Ugryźć Jamesa Deana

Amirpour zadaje pytania stare jak świat, ale ubiera je w tak ciekawy kontekst, że nie nudzą ani przez chwilę. Fabularne zdarzenia splata w sposób, który nie pozwala jej niczego zarzucić. W
Film "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" przypomina mi trochę interaktywną "Sufferrosę" Dawida Marcinkowskiego, w której widz sam decydował, co i w jakiej kolejności zobaczy. Jak twierdzi Ana Lily Amirpour, jej wampiryczny, melancholijno-transowy spaghetti western jest lustrem, w którym odbijają się fantazje. Fabuła filmu o Dziewczynie, która krąży ulicami Złego Miasta, jest minimalistyczna, ale można się przez nią przedzierać różnymi drogami. Raz mając u boku Jima Jarmuscha i wspomnienia jego wczesnych amerykańskich opowieści; innym razem celebrując nowofalowe kino Jean-Luca Godarda lub wspierając walkę kobiet o równouprawnienie. Wszystko zależy od tego, co już widzieliśmy i co lubimy w kinie oglądać. Debiut urodzonej w Wielkiej Brytanii i mieszkającej w Los Angeles, ale pochodzącej z Iranu artystki jest brawurowy. Przypomina sen, w którym mieszają się rozmaite zdarzenia, ale poziom ich uporządkowania i wyczyszczenia onirycznej narracji ze wszystkiego, co zbędne, jest niebywały.


    
Akcja filmu "O dziewczynie..." mogłaby się rozgrywać w Detroit – pokazanym w filmie "Tylko kochankowie przeżyją" i opisanym przez Charliego LeDuffa w zbiorze esejów pt. "Sekcja zwłok Ameryki". To dziś miejsce symboliczne. Lata świetności już minęły, ludzie zeszli na psy, po poddaszach krążą duchy. To nie Hollywood, ale granica światów. Krążący po niej bohaterowie mówią w filmie Amirpour po persku i choć odpływają w narkotyczne transy, obserwujemy ich bardzo trzeźwym okiem – czasem z perspektywy Dziewczyny (Sheila Vand); innym razem z punktu widzenia ludzi, którzy patrzą na nią. Bohaterka przemyka pod ścianami budynków osłonięta czadorem skrywającym koszulkę w biało-czarne paski, uszminkowane usta oraz wielką wrażliwość i pragnienie zemsty. Za coś konkretnego? A może za wszystkie krzywdy razem wzięte? Trudno powiedzieć. Większą wagę ma fakt, że jedyną sojuszniczką Dziewczyny w jej mrocznej walce ze światem jest dotkliwa samotność i piękna muzyka.
    
Ścieżka dźwiękowa jest jedną z największych zalet debiutu Amirpour. Łamane żywymi instrumentami elektroniczne brzmienia grup Kiosk, Radio Tehran, White Lies i Federale nadają akcji rytm, a światu przedstawionemu hipnotyzujący charakter. Niektóre utwory są mocne i wyraziste, inne subtelne, lekkie i efemeryczne – jak kolejne sceny w filmie "O dziewczynie...". W jednej Wampirzyca w czadorze straszy małego, niegrzecznego chłopca, w innej odgryza palec dilerowi narkotyków, który lubi źle traktować prostytutki. Kiedy sama rozmawia z jedną z nich, zdaje się być ciekawa, ale i onieśmielona. Jak mała dziewczynka, która nie wie, jak zachować się w towarzystwie silnej, charyzmatycznej i doświadczonej, ale skrzywdzonej kobiety. Akcja filmu jest zbudowana w zgrabny sposób – z jednej strony spójna, z drugiej od początku oparta na wyrazistych kontrapunktach. W historię "O dziewczynie..." wprowadza nas przecież młody mężczyzna przebrany za Jamesa Deana.


    
Drogi Wampirzycy i Arasha (Arash Marandi) – dilera kochającego koty, kostium Draculi i stylizacje w stylu Deana – w końcu się przecinają. Dzieje się to dość niespodziewanie, choć wiemy, że nie ma w tym świecie miejsca na przypadki. Czy między dwojgiem neurotyków narodzi się miłość? Czy będzie na tyle silna, by ich odmienić? Amirpour zadaje pytania stare jak świat, ale ubiera je w tak ciekawy kontekst, że nie nudzą ani przez chwilę. Fabularne zdarzenia splata w sposób, który nie pozwala jej niczego zarzucić. W świecie, który jest czystą kreacją, wszystko dzieje się naturalnie i na poziomie emocji jest totalnie realne. Za namacalność onirycznej atmosfery i poczucie bliskości z zamkniętymi w sobie bohaterami odpowiadają zdjęcia Lyle'a Vincenta. Ziarniste, ale pełne wyrazu; mnóstwo w nich subtelnej erotyki. Minimalistyczne, wyczyszczone kadry pogłębiają wrażenie izolacji bohaterów, ale i skupiają uwagę na nich samych, na ich gestach i spojrzeniach.
    
O czym myślą i dokąd dążą? W stronę Dzikiego Zachodu czy Tangeru, idealnej przystani dla współczesnej Wampirzycy, Draculi i jego kota? Będą jechać zagubioną autostradą i wpadną na plan nowego filmu Davida Lyncha czy przystaną w barze i zatańczą jak bohaterowie "Amatorskiego gangu"? Amirpour opowiada o nostalgii i o miłości – do kina, wybranych reżyserów i kultowych scen. Znajduje sposób, by wpleść je w fabułę swojego filmu, nie wystawiając na szwank oryginalności własnej wizji. Uwodzi na wielu poziomach jednocześnie i jak nic warto się w nie wszystkie wgryźć.  
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie najlepiej układały się ostatnimi czasy relacje między Fabryką Snów a wspólnotą krwiopijców.... czytaj więcej
Uwielbiam artystyczne, zaangażowane kino grozy. Im więcej w nim hipsterstwa, feminizmu, "lewactwa",... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones