Polskiej kinematografii brakuje dobrego filmu o powstaniu warszawskim. Nakręcenie go idzie jednak polskim twórcom jak po grudzie (patrz Wosiewicz i Dobrowolski). Czemu więc w takiej sytuacji nie
Polskiej kinematografii brakuje dobrego filmu o powstaniu warszawskim. Nakręcenie go idzie jednak polskim twórcom jak po grudzie (patrz Wosiewicz i Dobrowolski). Czemu więc w takiej sytuacji nie zrezygnować z tworzenia nowego materiału i oprzeć fabułę jedynie o nagrania archiwalne?
Ten nietypowy pomysł postanowiło wcielić w życie Muzeum Powstania Warszawskiego. Dzięki nim możemy śledzić losy dwóch żołnierzy - Karola i Witka, którzy zamiast karabinów mają kamerę, statyw oraz całą masę taśmy filmowej. Mimo że postaciami są fikcyjnymi, to z misją tworzenia kroniki powstania przemierzają prawdziwą Warszawę roku 1944. Pokazują osoby, które rzeczywiście siedemdziesiąt lat temu brały udział w walkach powstańczych, oraz to, jak faktycznie wyglądała w tamtym czasie stolica.
Dlatego też obrazu tego nie można jednoznacznie zakwalifikować jako dokument czy fabułę. Większa część filmu polega na ukazaniu atmosfery panującej wśród powstańców. Omawiana produkcja nie przywiązuje wielkiej wagi do scen batalistycznych i prowadzonych walk, ale skupia się na czynniku ludzkim, pokazując naprawdę szeroki przekrój różnego rodzaju ludzi, stary i młodych, Polaków i Niemców, wojskowych i cywili. Patrząc od strony historii, nasi główni bohaterowie/narratorzy sami z siebie nic nie robią, a jedynie w dość przypadkowy sposób pokazują, jak sobie radzą i co odczuwają uczestnicy tamtych wydarzeń. Przez to jest tu bliżej do filmu dokumentalnego, lecz dzięki narracji fabularnej zza kadru widzowie dostają pełen emocji i wzruszający finał, który udowadnia, że twórcy wiedzieli, co chcą osiągnąć i skutecznie zbudowali stworzonych specjalnie na potrzeby obrazu bohaterów.
Prócz warstwy merytorycznej "Powstanie Warszawskie" broni się też w kwestiach technicznych. Odrestaurowanie i koloryzacja oryginalnego materiału z 1944 roku wyszły naprawdę dobrze. Zdarzają się ujęcia lepsze i gorsze, ale te najlepsze wyglądają niczym z hollywoodzkiego filmu. Przy okazji nie można też odmówić umiejętności operatorom kamery, którzy pracując w ciężkich warunkach i zapewne przy nie najwygodniejszym sprzęcie, wyrzeźbili kadry wartościowe zarówno pod względem informacyjnym, jak i estetycznym.
Niestety, potwierdza się stare przekonanie, że Polacy w kwestii obrazu są świetni, lecz na dźwięku już się nie znają. Miks audio woła o pomstę do nieba. Głosy postaci dograne w sposób przywodzący na myśl internetowe przeróbki odbierają filmowi masę klimatu i przypominają widzom, że oglądana historia została jednak nieco zmanipulowana. Podczas seansu istnieje ciągłe uczucie dysonansu między warstwą wizualną a dźwiękową.
Marzy mi się więc, by po sukcesie komercyjnym w kinach na DVD trafiła wersja z ponownie zmiksowanym dźwiękiem, nie brzmiącym tak krystalicznie. Ta jedna rysa na szkle nie zmienia jednak ogólnie pozytywnych odczuć z tytanicznej pracy ludzi, którzy odrestaurowali obraz oraz montażystów, którzy w kreatywny sposób go połączyli. Naprawdę miło jest zobaczyć, że w Polsce w kwestiach tak sztywnych i patetycznych tematów można zrobić coś ciekawego, przyjemnego i wartego obejrzenia.