Błotne kraby biją tak samo jak kiedyś

Remaster "Obliviona" to solidny kawał gry, zarówno pod względem zmian, jak i absurdalnie wysokiej dla tego typu tytułu ceny. Z jednej strony robi wrażenie graficzne odświeżenie i zmiany w
Wszyscy czekamy na remaster Morrowinda.

Ale "Oblivion" wcale nie jest zwykłym wstępem do "Skyrima" ani pomostem między kultowymi częściami serii "The Elder Scrolls". Wprawdzie brakuje mu niezwykłości świata "Morrowinda" oraz walk ze smokami z ostatniej odsłony, ale dobrze ogrywa klasyczne motywy fantasy. Tegoroczny remaster, którego pojawienie się było niemałym zaskoczeniem, daje możliwość odświeżenia sobie wspomnień z wiosny 2006 roku.



Największe wrażenie robi oczywiście grafika. Przesiadka na silnik Unreal Engine 5 diametralnie zmieniła odczucia z podróżowania po Tamriel. Promienie słońca, błyski towarzyszące zaklęciom i nastrojowe światło świec wprowadzają konieczny klimaty do tego fantastycznego świata. Unowocześnione animacje powodują, że przyjemniej patrzy się na postacie, dialogi natomiast zyskały nową głębię dzięki synchronizacji ruchu ust.

Co nie zmienia faktu, że z klatkami bywa różnie. Czasami skaczą do 60fps, by zaraz spaść do 30. Podczas swobodnego podróżowania nie ma z tym problemu; mogę sobie oglądać ruiny i szukać korzeni nirnu w zwolnionym tempie. Ale problem pojawia się, kiedy sklepikarz zorientuje się, że go okradłam. Wtedy szybka reakcja jest na wagę złota… Co gorsza, najnowsze doniesienia z Digital Foundry wskazują, że na konsolach jest z tym jeszcze gorzej.



Tym, co pozostało bez zmiany, a napotkało jedynie lekkie rozwinięcie w postaci dodatkowych linii dialogowych, jest ścieżka dźwiękowa. I ponownie przekonałam się, jak wielką robotę robi dobrze dobrana, wpadająca w ucho muzyka. Bardziej niż grafika, wywołała całą lawinę wspomnień i chęć odwiedzenia tych wszystkich czarownych miejsc oraz puszczenie w ruch wydarzeń.

Misje Bractwa Skrytobójców są tak samo ciekawe, jak zapamiętałam. Główne zadanie związane z poszukiwaniem następcy tronu jest jednocześnie intrygujące i nienachalne. Nie odciąga przesadnie uwagi od wielu innych, dużo ciekawszych tajemnic prowincji Cyrodiil. Każda jaskinia, elfickie podziemia, opuszczona kopalnia czy fort są obietnicą skarbów i szybkiej, acz przyjemnej bitki. Po kilkunastu godzinach myszkowania po nich zdałam sobie sprawę, że tęskniłam do niewymuszonej, nieskomplikowanej rozrywki, w której moralne wybory nie spędzają mi snu z powiek, a rozterki mieszkańców tego świata są, cóż, może czasami nawet dość dramatyczne, ale bohater nic nie straci, jeśli je zignoruje. "Oblivion" kręci się wokół gracza, a przygoda czeka, aż ten uzna ją za wartą uwagi. To tytuł w starym stylu, całkowicie graczo-centryczny. A jego nowoczesna oprawa powoduje, że również osoby nowo przybyłe do Cyrodiil się w niej odnajdą.



Dlaczego jednak wiele bugów pozostało bez zmiany? Czyżby twórcy remastera uznali, że stanowią one immanentną część gry, bez której "Oblivion" nie byłby tym samym? Jak to jest, że co kilka godzin tytuł wywala się do Windowsa, a podczas szybkiej przebieżki po błoniach Imperialnego Miasta, zamiast czuć wiatr we włosach, widzę rozmazany krajobraz? Przycięcia, zwisy, dziwnie zachowujące się postacie, które blokują się na schodach i w progach… Zapamiętałam to wszystko z oryginału z 2006 roku i w 2025 napotkałam ponownie.

Rozumiem natomiast brak zmian w systemie zadań i zachowanie ich oldschoolowego charakteru. Jeśli magini zleca nam znalezienie zaginionego członka Gildii Magów, a ten ukrywa się pod niewidzialnością w tym samym pomieszczeniu, nie wystarczy go wskazać. Gracz musi sam się domyślić, że powinien w jakiś sprytny sposób ujawnić oszustwo nieposłusznego czarodzieja. Opisy zadań są proste i lakoniczne, ale nie zawsze zdradzają dokładny sposób wykonania misji. Podoba mi się to, zwłaszcza po niedawno ogranym "Atomfallu", który udowodnił, jak wiele satysfakcji sprawia samodzielne domyślenie się rozwiązania.



Kolejną zmianą jest całkowicie przebudowany interfejs, który w remasterze stał się przejrzysty, prostszy i nieco bardziej intuicyjny. Unowocześniona została również mapa.



Wpływ Skyrima na pracę speców od remastera przejawia się postaci takich usprawnień, jak sprint (Nawet nie pamiętałam, że nie było to możliwe. Z perspektywy lat wydaje mi się to niezmiernie ważne). Wielbiciele dyskretnej pracy i skradania się na pewno odetchną z ulgą na wieść o bardziej precyzyjnej ikonie przedstawiającej "oko". Inspiracje "Skyrimem" obejmują również zaklęcie Jasnowidzenia, które ułatwia odnalezienie celu misji.

W remasterze trudność ustawia się za pomocą jednego z pięciu predefiniowanych stopni, a nie, jak w oryginale, używając suwaka. Brakuje mi jednak zwykłego poziomu normalnego, bo różnica między czeladnikiem (drugi stopień) a ekspertem (trzeci) jest zbyt drastyczna. Bolączką wielu graczy był system skalowania poziomu przeciwników do poziomu gracza, co uległo znacznym modyfikacjom. Ponadto w tej wersji zarówno umiejętności główne, jak i drugorzędne przyczyniają się do zdobywania poziomu postaci. Natomiast podczas awansu można przypisywać punktu swobodnie.



Remaster "Obliviona" to solidny kawał gry, zarówno pod względem zmian, jak i absurdalnie wysokiej dla tego typu tytułu ceny. Z jednej strony robi wrażenie graficzne odświeżenie i zmiany w systemie awansowania, z drugiej bawi (przez łzy) fakt pozostawienia wielu bugów. Mimo pełnej dobrych wspomnień podróży do dobrych czasów gamingu, przyjęłam ten tytuł z pewnym rozdrażnieniem. Jeśli jednak update’y i łatki zdołają wyeliminować zwisy i problemy z silnikiem, unowocześniona odsłona "Elder Scrolls" może stać się czymś więcej niż powrotem do przeszłości. W trzewiach tego galimatiasu tkwi bowiem dobry, klasyczny RPG. Trzeba tylko mieć cierpliwość, by go dostrzec.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?