Z bębnem na wojnę!

Co jakiś czas powtarza się w mediach, że gry nie mają już żadnej świeżości. Że jedyne, na co potrafią skusić się wydawcy w strachu przed utratą dziesiątek milionów dolarów, to kopiowanie
Co jakiś czas powtarza się w mediach, że gry nie mają już żadnej świeżości. Że jedyne, na co potrafią skusić się wydawcy w strachu przed utratą dziesiątek milionów dolarów, to kopiowanie elementów innych gier, które tych dziesiątek milionów jakoś nie utraciły. I na upartego nie można powiedzieć, że "Patapon" przedstawia nam coś całkowicie świeżego, czego jeszcze nie było. Nie, produkcja ekipy Pyramid również czerpie pełnymi garściami od innych. Tylko tylko, że do jednego garnka wrzuca elementy strategii czasu rzeczywistego i... gry muzycznej. Gębki maruderów zamykają się ze wstydem.
W grze przyjdzie nam wcielić się w rolę nazwanego dowolnie bóstwa, patrona niegdyś wielkiego rodu wojowników, tytułowego Patapon. Te chodzące na cienkich nóżkach gałki oczne, przed laty niszczące wszystko i wszystkich na swojej drodze, straciły swój blask, przegrały wojnę z plemieniem Zigotonów i zostały wygnane na wieczną banicję. Za pomocą magicznych bębnów pomożemy im powrócić do dawnej świetności, zemścić się i - być może - odnaleźć cel ich istnienia - TO na krańcu świata. Wystarczy jedynie odrobina rytmu, słuchawki i miejsce, w którym nikt nie posądzi nas o utratę umysłu, gdy zobaczy skaczące do rytmu stopy, bujanie na boki głową lub - o zgrozo - taniec wokół pomieszczenia z konsolką w rękach.

Reguły są proste. Do dyspozycji mamy cztery bębny: Pata, Pon, Chaka i Don. Wystukując do rytmu czterodźwiękowe kombinacje, wydajemy rozkazy naszym podopiecznym. Pata-pata-pata-pon to nic innego jak: "Do przodu, panowie!", "pon-pon-pata-pon" z kolei - "Cholera, atakujcie!". Możemy jeszcze rozkazać obronę własnych czterech liter, natychmiastowe wycofanie o kilkanaście metrów (gdyby przeciwnikowi odbiło się po pikantnej papryczce i zionąłby ogniem, wiadomo) lub skupienie naszych dzielnych Pataponów, dzięki któremu przy następnym ataku zadadzą większe obrażenia. Jeżeli utrzymamy odpowiedni rytm i wystukamy poprawnie dziesięć takich komend, nasi wojownicy wpadną w tryb Fever, stając się przy tym patapońskimi wersjami Sylvestra Stallone'a z "Johna Rambo".
Wędrówka "ku krańcu świata" (zawsze w prawo) oferuje ponad trzydzieści misji, podczas których przyjdzie nam głównie gromić na różny sposób Zigotonów, polować na dziką zwierzynę (wojownik musi szamać, wiadomo!), walczyć z kilkupiętrowymi bossami i... popaść w delikatną rutynę. Wyobraźmy sobie na przykład, że napotkaliśmy bossa, tak potężnego, że nasi wojownicy rozpływają się w starciu z nim niczym wrzucone na gorącą patelnię masełko. Co należy zrobić? Stworzyć silniejszego Patapona. W tym celu rozgrywamy kilka walk z którymś z poprzednich potworów, licząc po każdej z nich, że otrzymamy niezbędne do planowanej kreacji materiały. Jeżeli już nam się poszczęści, kilka razy polujemy na roślinożerne już zwierzątka - za każdego z nich otrzymujemy kilka groszy tutejszej waluty. Pieniążków na kreację silnego Patapona potrzeba zawsze zbyt dużo (serio), więc przyjdzie nam solidnie pobębnić, nim uzbieramy na ten szczytny cel. Pozytywną stroną tego zabiegu jest fakt, że tych całkowicie najsilniejszych wojowników wystarczy zrobić zaledwie kilku, aby przez resztę gry przejść jak burza. Czas gry powinien wtedy zamknąć się w dwunastu lub trzynastu godzinach, co daje satysfakcjonujący wynik.

Oprawa gry to prawdziwy majstersztyk. I widać to na każdym pojedynczym screenie: świetne modele postaci, potworków, szeroka paleta barw i lekko kreskówkowy, "locorocowy" styl. Czego natomiast nie poznamy z samych screenów? Fantastycznej ścieżki dźwiękowej, którą "żyje" gra: Patapony śpiewają melodie wygrywane na bębnach, wszelkie znaczniki na ekranie podskakują w rytm muzyki (ba! Sam ekran do niego pulsuje!), a my tupiemy, skaczemy, podśpiewujemy, nucimy i robimy wszystko, żeby nasi współlokatorzy mieli nas za wariatów. Czytałem o tym w każdej recenzji i byłem pewny, że dziennikarze przesadzają. W jakim wielkim byłem błędzie, potwierdzą wszyscy znajomi.

"Patapon" to niezwykle przyjemna i oryginalna pozycja. I choć wyobrażam sobie użytkownika PSP, który nie posiada jej w swojej kolekcji, bo nie każdy wsiąknie w ten klimat, to nie można nie sprawdzić jej w akcji. Zwłaszcza w czasach, gdy opakowany folią egzemplarz w miejscu, gdzie ponoć nie wpuszczają idiotów, kosztuje tyle, co dwie lub trzy paczki fajek. W przerwach między "większymi" grami sprawdza się świetnie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones