Recenzja filmu

Tajemnica ojca Pio (2018)
José María Zavala

W imię Ojca

Chociaż mówimy o kinie faktu, nie miejcie złudzeń: to nie jest film, pod którym podpisaliby się bracia Maysles i Kazimierz Karabasz. Prawdziwy problem zaczyna się w momencie, gdy przychodzi do
"Pamiętajcie, że mamy misję do spełnienia: zbawienie duszy i podarowanie dobrego przykładu" – uczył stygmatyk i święty Kościoła katolickiego, Ojciec Pio. Twórcy poświęconego mu dokumentu wyciągnęli z tej nauki wnioski, więc w imię naszego zbawienia dają dobry przykład. To opowieść o żarliwej wierze, czołowym zderzeniu z laickim światem oraz chrześcijańskich priorytetach. Szkoda tylko, że przyzwoicie zrealizowanym i faktograficznie bogatym filmem wyważają otwarte drzwi.

Ramą opowieści są kolejne śledztwa – o charakterze zarówno duchowym, jak i świeckim – weryfikujące cuda Ojca Pio: stygmaty, domniemaną umiejętność bilokacji, uzdrawianie chorych, lewitację, czytanie w myślach, proroctwa i dziesiątki innych.  Święty z Pietrelciny był poddawany niewyobrażalnej i wielokierunkowej presji. Diagnozowano u niego chorobę psychiczną, oskarżano o demoralizację młodzieży i defraudację kościelnych funduszy, a w ramach dochodzenia podsłuchiwano, szykanowano, a nawet odbierano prawo do wykonywania posługi. Dokumentaliści nie mają tutaj litości ani dla kościelnych hierarchów, ani dla świeckich biegłych – chociaż kanonizacja Ojca Pio pozostaje źródłem bezustannych kontrowersji, film jest ewidentnie wymierzony w sceptyków z jednej i drugiej strony barykady.

Nie mam z tym większego problemu, bo przecież taki jest hagiograficzny dekalog – chociaż mówimy o kinie faktu, nie miejcie złudzeń: to nie jest film, pod którym podpisaliby się bracia Maysles i Kazimierz Karabasz. Prawdziwy problem zaczyna się w momencie, gdy przychodzi do kreślenia portretu tytułowego bohatera. Gadających głów jest mnóstwo: nawróconych i cudownie uleczonych, przełożonych i uczniów, lekarzy i biskupów. Archiwaliów, w tym niepublikowanych dotąd zdjęć, nagrań oraz wypowiedzi – jeszcze więcej. A jednak, jakimś cudem, reżyserowi Josemu Marii Zavali udaje się jedynie utrwalić naszą encyklopedyczną wiedzę. Kolejne biograficzne wypisy nie składają się na obraz człowieka pełnego namiętności i wiary, pasji i lęku, słabości i siły. Cementują jedynie popkulturowy wizerunek skazanego na galery boskiego posłańca. Jak nietrudno się domyślić, największą tajemnicą Ojca Pio było to, że nie miał przed nami żadnych tajemnic.

Jako że liczba podobnych bryków idzie w ostatnich latach w dziesiątki, przyznam, że nudzi mnie już powtarzanie frazesu o twórcach nie oddających sprawiedliwości swoim idolom. Coś jest jednak na rzeczy: od czasu "Cudu w Lourdes", biografii kanonizowanej Bernadetty Soubiros, nie widziałem filmu, który wyszarpywałby świętych z narracji o katolickim nadczłowieku. Film Zavali ratuje oczywiście dokumentalna proweniencja, ale też umówmy się: jeśli musimy dziękować Bogu, że nie dostaliśmy kolejnej, nakręconej na kolanach fabuły, możemy mówić o kryzysie. Jeśli nie wiary, to kina. 
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones