Recenzja gry

Gra o Tron (2012)
Cédric Lagarrigue

Zima jeszcze nie przyszła

Wszelkie gameplayowe ubytki nie odstają od kanonu gier fabularnych, zaś historia jest niezła i nie pozwala oderwać się od ekranu. Dodatkowym atutem są ciekawe misje poboczne.
Gdy po wielu latach proza George'a R. R. Martina została wreszcie przeniesiona na ekran, kwestią czasu było pojawienie się pierwszych mainstreamowych "uzupełnień". Do takich należą między innymi gry komputerowe. "Gra o Tron" to już druga produkcja studia Cyanide. Tym razem zamiast strategii czasu rzeczywistego zaserwowano nam dość klasyczne cRPG. Miało być pięknie, wyszło podobnie jak z resztą gier na licencji.

Cyanide, które stoi także za stworzeniem strategii "Gra o Tron: Początek", znów wykonało sprytną woltę. Zamiast odtwarzać wydarzenia serialowe, operuje Sagą Lodu i Ognia tylko jako przyczynkiem do luźnej opowieści. Fabuła skupia się tu na dwóch postaciach. Pierwsza z nich to Mors Westford, członek Nocnej Straży, zwany przez swoich braci "Rzeźnikiem". Na prośbę znanego z serialu Jona Arryna postanawia opuścić Mur i ochraniać tajemniczą kobietę. Drugi bohater, Alaster Sarwyck, dla odmiany jest kapłanem R'hllora. Po piętnastu latach wraca on do rodzinnego grodu. Sytuacja nie jest najlepsza – wieśniacy buntują się przeciw możnym, zaś w rodzinę chce się wżenić bękart Valaar. Sarwyck postanawia zatem przywrócić blask swojej podupadłej rodzinie. 

To tylko zawiązanie akcji. Powiedzieć więcej, to już zdradzić za dużo. Nie da się ukryć, że fabuła stanowi najmocniejszy aspekt "Gry o Tron". Rozgrywając kolejne rozdziały, czujemy potrzebę poznania do końca losów zarówno bohaterów, jak i złoczyńców. Tu projektantom z Cyanide udała się ta sama sztuka co Martinowi w książkach - postacie wręcz wychodzą z ekranu. Zarówno Westford jak i Sarwyck są pełnokrwistymi charakterami. Mają swoje wady, zalety i specyficzne rozumienie moralności. Przede wszystkim obaj jednak prezentują charakterystyczny dla Martina ponury i nieco brutalny szlif.

Ważną sprawą są tu opcje dialogowe oraz misje poboczne. Czasem podczas rozmowy, jak to w cRPG, możemy wybrać jedną z opcji odpowiedzi. Niby nie ma to natychmiastowego wpływu na grę, ale okazuje się, że pomału kształtuje zmiany świata wokół nas. To samo dotyczy misji pobocznych i sytuacji niekoniecznie związanych z głównym wątkiem. Najlepszym przykładem jest przesłuchiwanie wieśniaków. Wybieramy pomiędzy uwolnieniem, lochem a egzekucją. Możemy posłuchać strażników bądź przychylić się do próśb plebsu. I co najciekawsze – nie jest jasno powiedziane, czy właśnie zrobiliśmy dobrze czy źle. Takie małe smaczki świadczą jak najlepiej o poważnym podejściu do gier fabularnych.

Gameplay to sprawa dość dyskusyjna. Z początku "Gra o Tron" niemalże odrzuca. Proces kreacji bohatera wiedzie nas przez kilkanaście współczynników, umiejętności, procentów, profesji. Można się w tym wszystkim pogubić. Gdy jednakże trafimy na pierwszą walkę, okazuje się, że twórcy tak sobie tylko dowcipkowali. Potyczki sprowadzają się bowiem do aktywnej pauzy, kolejkowania rozkazów i oglądania, jak nam idzie. Można powiedziec, że jest to takie "Dragon Age", tyle że w wersji mocno ekonomicznej. 

Nasi bohaterowie mogą wybrać swój zawód spośród trzech profesji. Następnie mają drzewko umiejętności przyporządkowanych danemu stylowi walki. Do tego dochodzi zestaw unikalnych zdolności. Mors zatem może rozwijać "osiągi" swojego wiernego psa, zaś Alester – moce płomieni spod znaku boga R'hllora. W wirze walki tak na dobrą sprawę sprawdzają się ze dwie rzeczy na krzyż. Potykanie się z różnorakimi wrogami nie jest zresztą zbyt wymagające. Po opanowaniu kilku tricków wygraną niemal każdego starcia mamy w kieszeni.

I tak dochodzimy do najsmutniejszej części recenzji. O ile "Gra o Tron" fabuły się wstydzić nie musi, o tyle w kwestii wizualiów jest naprawdę cienko. Produkcja Cyanide jest bowiem zwyczajnie brzydka. Modele postaci głośno krzyczą, że są z poprzedniej dekady. Tereny, choć czasem rozległe, świecą pustkami i kiepskimi teksturami. Jakość efektów specjalnych także zapisuje się w kategorii pomyłek. Aż dziw bierze, że przy tak fajnym ujęciu tematu twórcom udało się niemal koncertowo zarżnąć stronę wizualną "Gry o Tron". Choć zatwardziali erpegowcy pewnie przymkną oko i rozegrają tę produkcję od A do Z, ciężko sobie wyobrazić niedzielnego gracza, który chciałby przeżyć przygodę w Westeros.

Gwoździem do trumny jest także sposób podania fabuły. Oglądając kolejne przerywniki, pierwsze, co nasuwa się na myśl, to podróż w czasie. Konkretnie w przeszłość, gdyż era statycznych pogaduszek i długawych ujęć dawno ustąpiła miejsca dynamicznemu montażowi. Tu niestety musimy wytrzymać nieco monotonny sposób przedstawiania wydarzeń. Nie pomaga w tym ani nieszczególnie porywająca grafika, ani podkładający głos aktorzy. Aż dziw bierze, że obsada serialowa tak kiepsko sprawdziła się w czytaniu dialogów.
"Gra o Tron" to niestety jeden z tych niejednoznacznych produktów, które trudno ocenić. W kwestii oprawy fabularnej jest naprawdę dobrze. Wszak to ciekawa historia często jest budulcem porządnego cRPG. System walki i rozwijania postaci mimo nagromadzenia współczynników jest koniec końców dość prosty, by nie rzec – lekko prostacki. Niestety obecnie większość ludzi zwraca uwagę na oprawę wizualną, a tutaj naprawdę nie ma się czym chwalić. Trochę szkoda, gdyż gra jest nawet warta uwagi, niestety zdyskwalifikuje ją to pierwsze, nie najlepsze wrażenie.

Czy warto zainteresować się "Grą o Tron"?  Wszelkie gameplayowe ubytki nie odstają od kanonu gier fabularnych, zaś historia jest niezła i nie pozwala oderwać się od ekranu. Dodatkowym atutem są ciekawe misje poboczne. Jeśli zaciśniemy zęby, patrząc na kiepską teksturę twarzy Lorda Dowódcy Mormonta, można spróbować.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones