Recenzja serialu

Niewolnica Isaura (1976)
Milton Gonçalves
Herval Rossano
Rubens de Falco
Lucélia Santos

Niewolnica, która zniewoliła widzów

"Niewolnica Isaura" to już standard wśród brazylijskich telenowel. Ba, to dziecko dziś jednej z największych wytwórni telenowel za Oceanem – Globo TV. Początkowo urocza niewolnica "odebrała
"Niewolnica Isaura" to już standard wśród brazylijskich telenowel. Ba, to dziecko dziś jednej z największych wytwórni telenowel za Oceanem – Globo TV. Początkowo urocza niewolnica "odebrała wolność" rodzimym widzom, by następnie upatrzyć sobie nowych w Europie i okolicach. W 1985 roku trafiła na polskie ekrany i tak zaczęła się polska isauromania. Niestety nie dane mi było żyć w tamtych czasach (może to i dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę sytuację polityczną w kraju), więc recenzję tę opieram na opowiadaniach babci i rodziców, jak i kilku znajomych, ale jeśli im zawierzyć, to Isaura stała się głównym elementem życia codziennego w Polsce tamtego okresu. Streszczenie każdego odcinka miało miejsce na przerwach w szkole, w pracy czy na pogawędce przy kawie między koleżankami. Każdy musiał wypowiedzieć się na temat pięknej Isaury i despotycznego Leoncia. Nawet w listach między znajomymi musiały przebijać się wątki wyjęte z serialu.   Sympatyczna biała niewolnica – co stanowi pewien egzotyczny element, zrodziła się na kartach powieści romantyka Bernardo Guimareasa – licząca niewiele, bo w polskim wydaniu niecałe 160 stron książka należy do kanonu literatury brazylijskiej i omawia się ją w szkołach. Co więcej, wśród uczniów to pozycja obowiązkowa i najbardziej lubiana. Serial telewizyjny czerpie z powieści garściami, aczkolwiek niektóre z elementów przeinaczono, dla potrzeb złożonego scenariusza. I tak niektóre z postaci w serialu niemalże wiodące, w literackim pierwowzorze są opisane bardzo ogólnikowo i poświęca się im raptem kilka stron. Inne z kolei przedstawione w serialu w książce nie istnieją.   Jak wspomniałem wyżej nie oglądałem pierwszej emisji "Isaury". Natrafiłem na nią dopiero, kiedy TV Puls przypomniała w całości tę pozycję. Oglądając każdego dnia losy pięknej Isaury i Leoncia, pochłonąłem klimat całkowicie, dzięki czemu mam świadomość, że jest to rzeczywiście produkcja wyjątkowa i powinna jak najbardziej zajmować należyte jej miejsce na podium wśród rodzimych produkcji. Specyfika Isuary opiera się na przyzwoitym aktorstwie, nawet jeśli mówimy o telenoweli (zresztą Brazylijczycy zawsze byli lepiej przygotowani aktorsko niż ich hiszpańskojęzyczni sąsiedzi), jak i na dobrych zdjęciach. Postacie są wiarygodne, Lucelia Santos (Isaura) jest sympatyczna i niewinna, zaś Leoncio (Rubens de Falco) despotyczny i miejscami odpychający. Jak na lata 70-te wydaje się dziwne, że sporo poświęcono zdjęć w plenerze. Mamy okazje obserwować plantację Almeidów, nieco okrojoną zdjęciowo, ale jednak. Zaś kiedy Isaura zbiega od Leoncia i mieszka na odludziu daleko poza miastem, obserwujemy większość ujęć w naturalnej rzeczywistości. Wnętrza pomieszczeń są wiarygodnie wyposażone i stwarzają estetyczne dopełnienie do aktorstwa, na którym głównie opiera się serial – dynamiką, która określa tutaj akcję są gwałtowne relacje między postaciami. Ich odmiennościami, a jednocześnie podobieństwem względem niektórych poglądów.   Scenariusz nawet jak na te lata jest bardzo dynamiczny. Dzieje się w miarę dużo, a odcinki trwające zaledwie 30 minut (w oryginale) nie pozwalają się nudzić. Dramaturgia z ekranu niemalże się wylewa, co można uznać za szmirowate lub poetyckie. Mogę tę telenowelę serdecznie polecić jako ciekawe studium nad jego szczególnym fenomenem w Polsce, jak i ludziom spragnionym odrobiny dramaturgii w wersji kostiumowej. Pomimo że od premiery "Isaury" minęły lata, pokolenie PRL-u miałoby dużo do powiedzenia na ten temat, gdyby tylko dopuszczono je do głosu. Niestety dzisiaj to prawie niemożliwe, bowiem rozrywka opiera się na tanecznym show z Dodą w roli głównej. No cóż… Polska postkomunistyczna - wolna, ale medialnie niekoniecznie.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?