Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Część III - Zemsta Sithów (2005)
George Lucas
Jacek Rozenek
Ewan McGregor
Natalie Portman

Wolność umiera w burzy oklasków

Kiedy na ekrany kin wchodziło <a href="http://mroczne.widmo.filmweb.pl/Film,id=520" class="n"><b>"Mroczne widmo"</b></a> hasło przewodnie kampanii promocyjnej brzmiało "każda saga ma swój
Kiedy na ekrany kin wchodziło "Mroczne widmo" hasło przewodnie kampanii promocyjnej brzmiało "każda saga ma swój początek". Po obejrzeniu "Zemsty Sithów" niejedno z Was pomyśli w duchu "każda saga ma swój koniec". Oto bowiem po prawie 30 latach kończy się jedna z największych filmowych przygód zapoczątkowana przez George'a Lucasa w 1977 roku "Nową nadzieją" - obrazem, po którego premierze nic już nie było takie, jak wcześniej. Podobnie jak miliony fanów na całym świecie od zawsze czekałem na taki film jak "Zemsta Sithów". Jako dziecko czytałem o prawdopodobnych, wcześniejszych losach Anakina Skywalkera. W myśl jednych źródeł jego obrażenia miały być wynikiem wypadku, który nastąpił kiedy młody Jedi przelatywał swoim statkiem nad aktywnym wulkanem, inni mówili, że są rezultatem walki z jego byłym mistrzem Obi-Wanem. Wśród moich kolegów nie brakowało również takich, którzy bezczelnie twierdzili że widzieli te zdarzenia na własne oczy. Jeden z nich o ksywce Gibuś przez długie lata utrzymywał nas w przekonaniu, iż istnieje jeszcze jedna część "Gwiezdnych wojen" zatytułowana "Płonące miecze" i poświęcona jest właśnie tragicznym losom Dartha Vadera. :) Każdy fan wie, o czym jest "Zemsta Sithów" i co wydarzy się w tym filmie. Narodzi się Darth Vader, na świat przyjdą Leia i Luke, Republika upadnie. Czego nie wiedzieliśmy, to, jak zostanie to pokazane przez George'a Lucasa, który mimo, iż ma talent do wymyślania ciekawych historii to miewa problemy z ich opowiedzeniem na ekranie. Ten mankament jest, niestety, również widoczny w jego najnowszym filmie. O ile od strony wizualnej "Zemsta Sithów" jest najbardziej widowiskową częścią trylogii, o tyle fabularnie niekiedy mocno kuleje. Trzeci epizod "Gwiezdnych wojen" rozpoczyna się w chwili, kiedy w Galaktyce trwa Wojna Klonów a kosmos wstrząsany jest serią bitew. Kadencja kanclerza Palpatine'a już się zakończyła, jednakże ze względu na wyjątkową sytuację nie zrzekł się on jeszcze stanowiska. Cała ta sytuacja niepokoi Radę Jedi, która zastanawia się wręcz, czy w chwili zakończenia wojny nie przejąć siłą Senatu i nie pozbawić w ten sposób kanclerza władzy. Pomiędzy Radą i Palpatinem znajduje się młody Anakin Skywalker ukrywający przed wszystkimi prawdę o swoim ślubie ze spodziewającą się dziecka Padme Amidalą. Na prośbę Palpatine'a zostaje on osobistym przedstawicielem kanclerza w Radzie Jedi, jednakże bez prawa do używania tytułu mistrza. Kiedy Anakina zaczynają nawiedzać sny przepowiadające śmierć Padme w połogu zaczyna rozpaczliwie szukać sposobu by ją ocalić. Wtedy też kanclerz Palpatine ukazuje swoje prawdziwe oblicze - Dartha Sidiousa, złowrogiego Lorda Sithów. Przekonuje młodego Jedi, że tylko potęga Ciemnej Strony Mocy może uratować życie jego ukochanej. "Zemsta Sithów" to najbardziej mroczna i zarazem najbardziej brutalna część gwiezdnej sagi. Przez ponad dwie godziny obserwujemy losy młodego człowieka, który ulegając podszeptom złowrogiego Lorda Sith traci wszystko, co czyniło z niego człowieka: przyjaciół, rodzinę, duszę a nawet własne ciało w zamian otrzymując jedynie złość, wściekłość i ból. Darth Vader, który przez wiele lat był dla nas jednym z najbardziej rozpoznawalnych czarnych charakterów, praktycznie ikoną cyklu "Gwiezdne wojny", teraz jawi się jako postać na wskroś tragiczna. Nie było przesady w słowach George'a Lucasa, który zapowiadał, że "Zemsta Sithów" odmieni sposób patrzenia na gwiezdną sagę. Do tej pory dla większości fanów "Gwiezdne wojny" były głównie opowieścią o Luke'u i Lei, teraz staje się historią Anakina Skywalkera - młodego Jedi, który zwiedziony kłamstwem dopuścił się straszliwych czynów, ale ostatecznie odnalazł w sobie dość siły, żeby choć częściowo odkupić swoje winy. "Zemsta Sithów" jako pierwszy film cyklu otrzymał w USA kategorię wiekową PG-13, co oznacza, że dzieci do lat 13 powinny oglądać obraz w towarzystwie rodziców. I rzeczywiście. Do tej pory przeciwnikami naszych bohaterów były głównie droidy, które efektownie rozpadały się pod ciosami mieczy świetlnych. Tym razem stają naprzeciwko siebie żywi ludzie, a w walkach nie zabraknie odciętych kończyn, dekapitacji oraz masakry niewinnych dzieci. Niestety, o ile dobrze opowiada się fabułę "Zemsty Sithów" o tyle nieco gorzej jest z oglądaniem. George Lucas kolejnym filmem udowadnia, że nie umie pisać dialogów i nieszczególnie radzi sobie ze scenami dramatycznymi, w których efekty specjalne ograniczają się jedynie do widoku za oknem. Kwestie wypowiadane przez bohaterów niekiedy wołają o pomstę do nieba, a takie wypowiedzi jak "Co tutaj robisz? Martwię się o ciebie" są w stanie rozbawić każdego. Ponadto Lucas ma tendencje do powtarzania po kilka razy tego samego. Nie wierząc chyba w inteligencję widzów i tego, że dobrze zinterpretują wydarzenia pokazane przez niego na ekranie, każe po wielokroć powtarzać Anakinowi, iż ten czuje się zagubiony. Jednakże to, czego najbardziej brakuje mi w najnowszej odsłonie "Gwiezdnych wojen" to prawdziwych emocji. Postać Padme Amidali - mądrej i energicznej przywódczyni z poprzednich części, została teraz usunięta w cień i sprowadzona głównie do roli kobiety czekającej na kanapie na przyjście swojego męża do domu. Tragiczne dylematy Anakina wydają się być niekiedy mocno nieprawdopodobne, rycerze Jedi zdają się nie dostrzegać widocznej ciąży Padme i nie wiedzieć o jego związku z padawanem, a finałowa scena, w której Vader wyraża swój ból po stracie jakiej doznał razi sztuczną melodramatycznością. W parze z nieudolnymi niekiedy dialogami idzie niestety drewniane aktorstwo odtwórców ról Anakina i Padme. Natalie Portman się nie czepiam, bowiem jej akurat scenariusz nie pozwolił na rozwinięcie skrzydeł, ale kreacja Haydena Christensena mogła być wielka. Aktor, który rolą w "Pierwszej stronie" udowodnił, że posiada spory potencjał i talent, gra "tylko" dobrze. Zdecydowanie lepiej niż w poprzednim epizodzie, ale jego kreacja pozostawiła ze sporym uczuciem niedosytu. Gwiazdą "Zemsty Sithów" jest bezdyskusyjnie Ian McDiarmid wcielający się w postać złowrogiego i bezwzględnego kanclerza Palpatine'a pokazującego wreszcie, że umie nie tylko knuć intrygi, ale również sprawnie posługiwać się mieczem świetlnym. Równie dobrze wypadł Ewan McGregor, któremu - co zauważyli już zachodni recenzenci - udało się stworzyć kreację nawiązującą wyraźnie do roli Aleca Guinnessa - odtwórcy roli Obi-Wana w "oryginalnej" trylogii. "Zemsta Sithów" jak żadna wcześniejsza część sagi obfituje w spektakularne sceny akcji. Film otwiera sekwencja olbrzymiej bitwy nad Coruscant. Później akcja przeniesie się na odległą planetę Utapau, gdzie Kenobi zmierzy się z generałem Greviousem potrafiącym walczyć czterema mieczami jednocześnie, Kashyyyk - rodzinną planetę Wookieech będąca polem bitwy pomiędzy droidami i klonami, do imperialnego senatu, w którym walczyć będą Yoda i Palpatine a zakończy w wulkanicznym świecie Mustafar, gdzie będziemy świadkami widowiskowego pojedynku pomiędzy Anakinem a jego dawnym mistrzem. Nie trzeba dodawać, że całość została doskonale sfilmowana przez Davida Tattersalla (choć pojedynki na miecze świetlne pokazane są - jak dla mnie - nieco zbyt chaotycznie) i zilustrowana muzyką Johna Williamsa, który w ścieżce dźwiękowej "Zemsty Sithów" wykorzystał praktycznie wszystkie najważniejsze motywy pojawiające w kolejnych odsłonach gwiezdnej sagi. Z kolei specjaliści z Industrial Light and Magic po raz kolejny udowodnili, że nie bez powodu uważani są za najlepszych na rynku. Przy budżecie 115 milionów dolarów (takie same kwoty przeznaczono na "Mroczne widmo" i "Atak klonów") udało im się w wiarygodny sposób pokazać nie tylko egzotyczne planety Odległych Rubieży, ale również wielu z bohaterów, w tym oczywiście mistrza Yodę, który wreszcie wyrasta na jednego z głównych bohaterów całej opowieści. Nie zawiodą się również oddani fani cyklu, dla których Lucas przygotował kilka niespodzianek. Padme Amidala nosi słynne uczesanie księżniczki Lei, myśliwce przedstawione w filmie przypominają TIE fightery i X-wingi, gościnnie występują Chewbacca i komandor Tarkin, Obi-Wan posługuje się tym samym mieczem świetlnym, którego użyje przeciwko Vaderowi w "Nowej nadziei", zbroje klonów zaczynają przypominać charakterystyczne ubiory imperialnych szturmowców, jedna ze scen rozgrywa się pokładzie statku, na którym za kilkanaście lat do niewoli zostanie wzięta senator Organa a obraz zamyka scena pokazująca początek budowy Gwiazdy Śmierci. "Now, the circle is complete" - chciałoby się zacytować Datha Vadera. Po raz kolejny George Lucas udowodnił, że w tworzeniu kinowych widowisk nie ma sobie równych. Szkoda tylko, że w parze ze sprawnością reżyserką nie idzie umiejętność pisania scenariuszy. Nieudolne dialogi i niedopracowane postaci niektórych bohaterów to największe wady "Zemsty Sithów". Jednakże fanów znających styl Lucasa na pewno to nie zniechęci. Pozostałych zachęcam do wycieczki do kina, gdyż "Zemsta Sithów" to, w moim przekonaniu, jeden z tych tytułów, które mimo jego wad po prostu trzeba zobaczyć. Szkoda tylko, że po wyjściu z kina nie można zacytować innych słów Dartha Vadera - "Impressive. Most impressive". Jest dobrze, niekiedy nawet bardzo dobrze, ale nie doskonale.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Świat filmu się podzielił. Wielka konsternacja, jaka zapanowała po premierze "Zemsty Sithów", dotyczyła... czytaj więcej
Po 28 latach George Lucas zakończył swoją przygodę ze "Star Wars", realizując Epizod III, który stał się... czytaj więcej
Po 27 latach, na ekranach kin pojawił się film, na który wszyscy czekali. "Gwiezdne Wojny Epizod III:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones