobiczny, innym razem ociera się o groteskę. Mimo to klimat wyspy działa niesamowicie - odcięcie od świata jest namacalne, a napięcie rośnie z każdą minutą. Kamera pięknie kontrastuje urodę przyrody z brzydotą ludzkiej natury.

Hans Zimmer, znany z epickich, głośnych kompozycji, tym razem podszedł do sprawy inaczej. Jego muzyka jest subtelna, chwilami niepokojąca, bardziej przypomina puls niż melodię. Świetnie oddaje narastającą paranoję i emocjonalne rozdarcia postaci. To jeden z najmocniejszych elementów filmu.

"Eden" to kino ryzykowne - i to czuć od pierwszej do ostatniej sceny. Nie jest to dzieło dla każdego. Kto oczekuje czystego thrillera, może się rozczarować. Kto marzył o spokojnej opowieści o przetrwaniu - tym bardziej. Ale jeśli ktoś chce filmu, który prowokuje, drażni i zmusza do rozmowy po seansie, to właśnie "Eden" jest takim doświadczeniem.

Moim zdaniem to produkcja nierówna, ale fascynująca. Raj zamienia się tu w koszmar, a idealizm w pychę i brutalność - i właśnie to sprawia, że mimo wad "Eden" zostaje w głowie na długo.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Eden
Doktor Friedrich Ritter (Jude Law) przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości. Pierwsza wojna światowa... czytaj więcej