Nie będę oryginalna, jeśli zapytam, dlaczego dystrybutor sprowadzał ten film do Polski. Może liczba czarnoskórych mieszkańców w naszym kraju wzrosła do tego stopnia, że stanowią już oni konkretny target? A może jest to element jakiejś akcji przeciwko rasizmowi? Pomijając fakt, że biali, jeśli w ogóle pojawiają się w "Małżeństwach i ich przekleństwach", stanowią jedynie tło dla bohaterów prowadzących usypiające konwersacje, to film jest, czego twórcy nie kryją, skierowany do bardzo konkretnej grupy publiczności. Aby móc przejść do oceny filmu, należy uzmysłowić Czytelnikowi, jaką pozycję ma w Stanach Zjednoczonych Tyler Perry. To człowiek-orkiestra, który pisze, produkuje, reżyseruje, a także gra w swoich dziełach. Są one skierowane do afroamerykańskiej widowni szukającej w kinie dramatu, komedii i umoralniającej gadki. Perry propaguje chrześcijańskie wartości, mieszając je z bąkami, kałem oraz innymi substancjami wydzielającymi się z ludzkiego ciała. W USA kupują to miliony widzów, zaś w Polsce będzie reakcja w stylu "film o Murzynach na śniegu" (cytat z forum Filmwebu). "Małżeństwa i ich przekleństwa" to ekranizacja sztuki teatralnej, z którą Perry objechał kawał kraju. Rzecz dotyczy czterech par przyjaciół spotykających się regularnie, by podnosić się na duchu i pomagać sobie nawzajem. Tym razem bohaterowie wyjeżdżają na urlop w góry Colorado. Wypad szybko przeradza się w ciąg wzajemnych oskarżeń, które odsłaniają drugie dno związków. Reżyser nie potrafi wlać w tę historyjkę nawet odrobiny dramatu czy drapieżności. Film tonie w potokach pustych frazesów, by na koniec ugrzęznąć pośród biblijnych pouczeń. Sceniczny rodowód "Małżeństw..." czuć na kilometr – podkręcanie tempa czy napięcia zostaje odrzucone na rzecz długaśnych scen z dialogami. Tu się wyłącznie gada, gada i gada... Nie ma rady, trzeba zamknąć oczy i iść spać.
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
