Recenzja filmu

Mroczne cienie (2012)
Tim Burton
Johnny Depp
Michelle Pfeiffer

The Best of Burton & Depp

Wszystko jest tu bezpieczne. Brakuje oryginalności, która zawsze grozi zrażeniem widzów.
Tim Burton to jeden z ciekawszych reżyserów filmowych. Kiedy ma dobry czas, jego filmy zachwycają i pomysłowością fabuły, i wizualnym pięknem. Ostatnimi czasy pozostało mu jednak wyłącznie to drugie. Z pomysłami jest niestety gorzej. Co widać także w przypadku "Mrocznych cieni".

Fani Burtona i Deppa będą oczywiście zachwyceni. Reżyser recyklinguje tu swoje wcześniejsze filmy, więc wygląda to bardzo fajnie i znajomo. Oglądając "Mroczne cienie", ma się nieodparte wrażenie, że całość została zrobiona pod publiczkę. Wszystko jest tu bezpieczne. Brakuje oryginalności, która zawsze grozi zrażeniem widzów. Dostajemy więc to, co sprawdziło się we wcześniejszych produkcjach, na co widzowie najlepiej reagowali. Można więc film uznać za swego rodzaju składankę "The Best of Burton & Depp".

Największą kreatywnością wykazali się graficy komputerowi, którzy mieli ręce pełne roboty, gdy tworzyli ociekające blichtrem zdjęcia i podrasowywali wizerunki Johnny'ego Deppa i Evy Green. Szczególnie Francuzce ingerencja specjalistów wszelkiej maści wyszła z korzyścią. Jak na femme fatale przystało, jest piekielnie seksowna i doskonale wie, jak swój urok wykorzystać. Depp z kolei korzysta ze sztandarowego zestawu manierycznych min i póz - wie, czego oczekują od niego fani. Reszta obsady jest gdzieś daleko na drugim planie. Chloe Moretz ma jedną niepokojącą scenę, ale już Helena Bonham Carter jest tak stonowana, że gdyby nie ostry makijaż, trudno byłoby ją rozpoznać. Burton zazwyczaj daje jej role o wiele bardziej krzykliwe.

Największe kontrowersje budzi humor. Wydaje się, że najlepiej wypadły sceny, w których XVIII-wieczne anachronizmy ścierają się z rzeczywistością II połowy XX wieku. Nie można też odmówić uroku scenie baraszkowania Deppa i Green po pokoju. Są jednak takie sceny, w których potencjał komediowy nie został wykorzystany, a dowcip sprawia wrażenie stępiałego, zakurzonego, jakby wraz z głównym bohaterem przeleżał 196 lat w grobie. Wynika to chyba z niedookreślenia docelowej publiczność. Nie zdecydowano, czy będzie to bardziej familijna produkcja, na którą można wybrać się z całą rodziną, czy może komedia nieco bardziej pikantna i przewrotna, przeznaczona dla wciąż młodego, ale już w miarę dojrzałego widza. To rozszczepienie w połączeniu z bezpiecznymi wyborami sprawia, że "Mroczne cienie" z całą pewnością nie przejdą do historii jako najbardziej oryginalne dzieło Burtona. Ale może reżyser ma rację. Może rzeczywiście lepiej jest dać fanom to, czego oczekują, gdy kupują bilet.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tim Burton ma to do siebie, że bohater każdego jego filmu musi być dziwakiem. Edward Nożycoręki, Ed Wood,... czytaj więcej
W swoim najnowszym filmie Tim Burton postanowił zmierzyć się z wyeksploatowanym motywem wampiryzmu we... czytaj więcej
"Mówią, że liczy się dziedzictwo krwi. Ono nas określa, wiąże, piętnuje". Przed państwem Barnabas Collins... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones