Recenzja filmu

Rodzinny dom wariatów (2005)
Thomas Bezucha
Claire Danes
Diane Keaton

Rodzinne nudy

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu - to stara prawda. Jednak kiedyś trzeba te zdjęcia robić. Najczęściej w Święta, gdy wszyscy są elegancko ubrani i uśmiechnięci. Wyglądają na naprawdę
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu - to stara prawda. Jednak kiedyś trzeba te zdjęcia robić. Najczęściej w Święta, gdy wszyscy są elegancko ubrani i uśmiechnięci. Wyglądają na naprawdę zadowolonych z życia. A kiedy lampa błyskowa gaśnie, wracają do swoich naturalnych min i pozycji. Na pozór szczęśliwi, w sobie kryją rozczarowania i rany. Ot, "wariaci" jakich dobrze znamy z opowiadań i czasem - własnych spotkań rodzinnych. Tacy właśnie ludzie są bohaterami, czy raczej mieszkańcami "Rodzinnego domu wariatów". Głową rodziny są Sybil (Keaton) i Kelly Stone (Nelson), dziećmi Thad (Giordano), złośliwa Amy (Adams), ciężarna Susanah (Reaser), Everett (Mulroney) i Ben (Wilson). Dobrze się rozumieją, kochają i przymykają oczy na wady innych. Przynajmniej na pozór. Sielankę przerywa pojawienie się narzeczonej Everetta, Meredith (Parker), sztywnej, wielkomiejskiej paniusi, która nawet w największy mróz nosi na gołe stopy eleganckie pantofle. Rodzina przyjmuje ją z niechęcią i nie ułatwia Meredith wtopienia się w świąteczny nastrój. Ta wzywa na pomoc siostrę (Danes). I wszystkie postacie dramatu są obecne na scenie. Kto choć raz był przedstawiany rodzinie nowego partnera lub partnerki może poczuć nieprzyjemne deja vu oglądając "Rodzinny dom wariatów". Złośliwe uwagi, nieprzyjemne spojrzenia - na to wszystko jest narażona Meredith. Przy okazji staje się jasne, że rodzinka nie jest tak idealna, jakby się wydawało. Samotność, obawa przed nietolerancją, kompleksy - powoli wychodzą na jaw skrywane dotąd lęki, a przede wszystkim śmiertelna choroba Sybil. "Rodzinny dom wariatów" to tragikomedia, choć dość nierówna. Bohaterowie przeżywają swoje dramaty w milczeniu i samotności, a razem śmieją się i udają idealna rodzinę. O swoich problemach nie rozmawiają, frustracja ujawnia się w złośliwych żartach i docinkach. I choć w tych właśnie momentach powinno być smutno - reżyser chce, by było śmiesznie. Oprócz słownych przepychanek dramat mają przełamać slapstikowe chwyty - ktoś się przewraca, wypada z autobusu, oblewa, wpada na kogoś. Całość pozostaje nieprzekonująca i chwilami strasznie nudna, zupełnie jak niektóre spotkania rodzinne. Powtarza(m) się, że rodzina najlepiej wychodzi razem na obrazkach. Tyle że nie ruchomych.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones