Recenzja filmu

Tedi i poszukiwacze zaginionego miasta (2012)
Enrique Gato
Dariusz Błażejewski
Óscar Barberán
Michelle Jenner

Być jak Harrison Ford

Wytykając słabości "Tediego…", przyznać trzeba, że Gato odrobił tu lekcję z filmowej narracji. Wątki jego opowieści sprawnie się zazębiają, nie brak tu efektownych scen, a trójwymiarowa technika
Stojąc przed wyborem między animowaną komedią i infantylnym filmem przygodowym, hiszpańscy twórcy decydują się na ten drugi. Efektem jest opowieść bardziej straszna niż śmieszna. Sądząc po tym, jak zawrotną karierę "Tedi i poszukiwacze zaginionego miasta" robi w europejskich box office'ach, przyznać trzeba, że mieszanka Enrique'a Gato okazała się bardzo skuteczna. Choć chyba nie jest do końca udana.

Historia jest stara jak dzieje popkultury. Skromny sierota, który od dzieciństwa marzy o wielkiej przygodzie, prowadzi życie pozbawione przygód. Sytuacja Tediego (Piotr Adamczyk) zmienia się, gdy dziwnym zrządzeniem losu trafia on do Ameryki Południowej, by poszukiwać legendarnego zaginionego miasta Inków. Mając za towarzyszy seksowną archeolożkę (Małgorzata Socha), Peruwiańczyka o mentalności przekupki (Cezary Pazura),  psa i papugę imieniem Belzoni (wzorowaną na "Angry Birds"), rusza w niebezpieczną podróż. Zanim odnajdzie słynny skarb, stanie się celem korporacyjnych najemników, przeżyje zauroczenie i odkryje drzemiącego w nim lwa.

Podczas gdy większość twórców europejskich animacji w swych filmach ogrywa narodowe mitologie i wchodzi w dowcipny dialog ze stereotypami, Gato ucieka od hiszpańskiego kontekstu kulturowego i serwuje swej publiczności bezpieczną mieszankę "Indiany Jonesa" i "Odlotu" Pete'a Doctera i Boba Petersona. Bezpretensjonalną inicjacyjną opowieść zastępuje zestawem klisz wyciętych z kina przygodowego. Jego Tedi jest więc pierdołowatym wiecznym chłopcem, który przeżyć musi inicjacyjną wyprawę, jego ukochana – animowanym klonem Lary Croft, wojowniczej dziewczyny w krótkich spodenkach i bluzce podkreślającej obfity biust.

"Tedi…"
nie jest, rzecz jasna, propozycją dla dorosłych widzów. I dobrze. Hiszpańska animacja najbardziej cieszyć będzie 7-8 latków. Im starsza publiczność, tym mniejsza szansa na kinofilskie spełnienie. Ale "Tedi…" nie jest też filmem dla najmłodszych – zbyt wiele tu napięcia, dynamicznych pościgów i brutalnych szwarccharakterów. Gato raczej straszy, niż bawi, a ożywające mumie czy morderca wyposażony w mechaniczną rękę to nie najlepszy pomysł dla najmłodszych kinomanów.

Wytykając słabości "Tediego…", przyznać trzeba, że Gato odrobił lekcję z filmowej narracji. Wątki jego opowieści sprawnie się zazębiają, nie brak tu efektownych scen, a trójwymiarowa technika daje czasami przyjemne efekty. Pewnym rozczarowaniem może być polski dubbing, bo spośród całej obsady chyba tylko Cezary Pazura trzyma swój niezły, komediowy poziom. Ale to znów zarzut dorosłego widza. A przecież nie o niego tutaj chodzi…
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones