Recenzja Sezonu 1

The Pitt (2025)
John Wells
Amanda Marsalis
Noah Wyle
Tracy Ifeachor

Noah Wyle wraca na dyżur

To nie jest serial, który można puścić w tle przy kolacji. "The Pitt" wciąga cię od pierwszej sceny i nie puszcza do końca – trochę jakby ktoś zamknął cię na ostrym dyżurze i kazał patrzeć, co
To nie jest serial, który można puścić w tle przy kolacji. "The Pitt" wciąga cię od pierwszej sceny i nie puszcza do końca – trochę jakby ktoś zamknął cię na ostrym dyżurze i kazał patrzeć, co się dzieje.


Akcja rozgrywa się w Pittsburghu, na oddziale ratunkowym, gdzie lekarze i pielęgniarki pracują na skraju wytrzymałości. Pomysł jest prosty, a jednocześnie genialny – każdy odcinek pokazuje dokładnie jedną godzinę z piętnastogodzinnego dyżuru. Nie ma przeskoków w czasie, nie ma ułatwień. To sprawia, że oglądając, czujesz presję tak samo jak bohaterowie.

Główną postacią jest doktor Michael "Robby" Robinavitch, grany przez Noah Wyle’a. Jeśli oglądałeś "Ostry dyżur", pewnie pamiętasz go jako młodego doktora Cartera. Tutaj wraca do świata medycyny, ale w zupełnie innej roli. To już nie idealista, tylko facet, który widział za dużo i ledwo trzyma się w pionie. I właśnie dlatego jest tak wiarygodny – bo przypomina ludzi, a nie bohaterów z plakatu.

Ale "The Pitt" nie kręci się tylko wokół niego. Mamy całą ekipę – lekarzy, pielęgniarki, rezydentów – każdy z nich ma swoje problemy, swoje zmęczenie i swoje momenty błysku. Trudno przejść obojętnie obok postaci Trinity – młodej lekarki, która na początku działa na nerwy swoją arogancją, ale z czasem odsłania bardziej ludzką stronę. Pod zadziornością kryje się wrażliwość, która daje nadzieję, że w tym świecie jest miejsce nie tylko na cynizm i wypalenie.


Co wyróżnia "The Pitt" na tle innych medycznych seriali? Autentyczność. Nie ma tu wymuskanych scen ani nagłych cudów. Pacjenci to ofiary wypadków, prób samobójczych, przemocy. Niektóre historie kończą się dobrze, inne po prostu źle – tak jak w prawdziwym życiu. To właśnie sprawia, że ten serial działa mocniej niż większość konkurencji. Przy "Ostrym dyżurze" człowiek mógł się wzruszyć czy nawet uśmiechnąć, tutaj raczej czuje się zmęczenie i napięcie.

Trzeba też powiedzieć o klimacie. Kamera często biegnie razem z lekarzami, obraz się trzęsie, w tle słyszysz krzyki i alarmy. To robi wrażenie – nie ma czasu na oddech, tak jak oni nie mają. Czasem można wręcz poczuć się przytłoczonym, ale mam wrażenie, że właśnie o to chodziło twórcom.

Finał pierwszego sezonu zamyka się w pętlę – dzień kończy się podobnie, jak się zaczął. To trochę gorzkie, bo pokazuje, że ta praca nie ma końca. Każdy dzień wygląda podobnie: karetki przyjeżdżają, pacjenci cierpią, ktoś walczy o życie. Nie ma spektakularnego happy endu. I to chyba największa siła "The Pitt" – szczerość.


Czy to serial dla każdego? Raczej nie. Jeśli ktoś szuka lekkiej rozrywki, będzie rozczarowany. Ale jeśli masz ochotę na kawał mocnej, prawdziwej historii o ludziach, którzy próbują ratować innych, choć sami są na granicy wytrzymałości – to trudno o coś lepszego.

Dla mnie "The Pitt" to taki współczesny spadkobierca "Ostrego dyżuru". Tamten serial uczył nas, że medycyna to walka i pasja, tutaj widzimy, że to także zmęczenie i bezradność. Inne czasy, inna perspektywa. I dobrze – bo telewizja potrzebuje takich historii, które nie tylko bawią, ale też zostają w głowie na długo.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Sezonu 1 serialu The Pitt
Jeśli seriale medyczne mają przypominać nam o tym, że czas ma nas głęboko w poważaniu, twórcy "The Pitt"... czytaj więcej
Michał Walkiewicz
Michał Walkiewicz
8