Vase de noces film który miał premierę 11 kwietnia 1975 na Festiwalu Debiutów Filmowych w Nowym Jorku opowiada o samotnym farmerze i gdyby miał premier 10 dni wcześniej to podszedłbym do niego z dystansem ale nie ten film miał premierę na poważnym festiwalu, więc podchodzę poważnie. Głównemu bochaterowi strasznie doskwiera samotność, która doprowadza go do szaleństwa. Zaczyna "podrywać" świnie, zaczyna ją obmacywać, aż w końcu ugania się za nią nago, by w konsekwencji odbyć z nią stosunek. Po paru dniach rodzą się "dziewczynie farmera" prosiaczki. Zazdrosny farmer próbuje sam wychować swoje "dzieci", lecz te dzieci nijak nie dają się wychować. W końcu wykończony wychowywaniem swych dzieci, które za bardzo nie słuchały ojca, farmer postanawia je zabić, a dokładniej je powiesić. Zmartwiona maciora popełnia samobójstwo i od tego momentu film to karuzela ohydnych scen.
Film ogólnie składa się z obrazów, na których kogut odbywa stosunek z kurą , farmer wkłada różne rzeczy do słoików, robi stolec, a następnie to je, oraz wielu innych niepotrzebnych i okropnych scen. Oczywiście film podejmuje ważny temat samotności i niszczenia psychiki człowieka ale naprawdę można było zrobić to na tysiąc innych lepszych sposobów i to trochę w lepszym guście. Reżyser, scenarzysta i operator w jednej osobie (Thierry Zéno) na szczęście oszczędził nam słuchania tego, co dzieje się na tej osobliwej farmie, bo zrobił ten film niemy i czarnobiały, za co plus, bo możemy przez tą cisze i biało czarne kolory poczuć pustkę, którą odczuwał bohater. Aktor, który odgrywa role farmera (Dominique Garny), niestety nie udźwignął na swoich barkach tego filmu, jego mimika jest strasznie drewniana. A gdyby nie to może film byłby trochę lepszy.