Recenzja filmu

Pod sztandarem wschodzącego słońca (1972)
Kinji Fukasaku
Sachiko Hidari
Tetsurô Tanba

Szokujący obraz wojny na Pacyfiku

Dzieło autorstwa Kinji Fukasaku nie jest typową opowieścią wojenną. Zamiast skupić się na scenach batalistycznych, reżyser osadził główny punkt znaczeniowy filmu na samym postrzeganiu zjawiska
Dzieło autorstwa Kinji Fukasaku nie jest typową opowieścią wojenną. Zamiast skupić się na scenach batalistycznych, reżyser osadził główny punkt znaczeniowy filmu na samym postrzeganiu zjawiska wojny, wpływu, jaki wywiera na pojedynczą jednostkę. "Pod sztandarem wschodzącego słońca" samą swoją niekonwencjonalną realizacją zasługuje na uwagę miłośników zarówno historii, jak i ambitnego kina. Historia zaczyna się w latach 70. Sakie Togashi, wdowa po poległym na Nowej Gwinei sierżancie Katsuo Togashim, stara się poznać prawdziwe losy swojego męża. A wszystko za sprawą depeszy, którą otrzymała po wojnie. Komunikat "poległ w walce" z niewiadomych przyczyn został przemianowany na "zmarł". Dodatkowo sierżant został postawiony przed sąd oficerski i rozstrzelany z nieznanych powodów. Kobieta nie wierzy i postanawia poznać prawdę, by pamięć o jej ukochanym pozostała jasna i bez hańby. Wyrusza na spotkania z żyjącymi towarzyszami broni swojego małżonka. Słyszy pełne bólu, strachu i obrzydzenia opowieści z frontu. Trauma wojenna, głód, zezwierzęcenie, kanibalizm, śmierć, bezczeszczenie zwłok poległych, wyniszczenie psychiczne - taki obraz piekła na ziemi tworzą byli żołnierze. Jakby tego było mało, każdy przytacza skrajnie różne i wykluczające się wzajemnie fakty z ostatnich chwil życia sierżanta Togashi. Do tej pory w taki sposób wojny nikt nie pokazał. Fukasaku w retrospektywnych ujęciach przedstawia przerażający obraz walki człowieka z samym sobą, wewnętrznego konfliktu moralnego i psychologicznego. Wrogiem Japończyków nie są Amerykanie, lecz dżungla, głód i despotyzm przełożonych. Film nie zawiera prawie żadnych scen batalistycznych, a jednak siłą przekazu zdumiewa. Świat w opowieściach ocalałych żołnierzy reżyser sfilmował niezwykle oryginalnie - oprócz zastosowania czarno-białej taśmy wmontował archiwalne nieruchome zdjęcia z wojny na Pacyfiku, przedstawiające stosy poległych czy działania wojenne oraz zastosował zabieg nieco komiksowy, zatrzymując pojedynczą klatkę filmową przy jednoczesnym kontynuowaniu ścieżki dźwiękowej. Momentami daje to piorunujące wrażenie. Sceny kanibalizmu, egzekucji amerykańskiego jeńca czy morderstwa sadystycznego oficera uderzają głębią wyrazu artystycznego. Fukasaku bardzo wyraziście kreśli portret psychologiczny żołnierzy, jako ludzi którzy tracą aspekty humanizmu, jakiekolwiek zasady moralne, sens życia. Jego celem było uświadomienie widzowi, jaki wpływ na człowieka wywiera wojna. Dlatego właśnie osadził większość filmu w czasach powojennych. Weterani, mimo iż bezpieczni, żyją w ciągłym strachu, w lęku przed przeszłością. Nie mogą poradzić sobie z traumą przeżyć, nie potrafią wymazać jej z pamięci. Jeden z nich żyje na śmietnisku i boi się cywilizacji, społeczeństwa, kontaktu z ludźmi. Nie potrafi odnaleźć się w świecie pokoju, dręczony wspomnieniami ostatnich dni wojny, w których dopuścił się kanibalizmu. Scenariuszem Fukasaku chce przekazać młodzieży pojęcie wojny w brutalnym, ale rzetelnym świetle, zamierza uświadomić młode pokolenie, jak bezsensownym zjawiskiem jest konflikt zbrojny. Początkowy ton narracji, zwiastujący propagandowy wydźwięk filmu, zupełnie odcina się od całościowego przesłania, zwyczajnie nie pasuje do reszty dzieła. To jedyna wadą fabuły "Pod sztandarem wschodzącego słońca". Przy kreacjach aktorskich na brawa zasługuje Tetsuro Tanba, odtwórca roli sierżanta Togashi. Stworzył postać żołnierza stojącego na straconej pozycji, walczącego o przetrwanie za wszelką cenę z niezwykłym realizmem. Bohaterowie drugoplanowi, zwłaszcza niewidomy weteran, fenomenalnie wykreowane za sprawą aktorów i scenariusza, budują nastrój filmu, wpływają na wyrazistość odbioru dramatu. Muzyka Hikaru Hayashiego współtworzy atmosferę strachu, przerażenia, bezradności towarzyszącą bohaterom, doskonale wkomponowując się w charakter opowieści. Swoją mocą pięknie podkreśla nawet pojedyncze kadry filmu, zaskakuje odbiorcę. "Pod sztandarem wschodzącego słońca" jest manifestem pacyfistycznym, nastrojowym przesłaniem antywojennym. Pozycja obowiązkowa w filmografii Kinji Fukasaku.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?