Recenzja filmu

Gol! (2005)
Danny Cannon
Kuno Becker
Alessandro Nivola

Piłki show

Prezent dla kibiców, ale i przyjemna niespodzianka dla niewtajemniczonych. Kino sportowe w swej najczystszej, niczym niezaskakującej formie, co wcale nie przeszkadza, by dać się puścić z nurtem
Prezent dla kibiców, ale i przyjemna niespodzianka dla niewtajemniczonych. Kino sportowe w swej najczystszej, niczym niezaskakującej formie, co wcale nie przeszkadza, by dać się puścić z nurtem tej wartko i sympatycznie opowiedzianej historii. Żeby widz amerykański miał do tematu bliżej i mógł utożsamić się z bohaterem, na główną postać filmu wybrano meksykańskiego emigranta, który młokosem jeszcze będąc, do kraju wielkich możliwości przez zieloną granicę się udał. Mijają lata i już całkiem podrośnięty młodzieniec Santiago Munez (w tej roli jeszcze praktycznie nikomu nieznany Kuno Becker) okazuje się niezłym "kopaczem" skórzanej futbolówki. Proza życia jest jednak brutalna, a na realizację marzeń nie ma w niej miejsca. Santiago miast robić piłkarską karierę, pomaga ojcu przy pracach remontowych i dorabia w chińskiej restauracji. Do czasu. Były piłkarz, potem łowca talentów, Glen Foy (Stephen Dillane) wypatruje talent Muneza na jednym z meczów jakiejś tam n-tej ligi. Składa on chłopakowi propozycję zrobienia testów w mekce światowego futbolu, którą niewątpliwie jest Anglia i próby sił w Newcastle United. Nie od razu, ale w końcu Santiago na Wyspy przyjeżdża. Dalej toczy się historia, którą każdy nawet umiarkowany kinoman zna na pamięć. Triumf ducha, siły woli, próba charakteru. Wyzwania, porażki i zwycięstwa. Tak jak wspominałem, sportowe kino czystej wody. Zaskakujące, że przy takiej schematyczności, a zarazem rozbrajającej naiwności dzieła brytyjskiego reżysera (osiadłego na stale w USA) Danny'ego Cannona, film pozostaje dobrze oglądającym się, bez zbędnych obciążeń, widowiskiem. Trzeba przyznać, że ładnie to wszystko na ekranie wygląda. Rzecz pozostaje zrealizowana z wdziękiem i polotem, a już nade wszystko, osobliwym urokiem. Lekcja sportu i kształtowania się osobowości przekazana w możliwie najbardziej czytelny i uniwersalny sposób. Jest w tym trochę bajki o kopciuszku, ale nikt tu nie ukrywa, że film ma poprawić notowania soccera w macierzy innej dyscypliny, jaką jest football amerykański. Na szczęście, dla nas Europejczyków, pozostaje zgrabna pocztówka tego tak bardzo nam bliskiego sportu, więc kto by się aż tak przejmował fabularnym stereotypem. W filmie pojawiają się też piłkarskie megagwiazdy, jak David Beckham, Raúl González czy najlepszy z najlepszych, Zinédine Zidane. Do tego nie można nie wspomnieć sekwencji piłkarskich meczy wypadających niemal jak w telewizyjnych transmisjach. W ten właśnie sposób otrzymujemy pewien kontrolowany, naturalistyczny element i ogólnie jest miło, a oto w tym wszystkim właściwie chodzi. Pozostaje jeszcze tytułem informacji zapowiedzieć, że oto na naszych oczach rodzi się kolejna filmowa trylogia, której główną postacią - tu niespodzianki nie będzie - jest zawodnik... Santiago Muňez, pnący się coraz wyżej po szczeblach sportowej kariery. Kolejne odsłony czekają nas całkiem niedługo. Na wszystko zaś swój glejt dała FIFA, więc jeśli komuś będzie mało piłki w telewizji, zawsze znajdzie ją jeszcze w kinie, co nawet dla mnie jest propozycją kuszącą.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmów, w których głównymi bohaterami są piłkarze, jest jak na lekarstwo. Pamiętam "Shaolin Soccer" -... czytaj więcej
Mundial w RPA coraz bliżej. Nie dziwi więc fakt, że najwięksi fani tego piłkarskiego święta oczekują z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones