Recenzja filmu

Kolory ognia (2022)
Clovis Cornillac
Léa Drucker

Międzywojnie zdrady i zemsty

Zaskakujące zwroty akcji, a w tle dramatyczne zmiany historyczne domagały się realizacyjnego rozmachu, energii i wyobraźni. Niestety Cornillac jako reżyser okazał się jedynie sprawnym
Międzywojnie zdrady i zemsty
Podczas gdy Hollywood eksperymentuje z kinem historycznym, dokonując jego reinwencji, Francuzi pozostają wierni gatunkowej klasyce. Czasem wychodzą z tego dzieła niemalże perfekcyjne ("Stracone złudzenia" Xaviera Giannoliego), czasami filmy jedynie poprawne. I takie też są "Kolory ognia" Clovisa Cornillaca.

"Kolory ognia" to adaptacja drugiego tomu tryptyku powieściowego Pierre'a Lemaitre'a, który zresztą sam przygotował scenariusz. Cykl stanowi próbę nakreślenia rozpiętej pomiędzy pierwszą a drugą wojną światową panoramy Francji. Tom pierwszy został już zekranizowany przez Alberta Dupontela pod tytułem "Do zobaczenia w zaświatach". O ile oba książkowe tomy są ze sobą połączone fabularnie – opowiadają bowiem o losach rodziny Péricourt, o tyle z filmami jest inaczej. Cornillac nie dystansuje się od filmu Dupontela, ale też się do niego nie odnosi. Skupia się wyłącznie na postaci Madeleine i jej zemście. Dzięki temu "Kolory ognia" ogląda się jak dzieło autonomiczne. Nawet przez moment nie czuć, że widza coś omija, jeśli wcześniej nie widział "Do zobaczenia w zaświatach".

"Kolory ognia" to opowieść o fabularnym rozmachu godnym arcydzieła operowego. Madeleine Péricourt poznajemy w momencie śmierci jej ojca, bankowego magnata. Film rozpoczyna się od przygotowań do pogrzebu i dramatycznej sceny, w której Paul – syn Madeleine – rzuca się z okna wprost na trumnę z ciałem dziadka. Od tego momentu życie bohaterki będzie gwałtownie pikowało w dół. Niby zostanie dziedziczką fortuny, ale po odrzuceniu miłosnej deklaracji zaufanego doradcy zmarłego ojca, stanie się obiektem wyrafinowanego spisku. Tajemnice, zdrady, gra na jej lękach i poczuciu winy doprowadzą ją na dno. Kilka lat później, w Europie zmieniającej się pod wpływem dochodzącego do władzy we Włoszech i Niemczech faszyzmu, Madeleine zyska jednak okazję, by odpłacić tym, którzy doprowadzili ją do ruiny. Tak rozpoczyna się niebezpieczna gra, w której stawką jest nie tylko zemsta, ale i sprawiedliwość.

Zaskakujące zwroty akcji, a w tle dramatyczne zmiany historyczne domagały się realizacyjnego rozmachu, energii i wyobraźni. Niestety Cornillac jako reżyser okazał się jedynie sprawnym rzemieślnikiem. Jego ekranizacji nie da się nic zarzucić: począwszy od konstrukcji postaci, poprzez tempo narracji (i brak pozbawionych znaczenia dłużyzn), na wypunktowywaniu najważniejszych zdarzeń kończąc. Zdjęcia, muzyka, kostiumy tworzą zgodną z oczekiwaniami oprawę. Cała obsada aktorska bez zarzutu wywiązuje się z powierzonych im zadań. Problem polega na tym, że wszystko to grane jest na jednej nucie. Dramatyczne wydarzenia, spektakularne sytuacje nie mają tu emocjonalnego ładunku, jaki im się należał. Reżyser nie różnicuje zdarzeń istotnych, ale epizodycznych, od tych, które zmieniają interpretację sytuacji. Stąd też poszczególne sytuacje zlewają się w całość tak, że w zasadzie zapamiętuje się wyłącznie słowacką guwernantkę, której temperament i język pozwalają wyróżnić się na tle reszty postaci.

Z tych wszystkich powodów "Kolory ognia" wciągają, ale nie potrafią zachwycić w takim stopniu, by zapaść w pamięć. Nie każdy film może być jak "Stracone złudzenia".
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones