Recenzja filmu

Kierunek księżyc (1950)
Irving Pichel
Erin O'Brien-Moore
Dick Wesson

Wyjątek od reguły

Lata pięćdziesiąte XX wieku w kinie SF to piękny okres. Niby królowały szkaradne, kosmiczne potwory, których celem była zagłada Ziemian do spółki z wszelakiej maści atomowymi mutantami. Ale to
Lata pięćdziesiąte XX wieku w kinie SF to piękny okres. Niby królowały szkaradne, kosmiczne potwory, których celem była zagłada Ziemian do spółki z wszelakiej maści atomowymi mutantami. Ale to tylko pozory. Lata '50 to także nieliczne, ambitne produkcje. Powstały wtedy dwie świetne, jak na swój czas obrazy, niebędące naiwnymi opowiastkami dodawanymi w kinach do popcornu. Do dziś budzą sympatię fanów fantastyki na całym świecie. Biorąc pod uwagę okres, w którym je nakręcono, budzą nawet zachwyt. "Destination Moon" właściwie rozpoczął dekadę. Sześć lat później powstał "Forbidden Planet". Zajmiemy się pierwszym z wymienionych filmów, gdyż zasługuje na szczególną uwagę. Dzieło opowiada o grupie naukowców zamierzających wysłać pierwszych ludzi na Księżyc. Znajdują prywatnego inwestora, który im to umożliwi. Muszą się spieszyć, gdyż także Związek Radziecki uruchomił swój program wysłania załogowej misji na ziemskiego satelitę (nie jest to powiedziane wprost, ale biorąc pod uwagę ówczesną sytuację geopolityczną, możemy się tego domyślić). Po próbach z silnikami atomowymi opinia publiczna podnosi wrzawę. Jednak astronautom udaje się "uciec" z Ziemi. Po drodze naprawiają uszkodzenia i bezpiecznie lądują na Księżycu. Niestety na miejscu okazuje się, że nie ma wystarczającej ilości paliwa na powrót. Astronauci dają z siebie wszystko, aby bezpiecznie wrócić. Pomaga im skutecznie kontrola lotów. W końcu udaje się, rakieta odrywa się od powierzchni srebrnego globu, by z powrotem poszybować ku Ziemi.

To, co najbardziej rzuca się w oczy, to próba realistycznego przedstawienia wizji podróży na Księżyc na niemal dwadzieścia lat przed rzeczywistym lądowaniem. Pod względem wizjonerstwa "Destination Moon" nieodparcie kojarzy mi się z "Odyseją kosmiczną" Kubricka, która także została zrealizowana przed tym "dużym krokiem dla ludzkości". Film dostał swego czasu Oscara za efekty specjalne. Wyglądają one z dzisiejszej perspektywy skromnie, ale pamiętajmy, że "Destination Moon" powstał w 1950 roku. Dołożono wszelkich starań, aby wizja lotu na naszego satelitę wyglądała jak najbardziej realistycznie. Na początku oglądamy zabawną kreskówkę wplecioną w fabułę, której bohaterem jest znany Woody Woodpecker. Wyjaśnia ona podstawy lotu na Księżyc: na jakiej zasadzie leci rakieta, jakie warunki panują w kosmosie, jak wylądować. Animacja pod względem merytorycznym i technicznym została wykonana dość sprawnie (pamiętajmy, że loty kosmiczne były wtedy tylko teorią). Później NASA wykorzystała jej ulepszoną wersję jako oryginalny filmik wyjaśniający omawiany aspekt szerszej publiczności. Urządzenia i sam lot również wyglądają porządnie. Aktorzy sami musieli symulować efekt przeciążenia przy starcie, nawet po kilku dniach lotu mieli odpowiedni zarost na twarzach! Nie bawiono się w bajki ze sztuczną grawitacją, wykorzystano bardziej prawdopodobny patent z butami magnetycznymi.

Ogólnie bardzo dobrze została stworzona cała połowa science filmu. Mimo niewielkich niedoróbek i potknięć, takich jak widoczne linki podtrzymujące astronautów czy odbicia ekipy filmowej w wizjerach astronautów, całość zapada w pamięć, zwłaszcza na tle ówczesnych masówek. Także scenografia zasługuje na pochwały. Dość ciekawe zdjęcia Ziemi i Księżyca są przeplatane nieco zbyt rozgwieżdżonym niebem, czy raczej przestrzenią kosmiczną. Wrażenie robi też szeroka i długa panorama srebrnego globu, będąca w rzeczywistości malunkiem. Jedynie powierzchnia Księżyca nie wyszła. Zamiast pyłowego podłoża jest spękana struktura przypominająca ziemskie pustynie.

"Destination Moon" można polecić każdemu fanowi dobrego science fiction, właśnie ze względu na wspomnianą niebanalność. Podjęto próbę stworzenia obrazu ambitnego zarówno w treści, jak i w formie. Kiedy loty kosmiczne, a tym bardziej międzyplanetarne były jedynie teorią, nakręcono wyrazisty film, science w realiach fiction. Nawet dziś ogląda się go z zainteresowaniem. Dla fanów starej fantastyki będzie on świetnym odprężeniem między gigantycznymi pijawkami a zabójczymi galaretkami z kosmosu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones