Recenzja filmu

Proxima (2019)
Alice Winocour
Eva Green
Zélie Boulant

Wenus leci na Marsa

"Proxima" wpisuje się w stylistykę "Pierwszego człowieka", "Lucy in the Sky" i "Ad Astry", stąpając jednak twardo po ziemi (dosłownie i w przenośni) niemal do samego końca. Prawie, bo bez silnego
Kobiecym okiem i w bardzo kameralny sposób reżyserka opowiada o temacie do tej pory opisywanym w kinie słowami blockbuster i melodramat. W trakcie seansu obserwujemy próbę pogodzenia przez astronautkę Sarah (Eva Green) jej dwóch życiowych priorytetów - długo wyczekiwanej misji kosmicznej i wychowania córki Stelli. "Proxima" wpisuje się w stylistykę "Pierwszego człowieka", "Lucy in the Sky" i "Ad Astry", stąpając jednak twardo po ziemi (dosłownie i w przenośni) niemal do samego końca. Prawie, bo bez silnego zgrzytu się nie obywa. 


Silną stroną filmu jest skupienie się na przygotowaniach do startu misji kosmicznej, dając bardzo kronikarski i wiarygodny dla laika obraz całego procesu. Twórcy jasno dają do zrozumienia, że droga wybrukowana przyziemnymi problemami może być bardziej fascynująca niż odległe nam przygody postaci ubranych w skafandry i zawieszonych w próżni. Szczegółowy zapis kilkunastu dni przed wylotem dobrze wpisuje się w zarysowany wątek nagrywania przez Sarah vloga, który pozwoli fanom zajrzeć za kulisy takiego przedsięwzięcia. Świetnie oddaje się też "międzynarodowość" samego przedsięwzięcia poprzez różnorodność językową bohaterów czy scenografię.

Alice Winocour bierze na warsztat temat macierzyństwa i emocji w kontekście zawodu wymagającego ogromnym wyrzeczeń w sferze prywatnej. Łatwo było wpaść tu w banał, a początkowy zarys postaci drugoplanowych wskazywał na oczywisty rozwój wypadków. Oprócz głównej bohaterki poznajemy amerykańskiego astronautę lubujacego się w szowinistycznych uwagach, byłego męża głównej bohaterki niezbyt zaangażowanego w wychowanie córki czy oschłą urzędniczkę, która ma nadzorować kontakt pomiędzy Sarah i Stellą podczas przygotowań do misji. Już to gdzieś widzieliśmy. Na szczęście dość szybko zyskują oni więcej cech osobowości, unikając zaszufladkowaniu w roli typowych antagonistów w tego rodzaju dramacie.


Najbardziej przekonująco wypada tutaj postać samej dziewczynki, której zachowanie dobrze rozumiemy w obliczu zmiany środowiska do życia i zanikającego kontaktu z matką. Nie można mieć też zastrzeżeń do Evy Green,  gdyż jedyny fałsz w bohaterce podczas seansu jest spowodowany dziurą scenariuszową. Tuż przed finałem cała teza, że silne zaangażowanie emocjonalne w sferze prywatnej nie jest słabością w kontekście zawodowym, zostaje bardzo mocno zachwiana. Czy było warto zaryzykować przesłanie dla jednej hollywoodzkiej sceny? Moim zdaniem nie.

"Proxima" to kino solidne, ważne, angażujące, ale też bez większych zaskoczeń (pozytywnych) i unikalności. Idealnie wpisuje się w nastrój wieczornego seansu w kinie studyjnym - sprawdzi się lepiej niż w multipleksie. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W czasach nadal rozwijającej się emancypacji kobiet na polu zawodowym, naturalnym wydaje się zwrot w ich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones