Recenzja filmu

Fistaszki - wersja kinowa (2015)
Steve Martino
Leszek Zduń
Noah Schnapp
Bill Melendez

Był jasny, pogodny dzień

O dziwo, okazuje się, że nawet jeśli obciąć "Fistaszkom" oryginalną formę plastyczną i narracyjną to wciąż zostaje sporo: mistrzowskie portrety typów ludzkich, iskrzące relacje bohaterów,
"Jeśli użyjecie wyobraźni, zobaczycie w chmurach wiele ciekawych kształtów" – mówi Lucy do dwóch malców, którzy razem z nią wpatrują się w niebo. Temat podchwytuje jej młodszy brat Linus – "Tamte chmury przypominają mi mapę Hondurasu Brytyjskiego, ta obok wygląda trochę jak profil Thomasa Eakinsa, słynnego malarza i rzeźbiarza, natomiast ta grupa chmur kojarzy mi się z ukrzyżowaniem świętego Szczepana". "A co ty widzisz w chmurach, Charlie Brown?" – dopytuje Lucy drugiego chłopca. "Miałem powiedzieć, że kaczuszkę i konika, ale właśnie zmieniłem zdanie". Ten epizod nie pojawia się w najnowszej adaptacji "Fistaszków", ale świetnie oddaje naturę mistrzowskiego stripu komiksowego Charlesa Schulza, w którym kilkuletni erudyci odkrywają świat ramię w ramię z chorobliwie nieśmiałymi przeciętniakami. I nic jeszcze o świecie nie wiedząc, czują, że wiedzą już w zasadzie zbyt wiele. W tych komediowych i prostych na pozór historyjkach bohaterów nie odstępują na krok rozczarowanie i porażka, sąsiadujące z momentami absolutnej szczęśliwości, dostarczanej przez bliskość przyjaznego szczeniaka, ciepły kocyk, kanapkę z dżemem, kartę z ulubionym futbolistą czy spojrzenie małej rudej dziewczynki.


Dostosowanie tak specyficznej formy jak komiksowy strip do medium filmowego to bolesny proces, który sprowadza się właściwie do minimalizacji strat (wiemy jak wyszedł na tym np. Garfield). Schulz tworzył swoje dzieło przez pół wieku, w formie pojawiającego się codziennie w gazecie krótkiego paska, bawiąc się kreską, doskonaląc narrację i pogłębiając postaci, które zyskały niezależną od komiksu popularność. Jego odbiorcą był raczej dorosły czytelnik, a kinowa animacja do sukcesu potrzebuje dziecięcego widza, przyzwyczajonego dziś do pełnych akcji i fajerwerków widowisk. Dlatego kinowe "Fistaszki" dostają szkielet fabularny skupiający się wokół desperackich prób Charliego Browna, by z losera przemienić się w zwycięzcę i zrobić coś, co nie udało mu się w całej pięćdziesięcioletniej historii stripu – porozmawiać z obiektem swoich westchnień, Małą Rudą Dziewczynką. O dziwo, okazuje się, że nawet jeśli obciąć "Fistaszkom" oryginalną formę plastyczną i narracyjną to wciąż zostaje sporo: mistrzowskie portrety typów ludzkich, iskrzące relacje bohaterów, rozkosznie ponuracki nastrój, a także setki gotowych żartów i wciąż niezgranych motywów, które gęsto oplatają pretekstową fabułę.

Zupełnie inna walka o poszukiwanie kompromisu stoczona została w warstwie plastycznej. Wydaje się, że wszystko jest lepsze od przerzucania ukochanych postaci w plastikowe 3D. Powstałe dotychczas fistaszkowe kreskówki były w tym względzie całkowicie podporządkowane kresce Schulza – niby dobrze, a jednak komiksowe środki traciły w ruchu trochę ze swojej wyrazistości i elegancji. Paradoks sukcesu Blue Sky Studios polega na tym, że wysiłki skierowano na doskonalenie efektu niedoskonałości. Modele postaci są wyzywająco uproszczone, ale niemal fizycznie dotykalne – cieniowanie i delikatnie rwący ruch przypomina nieco efekt animacji poklatkowej. A za ekspresję – wyraz twarzy, tzw. linie ruchu, literowe efekty akustyczne – odpowiada nałożona na komputerowe modele płaska, "rysowana" kreska. Sporo zachodu, by filmowi za 100 milionów dolarów nadać pozorów niedbałości. Jest tu parę scen, w których graficy napinają muskuły, pokazując że gdyby tylko chcieli, to zrobiliby ze skromnej opowiastki Bitwę o Anglię i Grę o Tron, ale ostatecznie poszczególne elementy są tak wyważone, że koktajl działa, delikatnie uderza do głowy i jakimś cudem chwyta ducha oryginału. 


Chropowatość ma swój odpowiednik także w warstwie dźwiękowej, gdzie – tak jak w klasycznych fistaszkowych kreskówkach – głosów bohaterom udzielają prawdziwe dzieciaki. Krytyk New York Timesa Neil Genzlinger pisze, że film dzieli z oryginałem wspólne DNA. Trzeba też zauważyć, że opowiadając historię sukcesu losera Charliego Browna, popełnia też wobec niego zasadniczą zdradę. U Schulza Mała Ruda Dziewczynka była ucieleśnieniem niespełnionych dziecięcych fantazji, a miarą niespełnienia jest fakt, że czytelnikom nie jest nawet dane jej zobaczyć. To jedna z nienaruszalnych zasad tego świata, na którą można stawiać pieniądze równie pewnie, jak na to, że Charliemu nigdy nie uda się puścić latawca ani kopnąć piłki trzymanej przez Lucy. Ale ta zdrada ma długą tradycję – Ruda pojawiała się we wcześniejszych filmowych adaptacjach, nawet tych, przy których palce maczał sam Charles Schulz. Po prostu autor nie uznawał ekranowych występów swoich bohaterów za część "kanonu".

Jakby dla wyrównania film zachowuje wierność w innych aspektach – np. akcja wydaje się toczyć w jakimś bezczasie przypominającym lata 50. (nie dość, że dzieciaki nie mają smartfonów, to jeszcze w domu korzystają z telefonów z długim kablem i tarczą numeryczną), a z głośników sączy się kultowy, bardzo niewspółczesny jazzowy motyw Vince'a Guaraldiego (współczesne wstawki muzyczne wypadają w filmie słabiej). Nostalgiczne smaczki nie są dla dzieciaków, niektóre nawiązania mogą być dla nich nieczytelne, ale nie jest to problem. Byłem w kinie, sprawdziłem – bohaterowie Schulza podbili najmłodszą publikę w kilka minut i utrzymali jej uwagę do końca seansu. Trudno przecenić fakt, że dzieciaki dostają film, jakich w zasadzie już się nie produkuje – bez przedawkowania brutalności, słodyczy i odwołań do świata popkultury, inteligentny, oparty na charakterach. I nawet jeśli jako starszakowaty fan mam ochotę trochę ponarzekać na "rozmiękczanie" Schulza, to niektóre filmy powinno się oceniać po tym, jak obejrzy się je wyświetlone nie na ekranie, ale właśnie na twarzach kilkuletnich widzów.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones