Geniusz Hosody polega tymczasem na tym, że potrafi opowiedzieć swoją historię w sposób absolutnie nienachalny. Głębia namysłu nad dziecięcym – czy zwyczajnie: ludzkim – doświadczeniem kryje się
Pięcioletni Kun zaczyna płakać. Animowane łezki zbierają się w kącikach oczu, rysunkowa twarz wykrzywia się groteskowo. Efekt jest karykaturalny, a zarazem uderzająco prawdziwy. Kto pamięta, ten wie: tak wygląda amplituda dziecięcego ataku histerii, tyleż komediowego, co dramatycznego. Animowana filmowa forma trafnie chwyta ten niuans. Wypełniając w głowach puste miejsca między kolejnymi klatkami, dostrzegamy prawdę zasugerowaną gdzieś między rysunkowym uproszczeniem a rysunkowym przejaskrawieniem. Stara zasada: by zobaczyć coś wyraźniej, często trzeba spuścić z tonu. W "Mirai" Mamoru Hosoda, reżyser "Wilczych dzieci" i "O dziewczynie skaczącej przez czas", robi właśnie to: pochyla się nad zwyczajnością, dostrzegając w niej niezwykłość. Jakby uświadomił sobie, że jest już wystarczająco dużo fantastyki w czymś tak prostym jak spojrzenie dziecka na świat.
Video Audio Project (VAP)
Yomiuri Telecasting Corporation (YTV)
Studio Chizu
Toho
Dentsu
NTT Docomo
Nippon Television Network Corporation (NTV)
Kusi, by nazwać "Mirai" przedszkolną wersją "Opowieści wigilijnej". W książce Dickensa stary, skwaszony Scrooge musiał nauczyć się empatii. W filmie Hosody – podobnie. Jego egoista ma co prawda zaledwie pięć lat, ale to przecież wiek, w którym egoizm jest drugą naturą. Mały Kun prowadził dotychczas beztroskie życie jedynaka, ale narodziny młodszej siostry burzą jego dotychczasowy świat. Chłopiec nie zamierza dzielić się pozycją oczka w głowie, ale odwiedzający go tajemniczy, nadprzyrodzeni goście – niczym trzy Dickensowskie duchy – nauczą go patrzeć życzliwiej.
Jak u Dickensa, fantastyka jest tu tyleż atrakcją, co po prostu fabularnym wytrychem, metaforą; Hosoda ma ciastko i zjada ciastko. Kto nie wierzy w psy zmieniające się w ludzi albo przybywające z przyszłości rodzeństwo, ten zawsze może czytać "Mirai" absolutnie przyziemnie: oto opowieść o dziecku, które tłumaczy sobie rzeczywistość za pomocą baśniowych przenośni. Niestworzone transformacje, magiczne podróże i inne cuda są tu przecież tylko wypadkową poszerzającej się dziecięcej świadomości. Symbolem dziecięcego ego, które zaczyna robić w swoim świecie miejsce dla innych.
Video Audio Project (VAP)
Yomiuri Telecasting Corporation (YTV)
Studio Chizu
Toho
Dentsu
NTT Docomo
Nippon Television Network Corporation (NTV)
Nieprzypadkowo "Mirai" ma epizodyczną strukturę: wizyta każdego zagadkowego gościa jest kolejną lekcją. Hosoda naśladuje tu logikę procesu dojrzewania: dwa kroki w przód, krok w tył. Trudności nie kończą się przecież z rozwiązaniem jednego kłopotu, życie płynie dalej. Reżyser portretuje rodzinę jako kłącze takich właśnie, prywatnych i wspólnych, problemów. Kun ma problemy z akceptacją siostrzyczki, ale równie dużym wyzwaniem będzie dla niego nauka jazdy na rowerze. Ta z kolei pogłębia relację chłopca z ojcem, dzielnie próbującym stanąć na wysokości zadania. Rodzice tymczasem walczą ze stresem i zmęczeniem, lawirują między pracą a domem, między szczerym zaangażowaniem a pozowaniem na "dobrego rodzica", między wyrozumiałością a wyrzutami sumienia (co ciekawe, klasyczny japoński patriarchat staje tu na głowie: mama-bizneswoman spędza cały dzień poza domem, tata-architekt siedzi wciąż na miejscu). Hosoda obserwuje (czy raczej: animuje) jednak nie tylko codzienność. Pokazuje też, jak odbija się w niej przeszłość i przyszłość.
Prawdziwą rewolucją w życiu Kuna okazuje się przecież moment, kiedy dostrzega związek między swoim a cudzym doświadczeniem. Kiedy uświadamia sobie, że jego rodzice też byli kiedyś dziećmi (szok!) i wpisuje swoją osobę w pewną większą opowieść. Chłopiec uczy się, że to, kim jesteś, w równej mierze kreują ci, którzy cię otaczają (otaczali, będą otaczać). Reżyser – jak przystało na faceta, który nakręcił kiedyś film o dziewczynie skaczącej przez czas – kreśli tu linię łączącą to, co było, z tym, co będzie. Historia rodziny urasta do rangi prywatnej mitologii, a akceptacja tego dziedzictwa jest aktem dojrzenia do bycia sobą. "Mirai" pokazuje, jak "ja" zostaje zdefiniowane przez pogodzenie się z "my".
Video Audio Project (VAP)
Yomiuri Telecasting Corporation (YTV)
Studio Chizu
Toho
Dentsu
NTT Docomo
Nippon Television Network Corporation (NTV)
I jeśli brzmi to wszystko zbyt wydumanie, bez obaw, to tylko recenzenckie ego przy pracy. Geniusz Hosody polega tymczasem na tym, że potrafi opowiedzieć swoją historię w sposób absolutnie nienachalny. Głębia namysłu nad dziecięcym – czy zwyczajnie: ludzkim – doświadczeniem kryje się za elegancką prostotą kreski. Mamy tu więc zwykłe kinowe przyjemności: scenę slapstickowych podchodów Kuna i jego siostry, dramatyczną sekwencję na dworcu kolejowym, czy ot, fascynujące bogactwo animowanego szczegółu. Każda z tych atrakcji podszyta jest jednak – z braku lepszego słowa – mądrością. W efekcie niemal każdy widz powinien znaleźć tu coś dla siebie. Dla dzieci "Mirai" będzie serią fantastycznych perypetii bohatera, który zmaga się z tymi samymi problemami, co oni. Dla rodziców będzie to poetycka medytacja nad figurą człowieka-w-rodzinie. Zarazem specyficznie japońska i uniwersalna; jedyna w swoim rodzaju, ale zrozumiała pod każdą szerokością geograficzną. Okej, "dla każdego" oznacza zazwyczaj po prostu "dla nikogo". Nie tym razem.
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu