Zabij swoich idoli

Znaczenie ma tylko muzyka i to, co jakie uczucia przywołuje. To dzieło pozbawione jakiejkolwiek indywidualnej, niepotrzebnej ingerencji człowieka.
W historii muzyki popularnej, jak nietrudno się domyślić, istniała cała masa muzyków i zespołów. Jedne były lepsze, drugie gorsze. Jedne stały się legendarne, a o innych czas zapomniał. Jest jednak całkiem w sumie niewielka ilość grup, które zapisały się w dziejach, jak i pamięci odbiorców w szczególny sposób. Ich wyjątkowość podkreślana była nie tylko przez publikę, lecz również zastępy znawców i krytyków. Mowa tu o zespołach, które kolokwialnie mówiąc, robiły różnicę. Wyznaczały one nowe trendy, odciskając swoje piętno na sporej rzeszy kolejnych twórców oraz ich twórczości. Za jedną z właśnie takich kapel uznawani są czterej Brytyjczycy, którzy w drugiej połowie lat 70. założyli skład znany dzisiaj pod nazwą Joy Division. Ich kariera, chociaż krótka, była za to dość intensywna i pozostawiła po sobie trwały ślad w zbiorowej świadomości miłośników muzyki na całym świecie. Z uwagi na rolę, jaką trupa odegrała w rozpropagowaniu pewnych trendów oraz ogólnego wpływu na słuchaczy, Joy Division są dziś uważani za absolutną klasykę oraz jeden z ważniejszych zespołów końca XX wieku. Elementy te przesądziły zapewne o tym, że brytyjski dokumentalista Grant Gee podjął się zadania nakręcenia filmu, opowiadającego o losach grupy. Efektem jego starań stał się obraz zatytułowany po prostu "Joy Division", który miał swoją premierę w 2007 roku.


Joy Division powstał w Salford w okręgu Manchester w 1976 roku. Pierwotnymi założycielami byli gitarzysta Bernard Sumner i basista Peter Hook. Postanowili oni założyć własny zespół po zobaczeniu koncertu Sex Pistols, którzy nie tyle ich zainspirowali swoją muzyką, ile udowodnili, że każdy może założyć swoją grupę, nawet jak nie umie śpiewać ani grać na żadnym instrumencie. Niedługo potem do składu poprzez ogłoszenie trafili także perkusista Stephen Morris i wokalista Ian Curtis. Grali oni na początku prostego punka. Sądząc ze wspomnień zawartych w dokumencie, twórczość ta nie jest specjalnie ceniona przez jej autorów. W tym wczesnym okresie kapela funkcjonowała jako Warsaw. Na początku 1978 roku jednak postanowiono zmienić ją na inną, by uniknąć pomylenia z innym zespołem o podobnej nazwie. Posunięcie to okazało się trafionym pomysłem, a nowy wybór Joy Division znacząco wpłynął na przyszłą rozpoznawalność czwórki z Salford, idealnie korelując z jej scenicznym image'em. Zaskakujące jest, w jak szybkim czasie grupa przeszła metamorfozę z nieokrzesanego punka, do wysublimowanej formy, z jakiej jest powszechnie znana. Wcielenie to stało się początkiem czegoś innowacyjnego w szerokiej skali. Zapoczątkowało ono nowy gatunek znany jako post-punk, który szybko zyskał popularność, ogarniając cały kraj.


Obraz Granta Gee wraca do tych czasów we wspomnieniach ludzi, którzy brali bezpośredni udział w omawianych wydarzeniach. Są to naoczni świadkowie rodzenia się legendy Joy Division, jak i całej otoczki towarzyszącej temu procesowi. Fakt ten jest najmocniejszą stroną filmu. Nie mamy tu bowiem do czynienia z teoretycznymi, akademickimi dyskusjami i próbami uzasadnienia, dlaczego zespół wielki był. Dostajemy za to szczere i autentyczne wypowiedzi byłych członków grupy oraz postaci z ich otoczenia. Są to dziennikarze, producenci oraz różni artyści związani z ówczesnym środowiskiem muzycznym Manchesteru. Dzięki temu udaje się twórcom dokumentu uciec od stworzenia czegoś na kształt laurki. Mamy za to konkretny materiał, który potrafi rzucić światło zainteresowanym tematem widzom, na to, jak wyglądały kulisy powstania i funkcjonowania kapeli. Reżyser stosuje także różne techniki wizualne, aby urozmaici swoje dzieło. Odchodzi w ten sposób od typowej dla wielu dokumentów formy "gadających głów", nadając całości charakteru dynamicznego kolażu dźwięków i obrazów. Historia opowiedziana jest chronologicznie, od samych początków, przez kolejne fazy istnienia zespołu, aż po dramatyczny i nagły koniec. Bohaterowie produkcji również pojawiają się w odpowiednich momentach, odpowiadających rzeczywistym wydarzeniom. Udało się do udziału w projekcie namówić bodaj wszystkie najważniejsze osoby współpracujące w ten bądź inny sposób z Joy Division, które miały niemały wkład w jego brzmienie oraz wizerunek. Wśród nich wymienić należy, chociażby Tony WilsonTony Wilsona, Petera Saville'a czy Antona Corbijna.


Joy Division pozostaje dla mnie wzorem grupy muzycznej. Głównie ze względu na cechy takie jak skromność, pokora i jakiś rodzaj wycofania. Ich kameralny, osobisty styl przebija się zarówno w tekstach, aranżacjach, wypowiedziach, jak i ogólnym wizerunku. Są przeciwieństwem większości gwiazd estrady, które kładą duży nacisk na autopromocję, hedonizm, powierzchowność, wygląd zewnętrzny, egocentryzm, samouwielbienie i wzbudzanie taniej sensacji. Dość powiedzieć, że na albumach Joy Division nigdzie nie były podane nazwiska członków zespołu. Widniała tam tylko zawsze informacja, że autorami słów i muzyki jest po prosty Joy Division. Żadnego przywiązania do twórczości, żadnego toksycznego indywidualizmu. Dzięki temu słuchając ich płyt, ma się wrażenie obcowania z jakaś niematerialną energią. Z siłą, którą można porównać do naturalnego żywiołu. Z czymś, co nie musi być definiowane ani zrozumiane, lecz po prostu istnieje, tak jak istnieje szum drzew, oceanu czy deszcz. Jest to doświadczenie, które wymaga od słuchacza skupienia uwagi i odpowiedniego emocjonalnego nastawienia. Do dziś nie rozumiem ludzi, którzy słuchają Joy Division w środku słonecznego dnia, podrygując przy tym wesoło na krześle, ale widocznie każdy ma swój sposób przeżywania i odbierania sztuki. Twórczość JD jest wyjątkowa, ponieważ powstała ona z czystej i pierwotnej niczym niezmąconej potrzeby wyrażenia siebie oraz prawa do uzewnętrznienia głęboko tłumionych emocji, nawet kosztem samozniszczenia. Stanowi surową formę ekspresji, w której artysta tak naprawdę się nie liczy. Znaczenie ma tylko muzyka i to, co jakie uczucia przywołuje. To dzieło pozbawione jakiejkolwiek indywidualnej, niepotrzebnej ingerencji człowieka. Dlatego nikt nie powinien gloryfikować Joy Division.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?