Recenzja filmu

Kumiko (2014)
David Zellner

W pogoni za szczęściem

Gdy jako dzieci oglądaliśmy filmy, chcieliśmy być jak ich bohaterowie. Chcieliśmy posiadać nadprzyrodzone moce, przeżywać niezwykłe przygody, odkrywać i zdobywać zaginione skarby. Któż z nas nie
Gdy jako dzieci oglądaliśmy filmy, chcieliśmy być jak ich bohaterowie. Chcieliśmy posiadać nadprzyrodzone moce, przeżywać niezwykłe przygody, odkrywać i zdobywać zaginione skarby. Któż z nas nie chciał być kolejnym, nieustraszonym Indianą Jonesem, lub wybrańcem mocy pokroju Luke'a Skywalkera, albo Brucem Waynem, niosącym na nietoperzych skrzydłach nadzieję na lepsze jutro dla Gotham? Jednak wszystkie te dziecięce marzenia w końcu musiały wyparować z naszych rozemocjonowanych głów, gdy w procesie dorastania coraz mocniej zderzaliśmy się z szarą rzeczywistością, a rutyna dnia codziennego stopniowo zabijała w nas mrzonki o tym, co niesamowite i nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników. Taki los spotkał większość z nas, ale nie bohaterkę filmu Davida Zellnera - "Kumiko, the Treasure Hunter".

Kumiko ma 29 lat, nie ma męża ani dzieci, i pracuje jako sekretarka w jednym z tokijskich biurowców. Nie jest to najlepsza kombinacja atrybutów we, wbrew pozorom, mocno tradycjonalistycznej Japonii. Kumiko jest więc nieustannie nagabywana o swe plany na przyszłość przez najbliższe jej osoby - głównie matkę, ale w tym względzie nie oszczędza jej nawet szef. Kwestie dotyczące tego czy wreszcie się z kimś umawia, czy planuje małżeństwo, czy czeka na nią awans w pracy, albo kiedy w końcu zdecyduje się na dziecko, wydają się być ważne dla wszystkich poza samą Kumiko. Bohaterka filmu nie jest w ogóle zainteresowana pełnieniem roli żony i matki, nie pociąga jej też perspektywa zawodowego pięcia się po kolejnych szczeblach korporacyjnej wieży. Bezwiednie poddaje się szarej codzienności, której szczerze nie cierpi, a w głowie wciąż roją się jej marzenia o zupełnie innym, lepszym życiu. Marzenia, które znajdują swą szansę na urzeczywistnienie w znalezionej przez Kumiko kasecie VHS z filmem "Fargo". Dziewczyna do znudzenia ogląda scenę, w której bohater, grany przez Steve'a Buscemiego, zakopuje w śniegach Minnesoty walizkę po brzegi wypełnioną dolarami. Zafascynowana obrazem braci Coen rysuje prowizoryczną mapę, zabiera firmową kartę kredytową i bez namysłu ani bez konkretnego planu, wyrusza na poszukiwania skarbu ukrytego gdzieś, jak wierzy, pośród amerykańskich wertepów.

David Zellner opowiada nam historię jednostki społecznie nieprzystosowanej, która nie radzi sobie z tym, co powszechnie ludzkość zwykła określać mianem "normalnego funkcjonowania w społeczeństwie". Jako widzowie nie znamy przyczyn owego odchylenia od normy głównej bohaterki, ale takowa wiedza nie jest nam do niczego potrzebna. Wiemy natomiast, że Kumiko się boi. Boi się ludzi. Boi się oczekiwań, którym mogłaby nie sprostać, zawodząc tym samym swą wymagającą matkę. Wreszcie boi się też perspektywy życia, jakie by ją czekało, gdyby owe oczekiwania spełniła. Życia monotonnego i statecznego. Jedyne czego nasza bohaterka się nie boi, to marzyć i swe marzenia realizować, choćby ceną tego miało być narażenie się na śmieszność czy wzgardę. Takie uczucia mogą towarzyszyć widzowi, spoglądającemu z boku na niemrawe, strachliwe i naiwne działania podejmowane przez Kumiko. Trudno jednak nie obdarzyć głównej bohaterki nutą sympatii i nie kibicować jej w tym szaleńczym, ale przecież pięknym pościgu za życiem poza społecznym konwenansem i normatywnym rygorem. Sympatia wobec postaci przychodzi o tyle łatwo, że odgrywająca rolę Kumiko Rinko Kikuchi buduje swoją bohaterkę niezwykle autentycznie. Bez szarżowania i udziwnień kreuje postać szarej, korporacyjnej myszki, która myślami odpływa poza miejsce, w którym aktualnie się znajduje, a do którego wyraźnie nie przynależy.

Obraz Zellnera przemawia poprzez panującą w nim atmosferę osaczenia, przywodzącą nieco na myśl "Wstręt" Polańskiego - oczywiście w dużo lżejszym wydaniu i z zachowaniem stosownych proporcji. Atmosfera wyobcowania oraz obustronnego braku zrozumienia między bohaterką a światem, w którym przyszło jej żyć, dopełniona została urokliwymi, choć surowymi zdjęciami Seana Portera i przede wszystkim znakomitą muzyką, wygrywaną przez The Octopus Project. Zupełnie niespodziewane, nabierające mocy z każdym kolejnym uderzeniem brzmienia, pojawiające się tu i ówdzie, w sytuacjach teoretycznie całkowicie zwyczajnych dla bohaterki, jak na przykład rozmowa z przełożonym, pozwalają widzowi odczuć jej strach i zapadanie się w sobie. Brak innych bohaterów dramatu, poza postaciami epizodycznymi, których najczęściej nie poznajemy nawet z imienia, tylko podkreśla wszechogarniający klimat wyalienowania bohaterki. Jest on też wyczuwalny w minimalistycznych dialogach, uprawomocnionych depresyjną charakterystyką Kumiko w pierwszej, "japońskiej" części filmu, i jej brakiem znajomości języka angielskiego w drugiej części, rozgrywającej się już w Ameryce.

Zellnerowi wyszedł obraz nietuzinkowy, łączący w sobie sytuacyjny komizm i bezsprzeczny tragizm głównej bohaterki. Kumiko zdaje sobie sprawę, że jej życie nie jest filmem, w którym tylko odgrywa główną rolę, ale do tego stopnia pragnie być kimś innym niż jest w rzeczywistości, że wyrusza na misję niemożliwą do zrealizowania, za której podjęcie być może będzie musiała zapłacić zbyt wysoką cenę. "Kumiko" stanowi zarówno swoisty panegiryk dla siły wyobraźni, realizacji najbardziej szaleńczych marzeń, które być może uczynią przeciętne, ludzkie żywota bardziej znośnymi i spełnionymi, ale jest też przestrogą przed tym, co może nas spotkać, kiedy zbyt mocno oderwiemy się od rzeczywistości. Czy warto więc ryzykować? Zdecydujcie sami. Podobno do odważnych świat należy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy kształtują nasze marzenia i dostarczają inspiracji do podążania za tymi snami. Pozytywna moc... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones