Życie na rapie

"Na granicy światła i cienia" jest udanym dokumentem z trzech powodów. Jest autentyczny, wciągający i wiarygodny.
"Na granicy światła i cienia" jest udanym dokumentem z trzech powodów. Pokazuje realia jednego z brazylijskich więzień, próbuje nakreślić fenomen zespołu  raperskiego 509-E (nazwa pochodzi o numeru celi jego członków) i powiedzieć co nieco o źródle przestępczości szerzącej się wśród mieszkańców ubogich slumsów, do tego jest autentyczny, wciągający i wiarygodny. Napisałam: z trzech powodów? W międzyczasie przyszły mi do głowy kolejne trzy i kolejne trzy, i kolejne… Materiał przygotowany przez Lucianę Burlamaqui ogląda się po prostu z dużą przyjemnością.

Jedną z bohaterek "Na granicy światła i cienia" jest Sophia Bisilliat, była aktorka, która porzuciła zawód na rzecz prowadzenie warsztatów w więzieniu Carandiru w Sao Paulo.  Tam poznaje dwóch utalentowanych raperów, Dextera i Afro-X, którzy jako dzieci wychowywali się na jednym osiedlu, a po wielu latach spotkali się w jednej celi. Sophia zostaje ich managerską i jednocześnie partnerką Dextera. Luciana Burlamaqui z oddaniem i zaangażowaniem śledzi rozwijające się wydarzenia. Rosnącą sławę 509-E, rozpad związku Sophii i Dextera, zmiany w strukturach więzienia i wiele innych.

Początkowo Burlamaqui zamierzała nakręcić dokument, który tłumaczyłby wysoki procent przestępczości w Sao Paulo. Na zrealizowanie projektu dała sobie sześć dni.  Temat okazał się na tyle ciekawy, że jej praca przeciągnęła się do czterech miesięcy. Nieoczekiwane wydarzenia sprawiły, że skończyła zdjęcia dopiero po siedmiu latach.  I nie ma się czemu dziwić, ponieważ "Na granicy światła i cienia" przypomina latynoską telenowelę. Nie brakuje w nim romansów, nagłych zwrotów akcji i prawdziwych tragedii. Co najważniejsze jego bohaterowie są szczerzy, prawdziwi, a ich losy są interesujące. I chociaż dokument trwa ponad dwie godziny (to więcej niż zeszłoroczny hit Tarantino, uwielbiane przez publiczność "Bękarty wojny"), ogląda się go z zapartym tchem od początku do końca. Film Burlamaqui jest doskonałym przykładem na wyświechtaną, choć wielokrotnie potwierdzaną tezę, że życie nie raz pisze dużo ciekawsze scenariusze niż najdoskonalsi pisarze z niepohamowaną wyobraźnią.
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones