Recenzja filmu

Włoski dla początkujących (2000)
Lone Scherfig
Anders W. Berthelsen
Ann Eleonora Jørgensen

Lekcja życia

Filmy Dogmy, dotąd pokazywane w naszych kinach, były dość cierpkimi obrazami, obnażającymi to, co niekoniecznie w człowieku najlepsze. Wystarczy choćby przypomnieć sobie tragiczne postepowanie
Filmy Dogmy, dotąd pokazywane w naszych kinach, były dość cierpkimi obrazami, obnażającymi to, co niekoniecznie w człowieku najlepsze. Wystarczy choćby przypomnieć sobie tragiczne postepowanie Bess chcącej uratować od śmierci swojego męża w "Przełamując fale" czy choćby ostatnio pokazywany na Warszawskim Festiwalu Filmowym obraz "Kiedy noce robią się długie", w którym spędzająca ze sobą Boże Narodzenie liczna rodzina wywleka na światło dzienne wszystkie pretensje i tematy dotąd traktowane jako tabu. Trudną, często bolesną tematykę narzucały tym filmom surowe zasady Manifestu - rezygnując ze skupiania się na wizualnej stronie filmu i tym samym zarzucając stosowanie wszelkich efektów specjalnych, twórcy skupiali się na człowieku i jego relacjach z innymi. Im tragiczniejsze były to stosunki, tym bardziej zastosowanie Dogmy zdawało się słuszne i na miejscu. Jednak Lone Scherfig zrobiła nam niespodziankę. Posługując się tymi zasadami zrobiła naprawdę piękną i optymistyczną opowieść, zdolną ożywić nawet najbardziej zatwardziale serca i rozjaśnić oblicze największych ponuraków. Duńska reżyserka pokazała nam historię grupy trzydziestokilkuletnich ludzi, którym w życiu, jak dotąd, nie bardzo się poszczęściło. Są samotni i w związku z tym nieszczęśliwi, choć ich zagubienie wynika z bardzo różnych przyczyn. Jako pierwszego poznajemy młodego duchownego, Andreasa, który po śmierci żony przybywa do nowej parafii. Stary, chory psychicznie pastor, po którym ma przejąć obowiązki, bynajmniej nie jest zadowolony i Andreas powoli zaczyna tracić wiarę w swoje powołanie. Następnie poznajemy Olimpię, sprzedawczynię z cukierni, której wszystko wypada z rąk. Dodatkowo życie utrudnia jej apodyktyczny ojciec, który bardzo przypomina postać matki Huppert w "Pianistce". Kolejnym bohaterem jest Jorgen, recepcjonista miejscowego hotelu, zakochany we włoskiej kelnerce, Ginie, dla której on sam także nie pozostaje obojętny. Niestety, Jorgen jest nieśmiały a dodatkowo sen z powiek spędza mu obowiązek zwolnienia z pracy najlepszego przyjaciela, Halvfinna. Tenże, były piłkarz, szefuje hotelowej restauracji, aczkolwiek niewiele wie o etykiecie obowiązującej w stosunku do gości (co czyni go najbardziej kolorową ze wszystkich postaci). Jest jeszcze piękna, introwertyczna fryzjerka, mająca kłopoty z umierającą matką. Wszyscy ci nieszczęśnicy spotykają się na wieczorowym kursie włoskiego dla początkujących. Niespodziewanie, jest to początek zupełnej zmiany kursu w ich życiu. Podczas tych wieczornych zajęć znajdują bowiem siłę, dzięki której postanawiają pchnąć swoje życie do przodu. Odnajdują tu przyjaźnie a nawet miłość. Ich przemiana jest czasem bardzo wzruszająca a czasem niesamowicie zabawna. Niezwykła mieszanka melancholii i humoru sprawia niezwykle ciepłe wrażenie, choć sedno akcji rozgrywa się podczas mroźnej kopenhaskiej zimy. Akcje rozgrzewa też ciągle pojawiająca się nutka flirtu i seksualnych insynuacji, które krążą wśród bohaterów. Aktorzy znakomicie sprawdzili się w roli rozczarowanych życiem ludzi, którzy mimo dojrzałego wieku i bagażu doświadczeń, zachowują się czasem jak nieśmiałe nastolatki. Co ciekawe, ich wzajemne relacje były bardzo autentyczne a emocje naprawdę prawdziwe. Scherfig nie pokazała im bowiem żadnego scenariusza przed rozpoczęciem zdjęć. Nakreśliła tylko pewien ogólny zarys sytuacji i poszczególnych postaci i kazała improwizować. Tym bardziej zadziwia fakt, że wszystko tak znakomicie zgrywa się ze sobą i świadczy tym samym o niezwykłym talencie i wyczuciu reżyserki. Doceniono to na festiwalu w Berlinie, przyznając filmowi Srebrnego Niedźwiedzia i nagrodę dziennikarzy. Wielkie uznanie zdobył też wśród widzów, także w Polsce, gdzie stał się zdobywcą Grand Prix - nagrody publiczności przyznawanej na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Przyznam szczerze, że uznanie warszawskich widzów wydało mi się wtedy mocno przesadzone. Widziałam bowiem przynajmniej dwa inne tytuły, które moim znaniem bardziej zasługiwały na zwycięstwo. Jednak niewątpliwie jest to obraz godny zauważenia i urastający niemalże do miana arcydzieła w porównaniu z większością tytułów, jakie zalewają nasze rodzime ekrany. Dla mnie osobiście jest to też pewnego rodzaju odkrycie, nadające nieznane wcześniej (i jak najlepsze) znaczenie pojęciu "komedia romantyczna", dotychczas kojarzonemu raczej z typowymi, miernymi produkcjami klasy B. Jednym słowem - warto :)
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones