Recenzja filmu

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów (2016)
Anthony Russo
Joe Russo
Chris Evans
Robert Downey Jr.

Wojna wymaga ofiar

Dwóch niezwyciężonych superbohaterów. Dwie wizje świata, dwie charyzmatyczne osobowości. Aktorzy są utożsamiani z wykreowanymi przez siebie postaciami, Robert Downey Jr w roli Iron Mana, oraz
Dwóch niezwyciężonych superbohaterów. Dwie wizje świata, dwie charyzmatyczne osobowości. Aktorzy są utożsamiani z wykreowanymi przez siebie postaciami,Robert Downey Jrw roli Iron Mana, orazChris Evansjako Kapitan Ameryka. Kultowa fabuła, która biła rekordy popularności ("The Death of Captain America" dotyczący następstw wojny bohaterów, to wciąż najlepiej sprzedający się w miesiącu premiery komiks w dziejach). Najważniejsze osobowości świata Marvela, wzmocnione przez Czarną Panterę i Spider Mana. Potencjał tego filmu od początku wydawał się niesamowity. Oczekiwania podsycano od lat, obiecując, że film pokona wysoko zawieszoną przez wcześniejsze produkcje poprzeczkę. W recenzji szczegółowo opisuję fabułę, ostrzegam więc przed niechcianymi spoilerami.
Początkowe fragmenty filmu tylko zaostrzają konsekwentnie podsycany apetyt. Frank Grillo jako Crossbones wygląda bardzo solidnie, Avengerzy mają okazję zaprezentować swój nowy sprzęt, nowe moce. Bardzo dobrze zrealizowana sekwencja kończy się śmiercią Crossbonesa, a wraz z nim niewinnych cywili. I tutaj niestety pojawia się pierwsza rysa na pięknym dziele, którym miała być"Wojna bohaterów". Fanom komiksowej historii "Civil War" postaci tej nie trzeba długo przedstawiać, odgrywa on bowiem kluczową rolę dla całej fabuły. Po dziesiątkach przeczytanych recenzji, w których zagraniczni dziennikarze zachwycali się wiernym oddaniem komiksowej wyjątkowości tej historii, okazuje się, że jeden z najważniejszych jej bohaterów ginie w pierwszych 10 minutach filmu. I co gorsze, to dopiero początek niemiłych niespodzianek.


Dalsza część filmu skupia się na wewnętrznych rozterkach Kapitana Ameryki, który musi wybierać między wiernością swoim heroicznym zasadom a losem swojego najlepszego przyjaciela, Zimowego Żołnierza. Zamach, w którym ginie przywódca Wakandy, fikcyjnego afrykańskiego państwa, a o który oskarżony zostaje Winter Soldier, przyśpiesza to co nieuniknione, rozłam w gronie superbohaterów. Rezolucja ONZ zobowiązująca Avengersów do poddania się kontroli staje się bezpośrednią przyczyną wojny między nimi. Iron Man, widząc jak dramatyczne konsekwencje przyniosły jego wcześniejsze działania, decyduje się poddać regulacjom; Kapitan Ameryka natomiast, zdając sobie sprawę, że odbierze to wolność jego przyjacielowi, odmawia podpisania stosownych dokumentów. Dwaj walczący ramię w ramie kompani stają po dwóch stronach konfliktu, do którego przyłączają się inni superbohaterowie. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj przede wszystkim Tom Holland jako Spider Man, który bawi każdą sceną w której się pojawia. Podobnie Paul Rudd jako Ant-Man, który w końcu prezentuje się w swoim nowym wcieleniu, Giant-Mana.

Finalnie, dopiero po półtorej godziny filmu, twórcy serwują nam tytułową wojnę bohaterów. Bitwa trwa kilkanaście minut, wypada solidnie, ale odbiega rozmachem od starć widzianych w "Avengersach", czy też filmie "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz". Spektakularność niszczonych miast zastąpiono interakcją między superbohaterami i zmiana ta okazała się dobrym rozwiązaniem. Powala za to "nieśmiertelność" uczestników starcia. Bohaterowie otrzymują niewiarygodną ilość ciosów, obrywają autami, samolotami, wybuchają w ich dłoniach granaty, a mimo to nie dzieje im się żadna krzywda. Biorąc nawet poprawkę na specyfikę kina o superbohaterach, nie ma tutaj za grosz realizmu. Obawiałem się, że natłok postaci w tym filmie sprawi, że zostanie zmarnowany ich potencjał. Tak też się stało, ale z zupełnie innego powodu. O ile niektóre postacie (Falcon) zaprezentowane są w pełnej krasie, o tyle na niektóre zabrakło pomysłu (Black Widow). Wprowadzono jakiś wątek (romans Kapitana z Sharon Carter, armia Zimowych Żołnierzy), z którego absolutnie nic nie wynika. Coś, co w komiksach było wielką wojną wszystkich ze wszystkimi, w filmie sprowadza się do kilkunastominutowej bijatyki, w której ranna zostaje tylko jedna osoba. Sformułowanie "wojna" nijak ma się do tego, co dzieje się między bohaterami.

Wielki finał"Wojny bohaterów"prowadzi do wyczekiwanego starcia Kapitana Ameryki z Iron Manem. Kluczową postacią okazuje się Zimowy Żołnierz, którego przeszłość powiązana jest z losem rodziców Tony'ego Starka. Końcówka jest niestety najsłabszym elementem całego filmu. Bardzo słabo wypada Baron Zemo, który jako zwykły człowiek bez supermocy potrafi włamywać się do najpilniej strzeżonych budynków świata, skłócić najinteligentniejsze osoby w zespole, a jednocześnie w jego działaniach brakuje najmniejszej logiki. Praktycznie przez cały film szuka dostępu do bazy, w której znajdują się potencjalnie groźni dla Avengerów rywale, a następnie sam ich unieszkodliwia. Gdzie w tym wszystkim sens?

Największym minusem"Wojny bohaterów"jest jednak brak odwagi twórców. Tak jak film "Batman v Superman" krytykowano za nadmierną mroczność i przejaskrawienie niektórych wątków, tak"Wojna bohaterów"popada w przeciwną skrajność. W komiksowej wersji "Civil War" nieodłącznie kojarzy się z jednym wydarzeniem. Wydarzeniem, które prawdopodobnie jest najpopularniejszym i najważniejszym motywem w całej historii komiksów Marvela. Tymczasem już na początku ginie osoba odpowiedzialna za komiksową śmierć Kapitana Ameryki, co stanowi ogromny spoiler dla całego filmu i psuje emocje. Pominięto więc najważniejszy wątek całej historii, który doprowadził do wielkich zmian i zjednoczenia zwaśnionych wcześniej superbohaterów. Dziwi mnie to, szczególnie że od dłuższego czasu sugerowano, że pierwszy Avenger zginie. Tym razem wychodzi praktycznie bez szwanku, z czegoś co określono mianem "wojny".


"Wojna bohaterów" nie jest złym filmem, ale pozostawia sporo niedosytu. Z historii która stanowi jedną z najważniejszych fabuł w dziejach komiksów, stworzony przeciętny film, jeden z wielu tego typu. "Civil War" zapowiadano na przełomową produkcję, najmroczniejszą w całej serii, a podano przesłodzoną bajkę. Zaprzepaszczono wyjątkowość tejże historii, w zamian otrzymujemy zręcznie ubitą papkę, która jest zjadliwa, ale niczym nie urzeka. Bo jak inaczej ocenić pominięcie kluczowych fragmentów historii, "nieśmiertelność" wszystkich bohaterów, którzy potrafią przeżyć strzał z metra, upadek z kilkuset metrów i uderzenie kilkuset tonowym samolotem? Z pewnością będzie to kinowy hit, który zgromadzi milionową widownię i będzie bić kolejne rekordy oglądalności. Oceny będą wysokie, zresztą już wielu krytyków wychwala film, kompletnie nie zauważając jego słabych stron. Wojna bohaterów jest jednak zupełnie inną wojną. Wojną, którą stara się przedstawić jako dramatyczną historię, ale w której brakuje ofiar. Brakuje emocji i zaskoczenia. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a zamiast pysznego deseru który nam obiecywano, dostaliśmy ogórkową którą mimo iż jest pyszna, jedliśmy już wiele razy. I nie zmienia tego nawet dodanie szczypty nowych składników, w postaci zabawnego Spider Mana czy rosnącego Ant-Mana. To nie wystarczy by udźwignąć oczekiwaniom, które twórcy sami sprowokowali. Quo Vadis Marvel?
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na to starcie wszyscy fani Marvela czekali od miesięcy. Nowy "Kapitan Ameryka" miał być inny niż... czytaj więcej
"Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" to jeden z tych przypadków, w których zwiastun filmu jest znacznie... czytaj więcej
Oglądając dwie części "Avengerów", gdzie na jednym ekranie pojawili się wszyscy dotychczasowi bohaterowie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones