Japońskie kino cyberpunkowe wypracowało swój własny styl i w okresie świetności tego gatunku stanowiło awangardę w kreowaniu trendów w warstwie zarówno fabularnej, jak i estetycznej. Jednym z
Japońskie kino cyberpunkowe wypracowało swój własny styl i w okresie świetności tego gatunku stanowiło awangardę w kreowaniu trendów w warstwie zarówno fabularnej, jak i estetycznej. Jednym z najbardziej zasłużonych twórców tego nurtu jest Shinya Tsukamoto, którego "Tetsuo - Człowiek z żelaza" jest pozycją kanoniczną dla każdego fana gatunku. Estetyka, z której wywodzi się twórca "Węża czerwcowego" stanowi wskazówkę pomocną w interpretacji i odbiorze filmu.
Oglądając omawiany obraz, będziemy mieli okazje zetknąć się ze specyficznym kinem autorskim, stanowiącym udane połączenie ciężkostrawnych dla większości widzów elementów cyber-gore, które występują tutaj raczej, jako dodawana w niewielkich dawkach egzotyczna przyprawa oraz klasycznej fabuły typowej dla dramatu. Celowo unikam kategorii thriller erotyczny, gdyż kojarzy mi się ona z tandetnymi produkcjami pełnymi nieuzasadnionej fabularnie pornografii i przemocy, których w dziele Tsukamoto nie uświadczymy. To właśnie seksualność ukazana w wyjątkowo umiejętny i plastyczny sposób oraz znakomite zdjęcia (kulminacyjna scena w deszczu bliska jest doskonałości) wynoszą tą produkcję ponad przeciętność.
Film opowiada o małżeństwie, które z pozoru znacznie więcej dzieli niż łączy. Ich życie ulegnie diametralnej zmianie, kiedy nieznajomy mężczyzna postanowi się im odwdzięczyć, za pomoc otrzymaną w telefonicznej linii zaufania. To, co najlepsze kryje się jednak nie tyle "między słowami", co poza szkieletem narracyjnym. Siłę oddziaływania przedstawionej historii, wyraźnie wzmacniają nieliczne, za to bardzo sugestywne sceny rodem z surrealistycznego koszmaru.
Niemal wszystkie przedstawione wydarzenia rozgrywają się pomiędzy zaledwie trzema postaciami. Zarówno grany przez samego reżysera Iguchi, jak i Shigehiko (w tej roli Yuji Kohtari) stanowią jedynie poprawne tło dla świetnej Asuki Kurosawy. To wokół jej postaci budowane jest całe napięcie i to ona znakomicie radzi sobie z ukazaniem wachlarza skomplikowanych emocji targających jej bohaterką. Niebanalną rolę w budowaniu nastroju stanowią wspomniane już rewelacyjne czarno-białe zdjęcia oraz scenografia anonimowego deszczowego miasta (po raz kolejny wszystkie zasługi należą do Tsukamoto). Mocny punkt stanowi także dobrze dopasowana i dość różnorodna muzyka, która odpowiednio akcentuje poszczególne sekwencje.
Produkcje tę polecam wszystkim, którzy hipnotyzującemu obrazowi potrafią z łatwością wybaczyć różne drobne niedociągnięcia. Z drugiej strony odradzam seans kinomanom, którzy za wartość podstawową uznają precyzyjne wyjaśnienie wszystkich wątków, a brak jasnej interpretacji i zasadności wszystkiego, co zobaczyli uważają za poważny błąd warsztatu reżysera.
Na deser pozostawiam poszukiwanie znaczenia tytułu oraz jego interpretację w kontekście fabuły.