Recenzja filmu

Porwanie (2012)
Tobias Lindholm
Pilou Asbæk
Søren Malling

Gotując dla somalijskich piratów

Choć temat filmu aż prosi się o przedstawienie go jako pełnego akcji sensacyjnego thrillera, Tobias Lindholm postanowił pójść w zupełnie innym kierunku. "Porwanie" to dramat skromny,
Piractwo kojarzy się dziś głównie z nielegalnym ściąganiem treści z Internetu. Ale za sprawą między innymi tego, co dzieje się obecnie na Oceanie Indyjskim, światu przypomniane zostało pierwotne znaczenie tego pojęcia: morskiego rozboju, którego ofiarami padają głównie statki handlowe. Na hollywoodzką superprodukcję musimy jeszcze poczekać, tymczasem Duńczycy już nakręcili swoją wersję

"Porwanie" opowiada o ataku somalijskich piratów i trwających całymi tygodniami negocjacjach w sprawie okupu przedstawionych z dwóch punktów widzenia. Pierwszy to perspektywa kuka, Duńczyka, dla którego był to ostatni rejs przed powrotem do żony i córki. Drugi – Petera C. Ludvigsena, szefa firmy, do której należy porwany statek.

Choć temat filmu aż prosi się o przedstawienie go jako pełnego akcji sensacyjnego thrillera, Tobias Lindholm postanowił pójść w zupełnie innym kierunku. "Porwanie" to dramat skromny, skoncentrowany na przeżyciach bohaterów, a nie na efekciarskich czynach. Tu nikt nie zrobi z pudełka zapałek, szklanki i gumy do żucia bomby, która rozsadzi piratów. Najbardziej brawurowym (i nie do końca przemyślanym) czynem jest decyzja Ludvigsena, by samodzielnie prowadzić negocjacje z piratami.

Gdyby zamiary Lindholma udało się zrealizować, "Porwanie" mogłoby być mięsistym, intensywnym emocjonalnie dramatem. Tak się niestety nie stało. Bliski stylistyce śp. Dogmy obraz nie potrafi przekazać strasznych doświadczeń i stresu, jakie są udziałem głównych bohaterów. Owszem, reżyser umieszcza w filmie sceny zwątpienia, załamania, ale nie wypadają one autentycznie. Cały czas ma się wrażenie, że twórca odhacza kolejne wydarzenia z przygotowanego konspektu. Chwilami udaje się wpaść na coś naprawdę autentycznego. Są to cenne momenty, ale jednak krótkotrwałe.

Johan Philip Asbæk i Søren Malling starają się, jak mogą, by grane przez nich postaci nabrały kształtów. Na ich niekorzyść działa niestety sama konstrukcja filmu. Widz ogląda bowiem wydarzenia z dwóch stron. W przeciwieństwie do kuka wie, że armator robi, co może, by uratować załogę. Widz wie też, że załoga żyje, czego nie mogą być pewne rodziny w Danii. W sytuacji porwania element niepewności jest kluczowy. Usuwając go z filmu, reżyser pozbawia "Porwanie" największego atutu, przez co całość ogląda się ze zbyt dużego dystansu.

Szkoda, że Polacy nie mieli okazji poznać debiutu reżyserskiego Lindholma, w którym także wystąpił Asbæk. "R" było ciekawym dramatem więziennym, który łączy z "Porwaniem" podobieństwo tematyczne. Niestety tym razem nie udało się reżyserowi opowiedzieć zajmującej historii. Póki co należy więc uznać, że Lindholm lepiej wypada w duecie z Thomasem Vinterbergiem, dla którego napisał dwa scenariusze ("Submarino" i "Polowanie").
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones