Recenzja filmu

Przed wschodem słońca (1995)
Richard Linklater
Ethan Hawke
Julie Delpy

Świat chwilowego zapomnienia

Jest niewiele filmów, które potrafią tak pięknie wykorzystać muzykę w odpowiednim momencie. "Before sunrise" zaczyna się od „melodii” łączącej odgłosy codzienności (jadący pociąg) i muzykę
Jest niewiele filmów, które potrafią tak pięknie wykorzystać muzykę w odpowiednim momencie. "Before sunrise" zaczyna się od „melodii” łączącej odgłosy codzienności (jadący pociąg) i muzykę poważną oraz głośnej kłótni po niemiecku. Jednak to nie muzyka czy zdjęcia sprawiają, że film przez całe 100 minut projekcji w ogóle nie nudzi. Wkraczając w świat rozmów Jesse i Celine, oglądamy fikcję na ekranie jak naszą rzeczywistość. To my siedzimy obok nich w pociągu i przypadkowo słyszymy pomysł na 365-odcinkowy dokument; to my razem z nimi wysiadamy w Wiedniu i przyglądamy się ich reakcjom; to wreszcie my widzimy ich pierwszy pocałunek na tle diabelskiego koła i zachodu słońca. Z minuty na minutę czujemy coraz większe wyrzuty sumienia, że podglądamy ich własny świat. Grający główne role Julie Delpy i Ethan Hawke są tak naturalni, że wydaje się, że nie mogą być aktorami, oni muszą być dwójką, początkowo zupełnie obcych sobie, młodych ludzi, którzy odnaleźli się w tej 6-miliardowej populacji. Ich rozmowy od błahych, przez „życiowe”, aż po metafizyczne, są w całym filmie najpiękniejsze, poza nimi nie widać już uroków Wiednia. Rzadko zdarza mi się skupiać tylko na jednym motywie, ale podczas całego filmu nie widziałam niczego i nikogo poza tą dwójką. Czy jest to film o miłości? Zbyt konkretne pytanie. Jesse boi się tego słowa, a Celine nie chce go nadużywać. Przez całą historię nie pada ani jedno słowo "kocham", nie ma zbędnych scen, mogących to sugerować. Jednak w pewnym momencie ona mówi, że pomimo tego iż cały czas dąży, by być niezależną i silną kobietą, to kochać i być kochaną jest dla niej najważniejsze. Zbliżenie na nich... I ta właśnie scena przekonuje mnie, że łączy ich to coś, coś niewidzialnego, niesamowitego, wiecznego(?). Jeśli "Przed wschodem słońca" nie pokazuje, że można oderwać się od zwykłości i codzienności, to znaczyłoby, że jesteśmy tragicznie zdeterminowani do własnego życia. Reżyser, a zarazem scenarzysta, Richard Linklater, udowadnia nam, że zawsze jest czas. To tylko my czasami sobie sami go zabieramy. Potwierdza to w sequelu tego filmu, w "Before sunset". Ale to już inna historia...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Przed wschodem słońca
UWAGA! Tekst zawiera śladowe ilości spojlerów. Jeśli nie chcesz psuć sobie seansu, pomiń ostatni akapit.... czytaj więcej
Recenzja Przed wschodem słońca
Sytuacja, w której romantyczny wybryk rozmija się z sentymentalną fantazją? Rozmowa dwóch osób o... czytaj więcej