Recenzja filmu

Smok Diplodok (2024)
Wojciech Wawszczyk
Mikołaj Wachowski
Borys Szyc

Śmieszy, tumani, przestrasza

"Smok Diplodok" to animacja na zupełnie niepolskim poziomie, przywodząca na myśl tytuły, takie jak "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe". Nie bez kozery twórcy chwalą się, że przedsięwzięcia o
Śmieszy, tumani, przestrasza
Był sobie kiedyś wybitny uczony, kinkiet nauki, odkrywca i przykrywca wielu odnalazków i znalazków profesor Nerwosolek. Roztrzepany naukowiec nie przepadał za kiszeniem się w laboratorium; cenił podróże – odwiedził wnętrze ziemi, przemierzył kosmos, przepłynął siedem mórz i kilka oceanów. O to, aby włos mu z głowy nie spadł, dbała jego zaradna gospodyni-asystentka Entomologia Motylkowska. Zgrany duet spotykał na swej drodze wszelkiej maści cudaków: od bezdomnych wampirów Szlurpa i Burpa, przez wielkiego czarodzieja (i jeszcze większego narcyza) lorda Hokusa Pokusa, po przemierzającego czas i przestrzeń smoka (a właściwie to dinozaura) Diplodoka. Przygody nietuzinkowych bohaterów od niemal pięciu dekad śmieszą, tumanią i przestraszają miłośników historyjek obrazkowych. Odpowiedzialny za nie Tadeusz Baranowski, klasyk rodzimego komiksu, wychował całe pokolenie twórców. To na jego ilustracjach uczył się rysować Wojciech Wawszczyk, reżyser brawurowego "Smoka Diplodoka". 


Adaptacja "Podróży smokiem Diplodokiem" oraz "Antresolki profesorka Nerwosolka" może wkurzyć piwnicznych reakcjonistów. W końcu Wawszczyk nie trzyma się kurczowo pierwowzoru, tylko zgodnie z przykazaniami mistrza popuszcza cugle własnej wyobraźni. Diplodok (Mikołaj Wachowski) reżysera "Jeża Jerzego" jest ciekawym świata i żądnym przygód dinozaurzątkiem. Bagnista kotlina, w której przyszło mu mieszkać, nie jest w stanie pomieścić jego marzeń. Nadopiekuńczy rodzice upupiają młodziaka; non stop perorują, że świat na zewnątrz jest niebezpieczny i złowrogi. 

W zupełnie innym, bo "rzeczywistym" wymiarze żyje podobnie stłamszony rysownik komiksów. Tadeusz (Piotr Polak) całe dnie spędza w zatęchłej suterenie, pracując nad przygodami Diplodoka i jego fantastycznych przyjaciół. Jego wydawczyni (Helena Englert) nie jest jednak zainteresowana przebrzmiałymi historyjkami obrazkowymi. Potrzebuje czegoś trendy, a że najlepiej sprzedają się słodkie kotki, to takiego właśnie zleca komiksiarzowi do narysowania. Dotychczasowe prace każe mu wyrzucić – pies z kulawą nogą się nimi nie zainteresuje. Rozczarowany Tadeusz chwyta za gumkę i przestępuje do wymazywania swoich chłopięcych marzeń, przez co świat Diplodoka zaczyna się rozpadać. Dzielny dinozaur musi znaleźć sposób na powstrzymanie autora przed unicestwieniem jego rzeczywistości, nim zostanie po niej wyłącznie pusta kartka. 

Wojciech Wawszczyk – wprawiony komiksiarz, autor znakomitego "Pana Żarówki" oraz animator z hollywoodzkim doświadczeniem, znany z pracy nad "Ja, robot" i "Æon Flux" – do przeniesienia dorobku Tadeusza Baranowskiego na srebrny ekran przymierzał się już pod koniec lat 90. w trakcie studiów na łódzkiej filmówce. Wejście za kamerę "Smoka Diplodoka" było dla niego zarówno spełnieniem młodzieńczych marzeń, jak i niemałym wyzwaniem. Wszak znaczna część komiksów legendy "Świata Młodych" zdaje się utworami nieprzekładalnymi. Aby się to udało, Wawszczyk musiał zdecydować się na szereg zmian i przesunięć. 


Dlatego, zamiast podążać ślepo za zawiłymi, lingwistycznymi dowcipami Baranowskiego, humor produkcji Human Film opiera na przyjaznych formie filmowej gagach. "Smok Diplodok" obfituje w slapstickowe scenki z udziałem dracznych postaci, których w pierwowzorze nie uświadczymy. Animatorzy wprawili komiks w ruch. Truizm? Nie, jeśli położymy akcent na słowie "ruch". Wawszczyk stawia swoich bohaterów w niestworzonych, dynamicznych sytuacjach; akcentuje ich gwałtowność, ruchliwość oraz żywiołowość, przypominając, jak wielką rolę odgrywa w filmach animowanych bujna mimika i żywa gestykulacja. 

Największym zmianom poddano fabułę. Albumy, takie jak "Antresolka profesorka Nerwosolka", przypominają widowiskowy strumień świadomości. Reżyser wraz z dziewięcioosobowym zespołem scenariuszowym podjął się niełatwego zadania ubrania pomysłów Baranowskiego w koherentną filmową opowieść. Fabuła "Smoka Diplodoka" w przeciwieństwie do pierwowzoru wtłoczona została w konkretne dramaturgiczne ramy podróży bohatera. Niestety, choć gra toczy się o nielichą stawkę, a akcja gna na łeb, na szyję, trudno nie odnieść wrażenia, że droga do kulminacji została nieco rozwleczona. Diplodok i jego towarzysze zbyt długo kluczą wokół oczywistego rozwiązania problemu, co rozładowuje budowane skrzętnie na początku napięcie. Choć łapią go zadyszki, "Smok Diplodok" nie powinien wstydzić się swojej kondycji, gdyż przez większość seansu skutecznie odstrasza nudę, dostarczając atrakcji w bród. 

Potrafiący podróżować między wymiarami dinozaur odwiedza mrowie fantastycznych światów: zamieszkaną przez czarodziejów Planetę Grozy, pączkującą łąkę osła-filozofa Kleofasa, wnętrze gigantycznego węża, nie tak starożytny Egipt i wiele innych. Wawszczyk wraz ze storyboardzistami, skądinąd utalentowanymi komiksiarzami, wykonał tytaniczną robotę, nadając niezwykłym krainom odpowiedni rys. "Smok Diplodok" to animacja na zupełnie niepolskim poziomie, przywodząca na myśl tytuły, takie jak "Klopsiki i inne zjawiska pogodowe". Nie bez kozery twórcy chwalą się, że przedsięwzięcia o podobnej skali w kraju nad Wisłą jeszcze nie było; łącznie w powstanie filmu zaangażowało się kilkaset osób.


Produkcyjny rozmach widoczny jest na ekranie. Staranna animacja komputerowa zachwyca bogactwem faktur, refleksów i cieni (render musiał wyemitować więcej CO2 niż podróże do warzywniaka Taylor Swift). Najlepszym tego przykładem jest scena w pracowni profesora Nerwosolka, w której nieprawdopodobna maszyneria, złożona z krzywek różnych kształtów i niezliczonych tworzyw, tworzy zapierającą dech w piersiach mozaikę. Czego brakuje "Smokowi Diplodokowi", to żywych barw, tak ważnych dla twórczości Baranowskiego. Kolory zdają się niepotrzebnie przytłumione – wiadomo przecież, że surrealistyczne opowieści najlepiej prezentują się w "kwaśnych", jaskrawych odcieniach. 

Wawszczyk żeni różne style i formy. W "Smoku Diplodoku" dominuje trójwymiarowe CGI, ale równie ważne są wstawki live action i detale, takie jak pojawiające się tu i ówdzie rysunkowe efekty. Pierwszy polski animowany blockbuster to film kombinacyjny czystej wody, w którym światy animacji i żywej akcji nieraz się przecinają – dość powiedzieć, że w pewnym momencie Tadeusz, jak Michael Jordan w "Kosmicznym meczu", wciągnięty zostaje do rzeczywistości animków. Hybrydyzacja jest jednym z elementów autorskiego metajęzyka reżysera, na który składają się również burzenie czwartej ściany w wykonaniu pewnego natrętnego mola książkowego oraz autotematyczne nawiązania (nie trzeba tłumaczyć, że imię filmowego rysownika jest nieprzypadkowe). 


O ile "Podróże smokiem Diplodokiem" i "Antresolka profesorka Nerwosolka" posiadały zabójcze puenty, o tyle nie niosły za sobą większych morałów. Wawszczyk wraz z ekipą scenariuszową obrał kierunek przeciwny i zadbał o to, aby ich filmu nie dało się sprowadzić do smoków, kotów i laserów. W trakcie przygody każdy z bohaterów musi stawić czoła lękom i niepewności celem odkrycia prawdy o sobie. Dla Tadka i Diplodoka międzywymiarowe wojaże są przede wszystkim sposobem na odzyskanie sprawczości i zachętą do podążania za marzeniami. Entomologii i Nerwosolkowi cały ten ambaras pozwala zrozumieć łączące ich uczucie. Hokus Pokus z kolei uświadamia sobie, że samotności nie da się kompensować trofeami, natomiast poczynione winy zawsze można zadośćuczynić. 

Dzięki wrażliwości scenarzystów dzieci Baranowskiego zyskały osobowość, której wcześniej im brakowało; przestały być wyłącznie zwariowanymi wycinankami i stały się postaciami z krwi i kości. W uwiarygodnieniu bohaterów pomagają również doświadczeni aktorzy dubbingowi. Rozedrgany Arkadiusz Jakubik celnie oddaje manieryzmy ekscentrycznego Nerwosolka. Kontrapunkt dla niego stanowi Małgorzata Kożuchowska, obdarzająca rozsądną i opanowaną Entomologię łagodnym tembrem. Niewiele gorzej wypada Borys Szyc, który za pomocą wznoszącej intonacji udanie odzwierciedla zarozumiałość Hokusa Pokusa. Jedynie groteskowa kreacja Piotra Polaka budzi zastrzeżenia, co jest ciekawe o tyle, że jako jeden z nielicznych miał komfort gry nie tylko głosem, ale też ciałem. 


Gdy Diplodok przemieszcza się między wymiarami, leci przez tunel ułożony z plansz narysowanych przez Tadeusza. Wśród nich znajdują się zarówno dziecięce pomazanki, jak i fragmenty jego barwnych komiksów. W tych scenach na jaw wychodzi cel reżysera – stworzenie listu miłosnego do swojego idola. Wawszczyk nie jest jednak zaślepiony nostalgią, dlatego stroni od taniego recyklingu idei i stawia na ich twórcze przetworzenie. Czerpiąc garściami z Baranowskiego, udało mu się stworzyć film niehermetyczny, mający prawo zainteresować zarówno zatwardziałych fanów, jak i dzieciaki, które o profesorze Nerwsolosku, Diplodoku i Hokusie Pokusie nigdy wcześniej nie słyszały. "Smok Diplodok" może stać się zaczątkiem dochodowej franczyzy, wszak już teraz zgłosili się po niego dystrybutorzy z ponad stu krajów. A jeżeli Wawszczyk nadal będzie podążał za marzeniami, jak bohaterowie, których wprawił w ruch, to niewykluczone, że w przyszłości doczekamy się nie tyle kontynuacji, ile całego multiwersum Baranowskiego. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?