Recenzja filmu

Tropiciele mogił II (2012)
John Poliquin
Richard Harmon
Howie Lai

Gabinet strachu

Dzisiejszy wyścig szczurów sprawił, że znaczna większość społeczeństwa goni tylko za zarobkiem. Nawet osoby, dla których są wartości ważniejsze niż kasa uważają, że pieniądz życie ułatwia i
Dzisiejszy wyścig szczurów sprawił, że znaczna większość społeczeństwa goni tylko za zarobkiem. Nawet osoby, dla których są wartości ważniejsze niż kasa uważają, że pieniądz życie ułatwia i lepiej go mieć. Chęć dorobienia się dotyka każdego przemysłu. Filmowy wyjątkiem nie jest. Dodatkowo twórcom z pomocą przychodzi technika, której dobrodziejstwa umożliwiają kręcenie w wyjątkowo krótkim czasie. Na czym najlepiej zarobić? Na kontynuacji tytułu, który został dobrze przyjęty i mamy go jeszcze w pamięci. Idealnym przykładem takiego postępowania jest "Grave Encounters 2".

Bohaterem filmu jest Alex Wright. Studiuje w szkole filmowej, prowadzi blog i w wolnym czasie kręci z przyjaciółmi własny horror. Pewnego dnia uwaga Alexa skupia się na filmie "Grave Encounters". O nagraniu chodzi bowiem legenda, że jest prawdziwe i nie zawiera żadnych sztuczek montażowych.  Alex postanawia na własną rękę odkryć prawdę. Namawia więc przyjaciół na wyprawę do szpitala psychiatrycznego, który jest miejscem wydarzeń. Dodatkowo na miejscu młodzi mają spotkać się z człowiekiem o pseudonimie Death Awaits. Nawiązał on kontakt z Alexem przez blog i posiada kolejne informacje oraz fragmenty taśm niewykorzystanych w nagraniu...

Sam pomysł na kontynuację był ciekawy. Grupa młodzieży obeznana z prawidłami kina grozy jedzie na miejsce, gdzie rozegrał się rzekomo prawdziwy horror. Niestety na pomyśle się skończyło. Realizacja bowiem stoi na marnym poziomie. Już pierwsze "Grave Encounters" nie było niczym odkrywczym. Można wręcz powiedzieć, że było schematyczne i zastosowało wszystkie triki horrorów paradokumentalnych. Nie zmienia to jednak faktu, że jego twórcy, The Vicious Brothers, stworzyli z ogranych numerów naprawdę dynamiczny, klimatyczny i momentami przerażający horror. Niestety wena ich opuściła. Mimo że ponownie napisali scenariusz, "Grave Encounters 2" za grosz nie posiada klimatu jedynki. Najbardziej natomiast przeraża w nim fakt, że nie ma czym widza przestraszyć.

Pierwsza połowa obrazu dłuży się niemiłosiernie. Jest najzwyczajniej monotonna i przegadana. Obserwujemy fragmenty obrazu, którego produkcją zajął się główny bohater oraz ujęcia z ręcznej kamery. Te rejestrują kłótnie młodzieży dotyczące wyższości jakiegoś filmidła o duchach nad ich własnym przedsięwzięciem. W oczy rzuca się też duża liczba ujęć i kadrów wykorzystanych w oryginalnym "Grave Encounters". W zamierzeniu miały pewnie potęgować strach, jednak w rzeczywistości odnoszą zupełnie odwrotny skutek. Ma się bowiem wrażenie, że ponownie oglądamy jedynkę lub jej przydługie streszczenie. A jak może przerażać film, który dopiero co się widziało? Nie może. Sytuacji nie ratuje też zachowanie nastolatków. Są tak samo cyniczni jak bohaterzy pierwowzoru, a ponadto powielają ich błędy. Postępowanie tym bardziej nielogiczne, bo przecież znali losy zaginionej ekipy i błędy jakie popełniła.

Na szczęście obraz Johna Poliquina ma swoje plusy. Pojawiają się one wraz z ponownym wprowadzeniem postaci Lance'a Prestona, w którego znów wciela się Sean Rogerson. Dostarcza on nowych informacji, które potęgują odczucia beznadziei i osaczenia. Na uwagę zasługuje też rozwinięcie wątku zakrzywienia czasoprzestrzennego. Niestety równocześnie zmusił on twórców do posłużenia się efektami specjalnymi. Te wypadają sztucznie, w odróżnieniu od całkiem udanie przedstawionych duchów.

"Grave Encounters 2" to rasowy przykład sequela wypuszczonego chwilę po pierwowzorze, aby zainteresowanie nim potęgował sukces jedynki. W efekcie całość przypomina spotykany w lunaparkach gabinet strachu. Przerażenia w nim za grosz, choć trzeba za niego zapłacić. Prawda jest bowiem brutalna. Takie gabinety powstają tylko w celu wyciągnięcia od widzów forsy.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?