Recenzja gry PS5

Immortals: Fenyx Rising (2020)
Elana Dunkelman
Tyrone Savage

Feniks lekko spopielony

Jedną z najczęściej czytanych przeze mnie za dzieciaka książek była „Mitologia” Jana Parandowskiego. Snute przez niego opowieści o najznamienitszych herosach Greków i Rzymian kształtowały zapewne
"Immortals: Fenyx Rising" - recenzja
Jedną z najczęściej czytanych przeze mnie za dzieciaka książek była "Mitologia" Jana Parandowskiego. Snute przez niego opowieści o najznamienitszych herosach Greków i Rzymian kształtowały zapewne niejedną młodzieńczą wyobraźnię. Czasem w dość traumatyczny sposób. Opowieści o pożeranych dzieciach Kronosa, mściwej Herze karzącej za zdrady męża jego kolejne kochanki, czy też o wojnie trojańskiej mroziły krew w żyłach. Brutalność tego antycznego świata we wspaniały sposób wykorzystali magicy z Santa Monica Studios, dając światu wyborne przygody Kratosa. W tym roku zaś Ubisoft Quebec udowadnia, że da się zaprezentować mitologię grecką w taki sposób, by zadowolić wszystkie grupy wiekowe, nie wywołując jednocześnie traumy u najmłodszych.



"Immortals: Fenyx Rising" wrzuca gracza w skórę marionetki bogów. Płeć bohatera nie jest z góry narzucona i możemy w prostym kreatorze postaci dostosować ją do naszych preferencji. Fenyx rzucona na samotną wyspę orientuje się, że wszyscy ludzie zostali przemienieni w kamień. Pozostałe przy życiu stworzenia będą chciały jej śmierci, a jedyne wsparcie, na jakie będzie mogła liczyć, będzie pochodzić od Hermesa, posłańca bogów. Losy Fenyx stają się też przedmiotem zakładu Zeusa i Prometeusza, którzy aktywnie komentują poczynania bohaterki, łamiąc niejednokrotnie czwartą ścianę. Ich wzajemne przekomarzanie często znajduje się o krok od żenujących tekstów pijanego wujka Staszka, ale w większości przypadków wywołuje na twarzy uśmiech i dodaje grze radosnego wydźwięku.

Relacje z wczesnego dostępu szumnie porównywały grę do "Breath of the Wild", ale jeśli oczekujecie od "Immortals" tego, co dawała ostatnia duża Zelda, możecie się srogo zawieść. Tam, gdzie "BotW" przedstawia nam w pełni otwarty świat, pozwalając od razu ruszyć na Ganona z patykiem i trzema serduszkami żyćka, "Immortals" wymaga od graczy pociągnięcia do końca wszystkich głównych wątków fabularnych, rozwiązania przymusowych zagadek, a do tego wmawia nam jeszcze, że z trzema paskami staminy to zbyt daleko nie zajedziemy. A sam pasek staminy i lochy z zagadkami to według mnie za mało, by okrzyknąć ten tytuł grecką Zeldunią. 



Bliżej tu do odrobinę kreskówkowego i ułagodzonego "Asasyna". Po odkryciu mapy czeka nas odkopywanie dziesiątek znajdziek – zwykłych skrzynek, epickich, nocnych, czeluści Tartaru, mitycznych wyzwań oraz innych pierdółek niezbędnych do rozwoju postaci. Praktycznie każda rzecz znaleziona w grze obwarowana jest zagadką o różnym stopniu skomplikowania. Układanie fresków, odnajdywanie ukrytych sekwencji, dociążanie podestów blokami o odpowiednim ciężarze, tworzenie konstelacji z zaginionych elementów – jest tego multum. A nie można ich tak po prostu olać, gdyż nagrody za ich rozwiązanie w znacznym stopniu wspomogą rozwój wykreowanego przez nas bohatera. Ten, wyposażony w boskie moce, nie będzie miał łatwego życia bez zdobywania chociażby oboli Charona, które ułatwią mu operowanie strzałami albo podnoszenie irracjonalnie ciężkich bloków.

Epickie wyzwania czterech uwięzionych przez Tyfona bogów, mogą dać mocno w kość, jeśli nie przystąpimy do nich odpowiednio przygotowani. Każdy z regionów w grze przypisany jest do jednego z dzieci Zeusa. Kraina Afrodyty tętni życiem, pełna jest soczystej zieleni i kwitnących kwiatów. Ziemie Hefajstosa straszą skorupami martwych pomagierów (zaskakująco podobnych do robota ze "Stalowego Giganta"), ogromnymi kuźniami i leżącymi wszędzie hałdami węgla. Odwiedzane krainy stanowią też swoisty przewodnik po mitologii greckiej. Każdej napotkanej świątyni, pałacowi czy istotniejszemu elementowi środowiska towarzyszy komentarz Zeusa i Prometeusza.



Niestety, o ile odwiedzane tereny są dość różnorodne, o tyle napotykani przeciwnicy dość szybko stają się po prostu innymi wersjami kolorystycznymi wcześniej spotkanych. Mitologia grecka zawiera wachlarz wspaniałych i groźnych stworzeń. Tym większa strata, że twórcy zdecydowali się inkorporować do gry zaledwie drobny wycinek maszkaronów, których pokonanie sprowadza się najczęściej do mashowania jednego przycisku i nie wymaga od gracza żadnej taktyki, poza bezmyślnym brnięciem do przodu. Ogrom ziem, który stoi otworem przed graczem jest przez to zaskakująco pusty i wyprany z zawartości.

Na całe szczęście nie musimy pokonywać tych wielkich połaci terenu na piechotę. Praktycznie na samym początku gry zostajemy wyposażeni w skrzydła Dedala, dzięki którym z biegiem czasu zaczniemy pokonywać coraz większe odległości. Tym, którzy wolą zwiedzanie z niższej perspektywy, zaoferowano ujarzmianie dzikich wierzchowców. Mają one swój własny pasek staminy – im bardziej epickie stworzenie, tym większą wytrzymałością będzie się ono cechować.

Wszystkie elementy wyposażenia dają się modyfikować, dzięki czemu bez żalu można żonglować wyglądem postaci. Chcemy wyposażyć się w nową zbroję, ale wolimy wygląd starej? Żaden problem, gra pozwala na podmiankę wyglądu wszystkich elementów. Także towarzyszącego nam Fosforusa, feniksa, którego umiejętności również są nieocenione w walce.



Główny wątek można ukończyć w mniej więcej dwadzieścia godzin. Gra nie pozwala kontynuować rozgrywki po powstrzymaniu Tyfona, tylko proponuje od razu przejście do trybu new game plus lub wczytanie zapisu sprzed walki z głównym bossem. Gdy przyjrzymy się marnej liczbie zadań pobocznych (jedno-dwa na uratowanego boga), okaże się, że graczowi pozostaną do rozpracowania wyłącznie kolejne stosy zagadek, zbieranie skrzynek i pieczętowanie ziejących ogniem czeluści. Trudno będzie utrzymać przez to uwagę tych, którzy nie są zainteresowani calakowaniem gier, a oczekują od gry wciągającej historii.

Gra prezentuje się przepięknie, jednak nie do końca wykorzystuje potencjał PlayStation 5. Owszem, czasy ładowania są krótkie, ale nie do końca rozumiem wprowadzenie możliwości wyboru trybu graficznego, skoro zbytnio nie różnią się one od siebie i nie uwalniają pełni możliwości konsoli, jak chociażby w "Spider-Manie" czy "Demon’s Souls".



Mój początkowy zachwyt i ekscytacja towarzysząca graniu w "Immortals: Fenyx Rising" zostały szybko zweryfikowane już po kilku godzinach gry. Niekończące się zagadki zaczęły rodzić niepotrzebną frustrację, a brak większej liczby zadań pobocznych pozostawił spory niedosyt. To jednak wciąż zaskakująco dobrze podana lekcja mitologii greckiej z przyzwoitą walką, przezabawnymi dialogami i światem, który mimo pustek potrafi zachwycić.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?