Recenzja gry PC

Battlefield 1 (2016)
Paweł Małaszyński
Jarosław Boberek

Piękna Wielka Wojna

Przeniesienie akcji najnowszego "Battlefielda" w okres wielkiej wojny było totalnym zwrotem w trendach ostatnich lat, które polegały raczej na zmierzaniu w stronę przyszłości. Mimo moich obaw,
"Battlefield 1" - recenzja
Pierwsza wojna światowa kojarzy się nam raczej z walką pozycyjną. W okopach po jednej i po drugiej stronie trwały całe armie, które raz na jakiś czas podejmowały desperacką szarżę na linię przeciwnika. Wcześniej całe połacie ziemi były ryte do cna przez potężne ostrzały artyleryjskie, a po kolejnej próbie zmiany frontu pokrywały ją ciała kolejnych żołnierzy słanych tam jak bydło na rzeź.




Wielka wojna miała być ostatnią wojną w historii ludzkości. Jak dobrze wiemy – nie była. To wręcz jedna z najbardziej bezmyślnych kampanii militarnych (nie żeby wojny miały w ogóle jakiś większy sens) na świecie i najbardziej zmienne taktycznie starcie w zeszłym milenium. Zaczynała się jeszcze według regulaminów rodem z XIX wieku, a kończyła w formie zbliżonej do szybkiej wojny manewrowej już z innymi narzędziami techniki. Te różnice sprawiają, że można ją właściwie potraktować jako dwa oddzielne konflikty.


Twórcy "Battlefielda 1" stanęli przed nie lada zadaniem: jak dopasować masowe wyobrażenie do "growych" realiów? Połączyć dynamikę walki, zwłaszcza w trybach online, z niepowtarzalnym charakterem wojny z lat 1914-18? Zdecydowano się na kompromis – zrezygnowano z kurczowego trzymania się parametrów technicznych, ale oddano do dyspozycji graczy maszyny i broń z ostatniego okresu wielkiej wojny. Wtedy już po polach walki jeździły brytyjskie czołgi Mark V i coraz powszechniejsza w użyciu stawała się broń maszynowa.




W moim odczuciu DICE potraktowało temat z należnym szacunkiem. Po uruchomieniu kampanii dla pojedynczego gracza otrzymujemy, oprócz pięciu historii opowiadanych przez różnych uczestników tego konfliktu, odwzorowanie wojennego okrucieństwa. To także bardzo osobiste spojrzenie naszych narratorów.

I to właśnie ono wyznacza zakres tego, co widzimy podczas około sześciogodzinnej rozgrywki. Każda z opowieści to w pewnym sensie subiektywna relacja uczestnika konfliktu – co oznacza, że fakty nie do końca się zgadzają, a liczba przeciwników jest znacznie zawyżona, podobnie przesadzona bywa efektowność niektórych scen. Co równie ważne, każda z przedstawionych historii ma inną atmosferę. Opowieść angielskiego kierowcy czołgu to historia o przyjaźni i poświęceniu. Wydarzenia z podniebnej kampanii kanadyjskiego pilota to idealna podstawa filmu awanturniczego ze scenami w stylu Michaela Baya. A na temat relacji włoskiego żołnierza z jednostki specjalnej nie napiszę nic. Każda z opowieści warta jest bowiem osobistego przeżycia. Nie spodziewajcie się jednak zaskakujących zwrotów akcji. Istotniejszy jest klimat.




Poszczególne misje w sporym stopniu straciły korytarzowy charakter. Mapy są bardziej otwarte i dają nam o wiele więcej możliwości działania. Twórcy wręcz zachęcają do przechodzenia ich w bardziej składankowy sposób. Szczególnie mocno to czuć w trakcie jednej z misji na arabskiej pustyni, gdzie mamy trzy cele do wykonania. Nie dość, że mamy dowolność w kolejności ich wykonywania, to równie efektywne co bezpośrednia konfrontacja jest ciche eliminowanie wrogów. Za pierwszym razem przechodziłem tę misję skradankowo-dystansowo. W pewnym momencie miałem wrażenie, że gram w "Sniper Elite III" z widokiem pierwszoosobowym.

Pewnym mankamentem kampanii dla pojedynczego gracza jest niska inteligencja przeciwników. Podchodzą oni pod celownik jak ostatnie barany; leżące truchła ich towarzyszy nie robią na nich wrażenia. Dodatkowo charakteryzują się zdecydowanie za dobrym słuchem, ale to akurat można wykorzystać na naszą korzyść.




Choć kampanię dla pojedynczego gracza jest warta ukończenia, domyślam się, że dla większości z Was najważniejsze są potyczki sieciowe. W tym trybie możecie spodziewać się bardziej standardowego "Battlefielda", chociaż brak lunet, kolimatorów i innych celowników laserowych montowanych do wszystkiego ze scyzorykami włącznie jest miłą odmianą. W większości przypadków musimy bazować na mechanicznych przyrządach celowniczych, snajperkę (choć ta lunetę ma) musimy przeładować po każdym strzale, a przeładowywanie niektórych rodzajów broni to karkołomne i czasochłonne zadanie. Możemy za to szturmować na wroga z bagnetem, a za pomocą granatów z gazem bojowym wprowadzić sporo zamieszania (zwłaszcza w wąskich przesmykach okopów albo we wnętrzach bunkrów). Oczywiście nie zabrakło podziału na kilka klas żołnierzy. W tej kwestii nie oczekujcie innowacji; do dyspozycji zostali nam oddani: szturmowiec, lekarz, wsparcie i zwiadowca.




Najwięcej pierwszowojennego klimatu wnoszą jednak zróżnicowane mapy – w czasie rozgrywki przyjdzie nam wojować w miastach i miasteczkach, zdobywać forty, zamki i umocnienia, błąkać się po leśnych gęstwinach oraz brodzić w okopowym błocie. Twórcy zdawali sobie sprawę, że nie da się zdyscyplinować 64 graczy do przestrzegania wojennych założeń z drugiej dekady XX wieku. Dlatego taktyka działań przypomina tę z poprzednich "Battlefieldów". Możemy operować samotnie albo wybrać kilkuosobowy zespół. Mając zgraną ekipę, jesteśmy w stanie poszaleć z wynikiem. W innym przypadku o skali sukcesu będzie decydować łut szczęścia i nasze umiejętności.

Jak na "Pole walki" przystało, najpopularniejszymi trybami są Podbój i Dominacja. Można też zabawić się w pocztę lotniczą i za pomocą gołębi przesyłać koordynaty do ostrzału artyleryjskiego. Zabrakło trybu odwzorowującego potyczki podniebne, ale być może zostawiono to na przyszłe DLC.




Największą nowością w trybach sieciowych są Operacje. To kilkuetapowe starcia będące połączeniem podboju i szturmu. To, co charakteryzuje Operacje, to większy nacisk na działania taktyczne. Broniąc lub atakując, trzeba inteligentnie łatać "dziury" w odpowiednich miejscach albo wyczuć idealny moment na zmasowany atak. Po zwycięstwie akcja przenosi nas na nową mapę w danym regionie. Niestety, nie mieliśmy dostępu do wszystkich trybów dostępnych w grze. Nie można było np. sprawdzić się w trybie hardcore, czyli bardziej "realistycznym".




Podobnie jak to miało miejsce w poprzednich częściach, z kolejnymi meczami nasz wirtualny wojak nabiera doświadczenia, którym możemy pochwalić się przed znajomymi. Nie zabrakło też systemu odblokowywania kolejnych rodzajów uzbrojenia. Uważam jednak, że za bardzo przekombinowano z mechaniką w tym miejscu. Nie dość, że musimy spełnić pewne warunki, aby w ogóle uzyskać dostęp do broni, to następnie trzeba ją jeszcze wykupić za pozyskiwane przy awansach obligacje wojenne. Same rodzaje uzbrojenia też się między sobą za bardzo nie różnią, może się więc okazać, że dużą część gry będziecie biegać z jedną pukawką. No i są oczywiście skrzynki ze skórkami – taki aktualny standard w sieciowych strzelankach. 



"Battlefield 1" to najpiękniejsza wojna, jaką możecie oglądać w 2016 roku. Pokaz mocy silnika od DICE mogliśmy już podziwiać w "Star Wars Battlefront" i od tego czasu nic lepszego nie powstało. Ukazane w "Battlefield 1" pola walki są sugestywne i prześliczne. Przedzieranie się przez zamglony las, skradanie po labiryncie okopów czy latanie nad ośnieżonymi szczytami zapiera dech w piersiach. Gra świateł też robi swoje, a całość podkreśla dobrze pasująca ścieżka dźwiękowa. Z całą pewnością tak dobrze zrealizowana oprawa wizualna połączona z rozbudowanym modelem niszczenia wzmacnia klimat I wojny światowej. Oprawa dźwiękowa też stoi na najwyższym poziomie. Przed premierą gry obawiano się polskiej wersji językowej. Z tą skończyłem większość kampanii i uszy mi nie zwiędły – porządna, rzemieślnicza robota. Swego czasu oburzeniem skończyło się ujawnienie, że kilku znanych youtuberów użyczyło swoich głosów do podkładu okrzyków i innych rozkazów w rozgrywkach sieciowych. Osobiście nie wyłapałem, które frazy wypowiadały gwiazdy z sieci. Ale możliwe, że nie kojarzę ich głosów.




Najnowszy "Battlefield" to gra bardzo dobra gra i udany powrót do bardziej klasycznych klimatów. Jest w tym coś odświeżającego, że nie mamy tu kolimatorowych celowników i laserowych dalmierzy, przez co musi częściej patrzeć przeciwnikowi w twarz (panicznie przy tym opróżniając zawartość magazynka w swoim powtarzalnym karabinie). Być może gra DICE będzie dla wielu tym długo wyczekiwanym mesjaszem FPS-ów, który ponownie zaprowadzi pozostałe tytuły w stronę konfliktów z pierwszej połowy XX wieku.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones