Naprawdę czuć, że zmienili reżysera.. Pozostałe sezony skupiały się na głównej parze, widz mógł się wczuć, natomiast w tym sezonie wcisnęli tyle wątków że odechciewa się oglądać. W ogóle nie czuć chemii i miłości pomiędzy Colinem i Penelope, w głównej mierze dlatego że bardzo szybko się rozwinęła ich akcja i potem bardzo mało widzimy ich na ekranie. Muzyka w ogóle niedobrana do scen - a szkoda, bo bardzo fajne adaptacje klasyczne były w tym sezonie. Sceny z Benedyktem niesmaczne i niepotrzebne. Ogólnie tragedia, bardzo się rozczarowałam. Atmosfera tego sezonu bardzo odbiegała od poprzednich (kostiumy, makijaż, paznokcie (Penelope miała tipsy), słownictwo („I’m pregnant”, kiedy powinno być „I’m with child”), w 1 i 2 sezonie nie mogłam się oderwać od tych pięknych kostiumów, biżuterii i twarzy samych aktorek, a tutaj wszystko było takie nudne.. plastikowe wręcz. W jednej scenie Eloise ma na sobie plastikowy, przezroczysty koralikowy naszyjnik, który po prostu boli w oczy… a w kolejnym odcinku inna postać ma na sobie ten sam naszyjnik więc w ogóle się nie zgrywają nawet takie rzeczy. Chris Van Dusen sprawiał że 1 i 2 sezon był magiczny, urzekający wręcz. Możemy jedynie mieć nadzieję że wróci aby uratować czwarty sezon..
Zgadzam się. Wcześniej była większa dbałość o detale i ta chemia wynikała właśnie z nich. Inne wątki ograniczone do minimum, tak żebyśmy poznali rodzinę, ale bez przesady. Ten sezon z ulubionych postaci Benedicta i Eloise zrobił bohaterów, na których nie chce się już patrzeć i ma się ich dość. Natomiast z jednej z najpiękniejszych historii- Fran, zakpił. Co do głównej pary, za szybko, za mało, nijako.
Pozmieniali wiele w stosunku do książki. Ale najbardziej nie podobały mi się sceny seksu w trójkącie i sugestia, że Michael, z którym w książce zakochała się Francesca po śmierci męża, teraz Michelle, kobieta. Czyli że co, Francesca będzie biseksualna? Zabrakło mi scen między Penelopą a Colinem. Mimo że powinni być na pierwszym planie, to zepchnęli ich na drugi...
Tak dokładnie! Najpierw taka zakochana w Johnie a raptem na sam koniec jej się odwidziało? Bardzo słabo napisane. Poza tym zmiana płci Michaela nie była potrzebna, bardzo wiele osób jest rozczarowanych bo w książce był wątek bezpłodności, a teraz nie będzie jak tego ukazać.. tragedia
Collin i Penelope w tym sezonie istnieli tylko podczas scen zbliżeń. Zbyt mało było między nimi interakcji, a jak były to jakby urwane czy wyrwane z kontekstu. Mieli ogromny potencjał, ale nie wykorzystali go. Po Collinie nie widać było rozterek emocjonalnych związanych z Pen ani jakiejkolwiek chemii. Do tego rozmycie ich wątku innymi nie zdziałało dobrze, taki miszmasz się zrobił.
Co do Benedicta i jego doświadczeń, już pisałam w innym wątku, robi się to wulgarne i nie zmierza do rozwoju bohatera, zwłaszcza bohatera romantycznego. Bardzo lubiłam jego postać, ale teraz mam przesyt głupich wątków.
Francesca, niestety z obecnych doniesień wynika, że będzie w związku z kobietą. Nie wiem jak chcą to pociągnąć, ale mimo mojej olbrzymiej tolerancji, jetem rozczarowana, bo historia książkowa piękna i bardzo romantyczna. Tutaj tego nie widzę. Poza tym, Fran książkowa kochała męża i nie patrzyła na nikogo innego w sposób romantyczny, a dopiero po jego śmierci nawiązała relację kuzynem, nie wiedząc, że kochał ją od lat. Tutaj widzimy jej reakcję na Michaelle. Jednoznacznie można wskazać jakiś rodzaj fachnacji, przynajmniej tak wynika z tej sceny i obecnych wyjaśnień produkcji.
Mnie wkurzało strasznie, że w ostatnich odcinkach - Colin i Penb nawet porządnie nie pokłócili się o to, że Pen jest lady W., i nawet seksu na zgodę nie mieli, szkoda:( A ich sceny (przecież kulminacyjne) były przerywane (zupełnie z czapy) scenami trójkąta Benedica!!!:(
A co do Franceski to jestem strasznie wkurzona!!! Michael był taki fajny - i to przecież on powinien od pierwszego wejrzenia zakochać się we Fran, a nie odwrotnie - Fran zakochała się w kobiecie i to do tego nawet nie tak ładnej jak John! A Johna mi strasznie szkoda - po tym jego przemówieniu do lady Bridgerton - po prostu chłopak jest super! Gdyby trzymali się książki, łatwo byłoby zrozumieć, dlaczego Fran tak długo nie mogła otrząsnąć się po jego śmierci!!!
Tak, dokładnie tak! Ilość niepotrzebnych wątków naprawdę zabrał czas Pen i Colinowi i ich związek, całe przejście od przyjaźni do miłości - po prostu się nie broni. Aktor grający Colina także był sztywny - chociaż, gdyby tak nie poszatkowali ich związku i ilości scen - to może byłaby większa płynność w ich relacji.
Franceska była urocza - ale czy naprawdę z Michaela musieli zrobić kobietę?! Ich związek był taki ładny w książce, a tu - cokolwiek zobaczymy to nie będzie mogło być dobre:(
Nie rozumiem, dlaczego z Benedicta - w sezonie 3 zrobiono takiego miękkiego lalusia - przecież to był bardzo fajny chłopak. Szkoda mi jego - i co z Sophie zrobią Stevena???
Wątek ekspoksera i brata lady Dunbury - to tylko zapychacze. Naprawdę nudne!
Specjalnie założyłam tu konto, żeby wyrazić moje oburzenie xD O literackiej serii Bridgertonowie dowiedziałam się podczas oglądania pierwszego sezonu na Netflixie. O samym serialu z Pudelka. W oczekiwaniu na drugi sezon przeczytałam wszystkie kolejne historie miłosne rodzeństwa. Potrzebowałam pewnego rodzaju szmiry w postaci prostego, klasycznego romansu i dobrze się bawiłam. Do czasu aż twórcy serialu zmasakrowali sezon trzeci. W sezonach pierwszym i drugim, mimo posłużenia się obecną lewacką poprawnością polityczną, gdy wprowadzono "na salony" bohaterów różnych ras, nie było jeszcze tak źle. Natomiast wprowadzenie do serialu wątków LGBT już naprawdę razi. Przede wszystkim wątek Benedicta całkowicie się rozmył z tym książkowym. Chciał eksperymentować? Ok, nie rozumiem potrzeby wciskania siłą wręcz wątku LGBT.
Zrobiłam tak samo. Zalogować się, że y skomentować. Tak czekałam na trzeci sezon, a wychodzi na to, że czwartego a ogóle nie obejrzę. Scena seksu w trójkącie... To było obrzydliwe. Serial o romantycznej mości , a oni na siłę wciskają LGBT.
Dodam jeszcze, że cały sezon trzeci czekałam na wprowadzenie wątku z Michaelem, gdyż część "Grzesznik nawrócony" była jedną z moich ulubionych. Miał być ciekawy bohater, historia namiętności, a dostaliśmy wątek lesbijski? Myślę, że na czwarty sezon się nie skuszę. Twórcy mieli szansę stworzyć serial, na którym fajnie było się odmóżdżyć, podziwiać piękne stroje, klasyczne historie miłosne, trochę erotyki, a dostałam siłą wciskane lewackie przesłania. Jestem tolerancyjna, ale w tym momencie to ja poczułam się dyskryminowana przez wciskany mi kit. Obawiam się, że niedługo Scarlett O'Hara będzie czarnoskóra, a Rhett na koniec wybierze Ashleya. Słynną scenę "Szczerze mówiąc moja droga, nic mnie to nie obchodzi" wytną, bo cała trójka odda się przyjaźni w myśli hasła Stop przemocy werbalnej.
Ja tak samo XD naprawdę dziwię się ludziom którzy chwalą ten sezon, jak dla mnie porażka po prostu..
Jesi to zrobią to podważa wszystko co widzieliśmy w tym sezonie. Miłość Francesci fo męża miał być taką przeciwwagą do burzliwej i płomiennej relacji Kate i Anthonego. Pokazywali, że milosć może mieć też inne, piękne, delikatne oblicze. Para dobrała się idealnie zgodnie ze swoim temperamentem, - ich zaloty były subtelne i urocze - a teraz ona zdradzi go z lesbijką.... Gdzie tu logika?
Pomijając 1 sezon, gdzie wszyscy bohaterowie byli nowi to w 2 sezonie mieliśmy w większości znanych nam bohaterów, ale też jak to było w przypadku głównej bohaterki kilku nowych. Natomiast główna para 3 sezonu była nam dobrze znana z poprzednich sezonów i dlatego twórcy nie skupiali się na nich tak bardzo jak na parach w poprzednich sezonach. Było to też wspominane przez samych aktorów w wywiadach, głównie się je znajdzie oczywiście po angielsku.